Każdy, kto mieszkał w Oświęcimiu lub okolicy, był przerażony obozem Auschwitz – mówiła stuletnia oświęcimianka Józefa Handzlik, która we wtorek w Muzeum Pamięci Mieszkańców Ziemi Oświęcimskiej podzieliła się swoimi wspomnieniami z czasów niemieckiej okupacji.
Józefa Handzlik, z domu Hatłas, była jedną z wielu odważnych osób pomagających więźniom KL Auschwitz. Setne urodziny obchodziła 16 lutego. Urodziła się w Brzezince, jako 11 dziecko Marii i Pawła Hatłasów. Przed wojną ukończyła 7 klas szkoły powszechnej.
Podczas niemieckiej okupacji wraz z rodzicami i rodzeństwem znalazła się wśród tysięcy wysiedlonych przez Niemców z podoświęcimskich wsi ze względu na planowaną rozbudowę KL Auschwitz. Wspominała, że rodzina przeszła wówczas bardzo wiele. Podczas wysiedlenia jej matka doznała zawału.
W 1941 roku Józefa rozpoczęła pracę w sklepie Baty znajdującym się w Rynku w Oświęcimiu. Pracowała tam m.in. z Zofią Szewczyk, siostrą majora Piotra Szewczyka, oficera policji i Wojska Polskiego, cichociemnego, a także Irena Bubec. "Irena w 1941 r. sprzedała buty żydowskiemu chłopcu. Tego nie wolno było robić. (…) Ona miała przyjaciela, w którym kochała się jej koleżanka. Z zazdrości powiedziała Niemcom o tych butach. Irena stanęła przed sądem i została skazana na pobyt w KL Auschwitz" – relacjonowała.
Irena Bubec przeżyła obóz dzięki Józefie Handzlik. Więźniarka przesłała jej gryps, w którym prosiła o pomoc. "Trudności były ogromne. Trzeba było bardzo uważać, by ktoś nie zdradził. Przychodzi pewnego dnia mężczyzna, pracownik z obozu, i podaje karteczkę. (…) Tam było napisane: Józia! Poślij mi lekarstwa, bo jestem ciężko chora. Już nie pamiętam nazw. Miałam znajomą farmaceutkę, żarliwą patriotkę. Ona dostarczyła mi ten lek. Potem, ten mężczyzna go zabrał. Ale Irena nie była jedyna. (…) Na lekarstwa wydałam dużo pieniędzy. Nigdy ich wiele nie miałam, ale też nie przywiązywałam do nich wagi. Życie ludzkie jest wartością większą" – mówiła Józefa Handzlik.
Bubec doczekała wolności w obozie w północnych Niemczech, który wyzwolili Amerykanie. Potem leczyła się w Szwecji, ale wróciła do Oświęcimia. "Całą noc nie spałyśmy wtedy. Rozmawiałyśmy. Opowiadała o swoich przeżyciach" – wspominała stulatka.
Józefa Hatłas współpracowała również z Heleną Stupką, która podczas II wojny światowej działała w konspiracji, najpierw w Związku Walki Zbrojnej, potem w Armii Krajowej. Organizowała żywność oraz przekazywała grypsy. Stupka kierowała Komitetem Niesienia Pomocy Więźniom Politycznym Obozu Oświęcimskiego. Pomogła wielu uciekinierom z KL Auschwitz, m.in. Augustowi Kowalczykowi. Uczestniczyła także w przygotowaniach do innych ucieczek.
"Stupkowa potrzebowała zawsze żywności. Mogła to być kasza, ryż, ziemniaki z tłuszczem. Gotowała na drugim piętrze w kamienicy obok. (…) Żywność zostawiałyśmy jej na dole. Inne lokatorki wiedziały, że to nie dla nich. Stupkowa gotowała. Odbierali to potem pracownicy zatrudnieni na terenie obozu. Oni byli z Oświęcimia; Stupka ich znała. Przekazywali żywność więźniom. (…) Zosia Szewczyk miała innych znajomych, którym pomagała. Bardzo się narażała. (…) Za taką pomoc groził co najmniej pobyt w obozie. To nie było bezpieczne" – opowiadała.
Jak podkreśliła, obóz Auschwitz wszystkich przerażał. "Każdy, kto mieszkał w Oświęcimiu lub okolicy, był przerażony obozem Auschwitz" – mówiła.
Wspominała m.in., że widziała kolumny więźniów prowadzonych do pracy. "Widziałam ich codzienne. Szli o 7. rano do pracy. Maszerowali żywo. Potem wracali wymęczeni, poturbowani, pobici. Poszłam tylko raz porządnie się przyjrzeć. Nie dało się patrzeć. Jeden drugiego ciągnął, choć sam nie miał siły. Na końcu jechała furmanka z wysokimi burtami. Z tego wozu kapała krew. Rany boskie, oni tam musieli być ranni" – relacjonowała Józefa Hatłas.
27 stycznia 1945 r. do miasta i obozu wkroczyła Armia Czerwona. "Wyzwolenie. Krzyczałyśmy: wyzwolenie, wyzwolenie! Było kilka osób, które przybiegły na rynek z radości, że wojna się kończy" – mówiła.
Po wojnie nie było łatwo. Rodzice, którym Niemcy wszystko zabrali, nie mieli nic. "Były czyste pola; bez zabudowań. A tatuś miał do, warsztat, rzeźnię, stodołę. Wszystko stracone. Ciężkie życie było. Trudno to opowiedzieć" – wspominała.
Dyrektor Muzeum Pamięci w Oświęcimiu Dorota Mleczko podkreśliła we wtorek podczas spotkania, że szczególnie w obecnym czasie "jest istotne, by na nowo wsłuchiwać się uważnie i wnikliwie w to, co mówią świadkowie historii". "Świadkowie historii, jak pani Józefa, w momencie trudnych wyborów, próby, jakiej zostali poddani kilkadziesiąt lat temu, umieli zachować człowieczeństwo stając się cichymi bohaterami" – powiedziała.
Muzeum Pamięci jest samorządową instytucja kultury, której organizatorem jest powiat oświęcimski, a organem współprowadzącym ministerstwo kultury. Jego misją jest prowadzenie działań mających na celu upamiętnienie mieszkańców ziemi oświęcimskiej, ze szczególnym uwzględnieniem okresu II wojny światowej i pomocy, jaką niejednokrotnie z narażeniem życia nieśli oni więźniom obozu. (PAP)
Autor: Marek Szafrański
szf/ pat/