Wydarzenia na Wołyniu były ludobójstwem. Dążono do wyeliminowania Polaków jako grupy narodowej, a ton działaniom nadali ludzie, którzy chcieli zabić jak najwięcej osób” – mówił prof. Grzegorz Berendt, zastępca dyrektora Muzeum II Wojny światowej w Gdańsku.
W niedzielę minęła 78. rocznica kulminacji zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, w wyniku której w latach czterdziestych XX w. ukraińscy nacjonaliści z OUN-UPA zamordowali dziesiątki tysięcy Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej – mężczyzn, kobiety i dzieci.
11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA napadły na blisko 100 polskich miejscowości na Wołyniu, był dniem apogeum rzezi wołyńskiej. Wydarzenia te przeszły do historii jako tzw. krwawa niedziela.
„Pamiętajmy, że pierwszą gwałtowną odsłoną wojenną były napaści na polskich żołnierzy i funkcjonariuszy we wrześniu 1939 r. Później zostało to niejako przytłumione przez Sowietów, którzy likwidowali działaczy narodowych na terenach okupowanych. Ci ludzie ponownie jednak podnieśli głowę i ruszyli do działań przestępczych wraz z niemieckim atakiem na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r.” – wyjaśnił historyk.
Prof. Grzegorz Berendt w Republika TV przypomniał, że ukraińscy nacjonaliści związani z Ukraińską Powstańczą Armią dokonywali napadów na pojedyncze osoby i rodziny już w latach wcześniejszych. „Pamiętajmy, że pierwszą gwałtowną odsłoną wojenną były napaści na polskich żołnierzy i funkcjonariuszy we wrześniu 1939 r. Później zostało to niejako przytłumione przez Sowietów, którzy likwidowali działaczy narodowych na terenach okupowanych. Ci ludzie ponownie jednak podnieśli głowę i ruszyli do działań przestępczych wraz z niemieckim atakiem na Związek Sowiecki w czerwcu 1941 r.” – wyjaśnił historyk.
Tysiące ukraińskich nacjonalistów udało się na służbę do różnych niemieckich instytucji i formacji pomocniczych, a Niemcy – jak wskazał Berendt – skwapliwie ich wykorzystywali do realizowania swojej polityki. „Ukraińscy nacjonaliści zawiedli się w swoich nadziejach, co do stworzenia niezależnego państwa ukraińskiego u boku III Rzeszy, jednak nie zrezygnowali z planów, aby dążyć do państwa ukraińskiego wolnego od obcoplemieńców” – wskazał historyk.
W ciągu kilkunastu miesięcy od początku okupacji niemieckiej ekstremiści uczestniczyli w akcjach likwidacyjnych wymierzonych najpierw w Żydów, następnie w przedstawicieli reżimu sowieckiego, natomiast od 9 lutego 1943 r. przystąpili do atakowania dużych skupisk ludności polskiej. Jak wyjaśnił prof. Berendt, data 9 lutego 1943 r. jest związana z wymordowaniem Polaków we wsi Parośla. „Polacy zostali wówczas zamordowani w podstępny sposób. Ukraińcy bowiem powiedzieli im, że powinni dać się związać, aby Niemcy nie obwinili ich o współpracę z ukraińskimi partyzantami. Gdy Polacy się na to zgodzili, będąc bezbronnymi, zostali zamordowani” - mówił historyk.
W ocenie zastępcy dyrektora Muzeum II Wojny Światowej to, co wydarzyło się na Wołyniu było ludobójstwem. „To było bowiem dążenie do wyeliminowania Polaków jako grupy narodowej, a ton tym działaniom nadali ludzie, którzy z jednej strony chcieli zabić jak najwięcej osób, a z drugiej pozostałych przerazić i zmusić do ucieczki” – ocenił.
W ocenie zastępcy dyrektora Muzeum II Wojny Światowej to, co wydarzyło się na Wołyniu było ludobójstwem. „To było bowiem dążenie do wyeliminowania Polaków jako grupy narodowej, a ton tym działaniom nadali ludzie, którzy z jednej strony chcieli zabić jak najwięcej osób, a z drugiej pozostałych przerazić i zmusić do ucieczki” – ocenił.
Pytany, czy Armia Krajowa i inne struktury polskiego państwa podziemnego zrobiły wszystko, by uratować Polaków z Wołynia, historyk przypomniał, że struktury AK na tych terenach były 1943 r. słabe kadrowo. „Polacy nie mieli takich sił, aby stawić się tysiącom dość dobrze uzbrojonych ukraińskich nacjonalistów. Nie było polskich leśnych oddziałów partyzanckich w tej sile wiosną i latem 1943 r. Dopiero w obliczu ludobójstwa, Komenda Główna AK zdecydowała o formowaniu oddziałów, które znamy z 1944 r.” – wyjaśnił prof. Grzegorz Berendt.(PAP)
autorka: Anna Kruszyńska
akr/ aszw/