Zdarzenia przemilczane prędzej czy później powrócą; nie da się budować porozumienia z Ukraińcami wyłącznie na pozytywnych epizodach w naszej historii – mówi PAP historyk z IPN dr Tomasz Bereza. Jeżeli historia ma być – i jest – nauczycielką życia, to my jako uczniowie jesteśmy zobowiązani do odrobienia wszystkich lekcji. Bez względu na skalę trudności tematu – dodaje.
W niedzielę mija 78. rocznica kulminacji zbrodni wołyńsko-galicyjskiej, w której wyniku w latach czterdziestych XX w. ukraińscy nacjonaliści z OUN-UPA zamordowali dziesiątki tysięcy Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej – mężczyzn, kobiety i dzieci. 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA napadły na blisko 100 polskich miejscowości na Wołyniu, był dniem apogeum rzezi wołyńskiej. Wydarzenia te przeszły do historii jako tzw. krwawa niedziela.
Polska Agencja Prasowa: W jaki sposób należy rozmawiać z Ukrainą o zbrodni wołyńsko-galicyjskiej? Polacy przecież nigdy nie zgodzą się na kult Ukraińskiej Powstańczej Armii, która odpowiada za ludobójstwo popełnione na polskiej ludności cywilnej, a z drugiej strony wydaje się, że w Ukrainie pamięć o UPA nie ma charakteru antypolskiego, lecz antysowiecki.
Dr Tomasz Bereza: W jaki sposób rozmawiać o zbrodni wołyńsko-galicyjskiej? Wyłącznie opierając się na faktach. Żadnego innego, alternatywnego rozwiązania nie widzę.
Co do antysowieckiego charakteru UPA, to chciałbym zwrócić uwagę, że według ustaleń KGB z 1973 r. – a służbie tej bynajmniej nie zależało na zaniżaniu liczb – w latach 1944–1953 straty sowieckie z rąk bojówek OUN-UPA wyniosły nieco ponad 30 tys. osób. W liczbie tej zawarto żołnierzy Armii Czerwonej, funkcjonariuszy i współpracowników organów bezpieczeństwa, działaczy partyjnych, aktywistów kołchozowych itp.
Kilka lat temu znawca stosunków polsko-ukraińskich prof. Grzegorz Motyka w książce poświęconej zbrodni wołyńskiej, zamykając swoje rozważania na temat konfliktu pamięci, stwierdził, że do jego rozwiązania wystarczyłoby jedno proste zdanie wypowiedziane przez wysokiego przedstawiciela państwa ukraińskiego; pozwolę sobie je zacytować: "W latach 1943-1945 Ukraińska Powstańcza Armia dopuściła się masowych mordów na Polakach, których nie da się usprawiedliwić, potępiamy je". Tylko tyle – lub aż tyle.
Tymczasem w latach 1941–1947 z rąk nacjonalistów ukraińskich, według najostrożniejszych szacunków, zginęło 87 tys. Polaków, z czego 60 tys. na Wołyniu, 20 tys. – w Małopolsce Wschodniej, a ok. 7 tys. – na terytorium dzisiejszej Polski. Ofiarami bojówek OUN-UPA padali ludzie bez względu na zawód, płeć i wiek. W 1943 r. na Wołyniu decydującym o życiu i śmierci kryterium były narodowość i wyznanie.
Podane liczby pokazują charakter działalności OUN-UPA, szczególnie w okresie wojny. Na Ukrainie eksponuje się tylko tę pierwszą wielkość; straty polskie są przemilczane, albo - wbrew źródłowym informacjom – zaniżane.
PAP: Czy ten konflikt pamięci dotyczący UPA i pamięci o zbrodni wołyńsko-galicyjskiej jest w ogóle rozwiązywalny? Np. wspólne oświadczenie najwyższych władz Polski i Ukrainy? Jeżeli tak, to co - pana doktora zdaniem - powinno znaleźć się w takim oświadczeniu?
Tomasz Bereza: Nie chcę przekraczać swoich kompetencji i uchylę się od odpowiedzi na tak postawione pytanie. Chciałbym jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat dochodziło do spotkań na najwyższym szczeblu - i różne środowiska oraz autorytety występowały z kolejnymi już oświadczeniami. Czy ktoś poza wąskim gronem specjalistów jeszcze je pamięta?
Kilka lat temu znawca stosunków polsko-ukraińskich prof. Grzegorz Motyka w książce poświęconej zbrodni wołyńskiej, zamykając swoje rozważania na temat konfliktu pamięci, stwierdził, że do jego rozwiązania wystarczyłoby jedno proste zdanie wypowiedziane przez wysokiego przedstawiciela państwa ukraińskiego; pozwolę sobie je zacytować: "W latach 1943-1945 Ukraińska Powstańcza Armia dopuściła się masowych mordów na Polakach, których nie da się usprawiedliwić, potępiamy je". Tylko tyle – lub aż tyle.
PAP: Czy zgadza się pan doktor z opinią, że intensyfikowanie tego sporu polsko-ukraińskiego służy Rosji do prowadzenia jej neoimperialnej polityki? Czy dostrzega pan tutaj zagrożenie polegające na tym, że skłóceni o sprawy historyczne Polacy i Ukraińcy będą słabsi względem Federacji Rosyjskiej?
Patrząc wstecz, cofając się nawet o kilka wieków, widać wyraźnie, że konflikty między Polakami a Ukraińcami - a wcześniej Kozakami a Rzecząpospolitą - zawsze wykorzystywał ktoś trzeci – ze szkodą i dla jednych, i dla drugich.
Tomasz Bereza: Konflikt pamięci na pewno nie służy ani Polsce, ani Ukrainie. W Polsce jest przysłowie: "Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Z tego, co się orientuję, ma ono swoje odpowiedniki również na Ukrainie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto taki antagonizm będzie chciał wykorzystać do realizacji własnych celów. Patrząc wstecz, cofając się nawet o kilka wieków, widać wyraźnie, że konflikty między Polakami a Ukraińcami - a wcześniej Kozakami a Rzecząpospolitą - zawsze wykorzystywał ktoś trzeci – ze szkodą i dla jednych, i dla drugich.
PAP: Prezes Związku Ukraińców w Polsce Mirosław Skórka powiedział w niedawnym wywiadzie dla Ukrinform, że ukraińsko-polska historia jest jak ser szwajcarski: jeśli chcemy zbudować coś pozytywnego, wybierzemy ser, negatywnego - dziury, a wybór należy do nas. Co pan doktor sądzi o tym, by koncentrować się na pozytywach w historii obu narodów, żeby - jak mówi Skórka - nie było wojny pamięci i stereotypów między Ukraińcami a Polakami?
Tomasz Bereza: Nie zaliczam się do znawców szwajcarskiego sera, ale wydaje mi się, że na ser szwajcarski składają się i masa, i dziury. Łączą się w jedną niepowtarzalną całość. Nie da się odtworzyć procesu dziejowego tylko na wyselekcjonowanych elementach i nie da się budować porozumienia wyłącznie na pozytywnych epizodach. Zdarzenia przemilczane prędzej czy później powrócą. Jeżeli historia ma być – i jest – nauczycielką życia, to my jako uczniowie jesteśmy zobowiązani do odrobienia wszystkich lekcji. Bez względu na skalę trudności tematu.
PAP: Prezes Związku Ukraińców mówił też, że śmierć kilkudziesięciu tysięcy Polaków z rąk Ukraińców nie jest wynikiem powstania nacjonalizmu ukraińskiego, ponieważ ludzie na Wołyniu nie czytali ukraińskiego działacza politycznego Dmytra Doncowa.
Opracowana niemal w przededniu wybuchu II wojny światowej przez jednego z liderów-teoretyków OUN Mychajłę Kołodzińskiego "Ukraińska doktryna wojenna" zakładała zaangażowanie chłopów do przeprowadzenia czystki etnicznej na wielką skalę, z dużym ładunkiem okrucieństwa.
Tomasz Bereza: Stwierdzenie takie jest w istocie odrzuceniem wniosków wypływających z najnowszych badań wielu historyków - i to nie tylko polskich czy ukraińskich. Sprowadzanie rzezi wołyńskiej do "słusznego" "buntu chłopskiego" przy przemilczeniu roli, jaką w opracowaniu scenariusza nowoczesnego ludobójstwa odegrały ideologia ukraińskiego nacjonalizmu i Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, jest niczym innym, jak tylko próbą konserwacji tezy forsowanej przez środowiska ouenowskie jeszcze w okresie II wojny światowej.
Opracowana niemal w przededniu wybuchu II wojny światowej przez jednego z liderów-teoretyków OUN Mychajłę Kołodzińskiego "Ukraińska doktryna wojenna" zakładała zaangażowanie chłopów do przeprowadzenia czystki etnicznej na wielką skalę, z dużym ładunkiem okrucieństwa.
PAP: Warto też odnieść się do kwestii stosunku władz II Rzeczypospolitej do Ukraińców na Wołyniu i Galicji Wschodniej. Prezes Związku Ukraińców mówi, że to, co wydarzyło się w 1943 r., było konsekwencją nie tylko okupacji, ale również polityki II RP wobec Ukraińców, którzy byli traktowani na Kresach jako "obywatele drugiej kategorii", gdy niszczono ich cerkwie, pozbawiano pracy lub możliwości nauki.
Tomasz Bereza: Rzeczywiście polityka władz państwowych względem mniejszości ukraińskiej w II Rzeczypospolitej - co wyraźnie widać z perspektywy czasu - była błędna. Zastosowanie zasady zbiorowej odpowiedzialności za działania OUN w 1930 r., rozbiórka cerkwi – zaznaczyć trzeba, że część z nich było nieczynnych – na Chełmszczyźnie nie mogła przysparzać sympatyków państwu polskiemu. Z drugiej strony, jeżeli spojrzymy na życiorysy wielu liderów OUN i późniejszych dowódców UPA, to wielu z nich miało za sobą epizod kary więzienia bądź pobytu w Miejscu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Wyroki śmierci były rzadkością i ferowane zazwyczaj w sprawach zabójstw o podłożu politycznym bądź kryminalnym. Należy również pamiętać o tym, że mniejszość ukraińska miała własną reprezentację parlamentarną.
Ukraińcy jednak postrzegali państwo polskie co najwyżej jako macochę, nie zaś matkę. Doświadczenia Ukraińców, płynące z ich egzystencji w II Rzeczypospolitej, na pewno były w części bolesne, w żaden sposób nie mogą jednak usprawiedliwiać późniejszego ludobójstwa.
PAP: Wśród trudnych spraw polsko-ukraińskich jest kwestia ekshumacji na terenie Ukrainy szczątków polskich ofiar z okresu II wojny światowej, w tym ofiar UPA. W jaki sposób skłonić władze Ukrainy do tego, by umożliwiły realizację tych prac polskim specjalistom? W tej sprawie głos zabierali nawet prezydenci Polski i Ukrainy, Andrzej Duda i Wołodymyr Zełenski, którzy mówili o potrzebie zapewnienia możliwości poszukiwań i ekshumacji, jednak w ubiegłym roku ukraiński IPN uzależnił zniesienie moratorium w tej sprawie od odnowienia mogiły UPA na wzgórzu Monastyr w jej pierwotnym kształcie.
W trakcie dyskusji o zbrodni wołyńsko-galicyjskiej trzeba koncentrować się przede wszystkim na faktach. Ze względu na skalę i okrucieństwo tamtych wydarzeń emocji nie da się uniknąć, warto je jednak podporządkować sile argumentów, sile prawdy.
Tomasz Bereza: Pomysłu na to nie mam, nie jestem zresztą uprawniony do takich rozważań. Ukraina jest państwem suwerennym. Natomiast jestem przekonany, że przeprowadzenie w profesjonalny sposób badań na wzgórzu Monastyr na Roztoczu, ewentualna ekshumacja i identyfikacja, a następnie pochówek – na pewno wyznaczyłyby standardy, jakie powinniśmy w przyszłości stosować. I to zarówno podczas prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych w Polsce, jak i na Ukrainie.
PAP: Nie tylko prezes Związku Ukraińców w Polsce, ale zapewne też wszystkie strony sporu polsko-ukraińskiego przestrzegają, żeby w relacjach Polaków i Ukraińców nie siać nienawiści i niezgody, bo to grozi kolejnymi przejawami zła.
Tomasz Bereza: W trakcie dyskusji o zbrodni wołyńsko-galicyjskiej trzeba koncentrować się przede wszystkim na faktach. Ze względu na skalę i okrucieństwo tamtych wydarzeń emocji nie da się uniknąć, warto je jednak podporządkować sile argumentów, sile prawdy.
Rozmawiał Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ skp /