Nie jest zaskoczeniem, że w 85. rocznicę napaści hitlerowskiej i sowieckiej na Polskę wrześniowe „Mówią Wieki” poświęcone jest Warszawie 1939 r. Autorzy licznych tekstów zamieszczonych w tym historycznym miesięczniku oddają głos świadkom, piszą o wojnie widzianej z ich perspektywy - cywilów, działaczy społecznych zaangażowanych w obronę stolicy, dzieci, dziennikarzy, literatów.
Piotr Gucwa z Muzeum Bitwy Warszawskiej 1920 r. w Radzyminie ocenia w artykule „Literaci we wrześniu 1939 roku”, że dla nich atak Niemców i wkroczenie sowietów było „końcem świata, jaki znali”. „Pozostawione przez nich dzienniki i wspomnienia są nie tylko kronikarskim zapisem indywidualnych, często dramatycznych losów, lecz także stanu ducha elit kulturalnych Drugiej RP w obliczu upadku państwa” - pisze.
Przypomina, że choć w przedwojennej Polsce obowiązywał optymizm, co do siły II Rzeczpospolitej, to Witkacy nie miał złudzeń. 18 marca 1939 roku, trzy dni po zajęciu Pragi przez Wehrmacht, na marginesie listu do Hansa Corneliusa, niemieckiego filozofa zrobił krótki dopisek: „Światowa katastrofa zbliża się coraz bardziej. Czy się potem odnajdziemy, jest bardzo wątpliwe”. Natomiast w sierpniu ’39 powiedział spotkanemu w Tatrach Rafałowi Malczewskiemu, że wojna będzie końcem ich pokolenia.
Nadciągająca katastrofa zmuszała literatów do rewizji swych poglądów. „Julian Tuwim, autor antywojennego wiersza `Do prostego człowieka`, w liście do Mariana Piechala przyznał, że zgadza się ze słowami ministra (spraw zagranicznych Józefa) Becka o pokoju za wszelką cenę, przy czym ujął to bardziej dosadnie: `Jeżeli mi ktoś (kiedykolwiek) chce ojczyznę ruszyć – to w zęby; bez pacyfizmów`” - podkreśla Gucwa.
„We wrześniu niewielu pisarzy założyło mundur Wojska Polskiego. Konstanty Gałczyński otrzymał kartę mobilizacyjną 25 sierpnia. Do 17 września służył w Korpusie Ochrony Pogranicza, po agresji ZSRR jego niewielka jednostka została zaatakowana przez wojska sowieckie, a poeta wylądował jako jeniec w Kozielsku” – relacjonuje autor artykułu.
Następnie wymienia Sergiusza Piaseckiego, który służył w batalionie KOP w Rykontach. „W połowie września jego oddział próbował się przebić do Grodna, a kiedy miasto zostało zajęte przez Sowietów, skierował się do Warszawy, ale nie zdołał tam dotrzeć przed kapitulacją” - wyjaśnia
Z kolei Piotr Maroński z Muzeum Niepodległości w Warszawie opowiada o pierwszych dniach wojny sięgając po wspomnienia m.in. Zofii Petersowej, przedwojennej kuratorki warszawskich domów poprawczych dla dziewcząt i więzienia na Mokotowie, w czasie obrony Warszawy - sanitariuszki.
Tym co zaskakuje w jej relacji, to oszczędny styl, w którym notuje wydarzenia niosące ogromny ładunek emocjonalny. „Mąż i syn autorki zgłosili się do wojska – `Jeszcze jeden uścisk męża, jeszcze jeden uścisk syna i wyszli śpiesznie bez walizek, bez pledów, jedynie z małymi teczkami w ręku`” - cytuje Petersową.
Inaczej, choć niemniej groźnie, wygląda wojna widziana oczyma dziecka. Kierownik Działu Zbiorów Muzeum Niepodległości w Warszawie Małgorzata Karolina Piekarska pokazuje ją przez pryzmat wspomnień braci Piekarskich.
Obaj chłopcy ekscytowali się tym, co się dzieje. Wierzyli w zwycięstwo. Drugiego dnia wojny pobiegli obejrzeć polskie wojsko. Chęć zobaczenia wojska była silniejsza niż zakaz mamy oddalania się od domu” – pisze Piekarska. „Byliśmy tak urzeczeni tym widokiem, że dopiero po chwili uświadomiliśmy sobie, że niebo nad nami drży od dudnienia ciężkich bombowców
„1 września rano zbudziły nas dalekie detonacje i wycie syren na alarm. Ponieważ w sierpniu kilkakrotnie były tzw. próbne alarmy, teraz nie zrobiło to na nas większego wrażenia. Wygramoliliśmy się z łóżek i na rozkaz mamy poszliśmy do łazienki. Siedzieliśmy w wannie, troskliwie szorowani przez mamę, gdy znów zawyły syreny na alarm i nastąpiły serie potężnych wybuchów. Dom zatrząsł się lekko w posadach. Zdenerwowana mama ostro wycierała mnie ręcznikiem, gdy wpadł dziadek. Wojna!”– tak początek wojny opisywał Maciej Piekarski, wówczas siedmiolatek.
„Obaj chłopcy ekscytowali się tym, co się dzieje. Wierzyli w zwycięstwo. Drugiego dnia wojny pobiegli obejrzeć polskie wojsko. Chęć zobaczenia wojska była silniejsza niż zakaz mamy oddalania się od domu” – pisze Piekarska. „Byliśmy tak urzeczeni tym widokiem, że dopiero po chwili uświadomiliśmy sobie, że niebo nad nami drży od dudnienia ciężkich bombowców” – wspominał Maciek.
„Śmierć! Tylekroć ostatnio słyszałem o niej, lecz nigdy nie zetknąłem się z nią bezpośrednio. […] Teraz, wśród nękającego huku ognia artyleryjskiego, ten zapis ojca jakby ją urealniał i przybliżał. Rozpłakałem się” – wspominał Maciej Piekarski.
Autorka teksu podkreśla, że „śmierć była dla chłopców abstrakcją, dopóki ich ojciec nie wrócił do domu w zakrwawionym płaszczu”. Była to krew żołnierza, który umarł mu na rękach. „Po chwili milczenia – relacjonował chłopiec – ojciec przysunął się do stołu, wyjął portfel, a z niego jedną ze swoich wizytówek. Wyjął też z kieszeni watermanna i zaczął coś kaligrafować na wizytówce. Podszedłem cicho z tyłu i zajrzałem mu przez ramię. Równo, jak na projektach ojca, literki układały się w napis: W razie śmierci powiadomić Janinę Piekarską ul. Marszałkowska 81a u pani Henclewskiej”.
„Śmierć! Tylekroć ostatnio słyszałem o niej, lecz nigdy nie zetknąłem się z nią bezpośrednio. […] Teraz, wśród nękającego huku ognia artyleryjskiego, ten zapis ojca jakby ją urealniał i przybliżał. Rozpłakałem się” – wspominał Maciej Piekarski.
Ponadto w najnowszym numerze „Mówią Wieki” wrzesień 1939 r. pokazywany jest z perspektywy artystów tworzących plakaty, zarówno te propagandowe, wzywające do obrony zagrożonej niepodległości, jak i tych tworzących już po wojnie.
W miesięczniku jest także mowa „o pierwszych niemieckich decyzjach dotyczących rozlokowania w Warszawie okupacyjnych instytucji, w tym tej najstraszniej zapisanej w pamięci warszawiaków, Gestapo, które ulokowało się w al. Szucha, nazwanej nomen omen Strasse der Polizei”.
Redaktorzy „Mówią Wieki” pamiętali o jubileuszu Polskiego Towarzystwa Historycznego. Jego dzieje oraz przede wszystkim członków wspomina w tekście „Strażnicy historii, czyli dzieje PTH w pigułce” Maciej Krawczyk. „Wszystko zaczęło się pod zaborami, wiosną 1886 roku we Lwowie, gdy o niepodległej Rzeczypospolitej nikt nawet nie marzył. Wówczas młody historyk Fryderyk Papée zaproponował swojemu nieco starszemu koledze Ludwikowi Finklowi uczczenie ich wspólnego nauczyciela i mistrza Ksawerego Liskego. Zamiast wydawać kolejną księgę pamiątkową, postanowili założyć Towarzystwo Historyczne w celu wzbudzania i popierania rozwoju nauk historycznych ze szczególnym uwzględnieniem dziejów Rusi Czerwonej” – pisze Krawczyk.
Franciszek Mater zbliża się chyba do końca cyklu „Łączność – niedoceniana broń polskiej armii”. We wrześniowym numerze autor nie zatrzymuje się jedynie na opisie sprzętu łączności satelitarnej Sił Zbrojnych RP. Wskazuje także na wciąż nierozwiązane ograniczenia. Zwraca uwagę, że Siły Zbrojne posługując się zaawansowaną technologią są zdane „w tym momencie na konieczność dzierżawy pasm satelitarnych od dostawców komercyjnych”. „Wydaje się bowiem, że przyszłość łączności satelitarnej leży w urządzeniach typu LEO, czyli satelitach na niskich orbitach ziemskich – Low Earth Orbit – wymagających implementacji tysięcy jednostek, czego jak dotąd podjął się tylko sektor komercyjny, dokładniej Elon Musk” - wskazuje. (PAP)
wnk/ szuk/