
"Wiedźma z Chwaliszewa", stracona w 1511 roku poznańska znachorka to, według źródeł, pierwsza na ziemiach polskich kobieta, którą spalono na stosie za używanie czarów. We wtorek odbędzie się spotkanie konsultacyjne dotyczące formy i lokalizacji pomnika upamiętniającego poznańską „czarownicę”.
W Europie za okres największej liczby procesów czarownic uznaje się czas między XV a XVII wiekiem. Na ziemiach polskich, jak podają źródła, pierwszy ze stosów, na którym spalono "czarownicę", zapłonął w 1511 roku na terenie obecnego Poznania. Chwaliszewo, obecna dzielnica miasta, była wówczas miejscem, gdzie znajdowały się warzelnie piwa. O zatrucie wody w kadziach browarów – przez co poważnie zatruła się duża część mieszkańców - mieszkańcy podejrzewali wiedźmę, czyli znachorkę; kobietę, która zajmowała się ziołolecznictwem. Ówczesna „zbrodnia” mieszkanki Chwaliszewa była o tyle znacząca, że w tamtych czasach piwo było dość ważnym i popularnym napojem. Kobiecie przedstawiono więc zarzut rzucenia czarów i skazano na śmierć przez spalenie na stosie.
We wtorek, 6 maja, w Pawilonie Nowej Gazowni i Parku Stare Koryto Warty w Poznaniu odbędzie się spotkanie konsultacyjne dotyczące formy i lokalizacji pomnika upamiętniającego wiedźmę z Chwaliszewa. Urząd Miasta Poznania podał, że spotkanie składać się będzie z dwóch części. W pierwszej z nich, odbywającej się w Pawilonie przy ul. Ewangelickiej 1, przedstawiony zostanie pomysł, kontekst historyczny i społeczny inicjatywy, oraz procedura formalna związana z realizacją pomnika. Następnie uczestnicy zostaną zaproszeni do Parku Stare Koryto Warty, gdzie będzie można zapoznać się z rzeźbą oraz porozmawiać z inicjatorkami i organizacjami wspierającymi projekt.
W 2024 roku powstała i była już prezentowana podczas Festiwalu Malta w Poznaniu, rzeźba autorstwa Alicji Białej przedstawiająca kobiecą postać o wzroście przeciętnej Polki (166 cm), wykonana ze stali częściowo trawionej kwasem. Lustrzana powierzchnia sprawia - jak podkreślają jej twórcy - że każda osoba może się w niej przejrzeć; symbolicznie i dosłownie. Teraz Malta Festiwal oraz Kulczyk Foundation, będąca fundatorem rzeźby, chcą, aby pomnik "wiedźmy" powrócił do Parku Stare Koryto Warty i został w nim na stałe. Wtorkowe spotkanie ma mieć zatem charakter konsultacji społecznych, w których mieszkańcy miasta będą mogli wyrazić swoje zdanie przed podjęciem ostatecznej decyzji przez Zespół ds. wznoszenia pomników.
Pomysł upamiętnienia w przestrzeni Poznania "wiedźmy z Chwaliszewa" nie jest nowy. Inicjatorką pomnika jest poznańska artystka i aktywistka Ewa Łowżył, która już w 2015 roku w rozmowie z PAP podkreślała, że niesłuszne oskarżenia będące podstawą śmierci niewinnych kobiet w średniowieczu, mają bardzo uniwersalny wymiar.
„Historię Poznania tworzyli i mężczyźni, i kobiety. Bywały w niej i momenty chwalebne, i dramatyczne, o których powinno się pamiętać w równym stopniu. Moim zdaniem nawet teraz kobiety o wyrazistej osobowości często traktowane są podejrzliwie, a rzucanie fałszywych oskarżeń jest w dzisiejszych czasach bardzo niebezpieczną bronią” – mówiła Łowżył.
Poznańskie Chwaliszewo nie było jedynym miejscem w Wielkopolsce, w którym płonęły stosy czarownic. Swoją niechlubną historię ma m.in. Września, w której córka i żona owczarza miały spłonąć na stosie oskarżone o kontakty z diabłem. Wiele procesów miało miejsce także w Kaliszu, Wągrowcu, Gnieźnie czy Wronkach.
Udokumentowane są także procesy czarownic w ok. 11-tysięcznej miejscowości Jastrowie. Pierwszy proces czarownic odbył się tam w 1617 roku, zaś ostatni w 1733. Jedną z najbardziej znanych historii jest ta o żonie i córce jastrowskiego tkacza. Według źródeł, w 1726 roku jego córkę Katarzynę odwiedziła sierota, i ta poczęstowała ją kawałkiem chleba. Wcześniej obie dziewczyny zauroczyły się tym samych chłopakiem. Po spotkaniu w domu tkacza sierota skarżyła się ludziom, że Katarzyna ją zatruła. W konsekwencji tych oskarżeń córkę i żonę tkacza uznano za czarownice. Mężczyzna nie wierzył w te oskarżenia i nakazał przeprowadzenie próby wody. Kobiety ubrane były jednak w obszerne spódnice i - jako że nie utonęły od razu – uznano, że mają konszachty z diabłem. Wtedy mężczyzna wyrzekł się ich.
Źródła podają, że podczas tortur Katarzyna nie przyznała się do uprawiania czarów, została jednak skazana na podstawie zeznań matki, która nie wytrzymała ciągłego torturowania i potwierdziła wszystko, co jej zarzucali. Starszą kobietę skazano na stos, Katarzynę zaś na wygnanie. Do spalenia "czarownicy" w tym przypadku jednak ostatecznie nie doszło; obie kobiety ocalały.
W okolicach Ostrzeszowa znajduje się natomiast miejscowość Doruchów, która nazywana jest „polskim Salem”. W 1775 roku miało tu dojść do stracenia 14 kobiet oskarżonych o czary. Jedną z owych "czarownic" miała być żona gospodarza, której powodziło się nad wyraz dobrze – więc uznano, że to na pewno za sprawą paktu z diabłem. Drugą z nich była wdowa, którą oskarżono o spowodowanie śmierci własnej córki; kolejną – chora psychicznie dziewczyna.
Dla mieszkańców Doruchowa wyłapanie wszystkich "czarownic" nie było większym problemem. W konsekwencji zatrzymano wszystkie podejrzane kobiety z Doruchowa i okolic, by poddać je okrutnym torturom. Te, które tortury przeżyły, przewieziono w beczkach i asyście zakonników na tzw. Łysą Górę, gdzie miały się wcześniej spotykać i przywoływać nieczyste moce. Kobietom obcięto głowy, a ciała – dla pewności – spalono na stosie. Następnego dnia stracono także trzy córki domniemanych czarownic, które rzekomo miały wyssać nadprzyrodzone umiejętności z mlekiem matki i nauczyć się od nich rzucania zaklęć.
Według niektórych źródeł historycznych proces kobiet z Doruchowa uznaje się za ostatni w Wielkopolsce, a jednocześnie ostatni w Polsce w okresie największych polowań na czarownice. Historycy nie są w stanie oszacować dokładnej liczby procesów kobiet uznanych za czarownice na ziemiach polskich. Liczba ta waha się od 1,5 do 20 tys. osądzonych za czary.
Formalnym zakończeniem procesów była w Polsce konstytucja Sejmu Warszawskiego z roku 1776, zakazująca stosowania tortur, jak również karania śmiercią w sprawach sądzenia o czary. Mimo to, jak podkreślają historycy, w późniejszym okresie nadal zdarzały się samosądy, bo wiara w czary nie zaniknęła wraz z ustawą.
Anna Jowsa (PAP)
ajw/ sdd/