12 lat funkcjonowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej to takie sprzyjanie jednej opcji światopoglądowej, bardziej liberalnej, bardziej lewicowej - powiedział PAP reżyser Arkadiusz Gołębiewski. Jego zdaniem, "część bardziej konserwatywna(...) zawsze była gdzieś na uboczu".
"12 lat funkcjonowania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, to mam wrażenie, raczej sprzyjanie jednej opcji światopoglądowej, bardziej liberalnej, bardziej lewicowej" - powiedział PAP reżyser Arkadiusz Gołębiewski.
Jednocześnie zaznaczył, że "część bardziej konserwatywna, szukająca inspiracji w polskim patriotyzmie, polskiej historii najnowszej, zawsze była gdzieś na uboczu".
Reżyser tłumaczył, że to zjawisko było widać podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, "czyli w filmach fabularnych na dużym ekranie, ale również w tych dokumentalnych".
"To sprawiło, że duża część środowiska, głównie filmowego, tego dokumentalnego, została gdzieś wyeliminowana" - mówił Gołębiewski. Twierdził, że miał poczucie spychania kina historycznego na zasadzie: "może Ministerstwo Obrony Narodowej, może Ministerstwo Edukacji, ale na pewno nie sztuki, bo to jest Polski Instytut Sztuki Filmowej".
Zdaniem reżysera to był błąd, który skutkował tym, że reżyserzy wybierali tematy "zapatrzone w kino europejskie, kino wymyślone, wydumane".
Jak stwierdził: "to się działo przez lata, że ta tematyka kina osadzonego w polskich rodzinach, w polskiej historii najnowszej, była gdzieś marginalizowana". I tłumaczył, że mimo że nie było jakichś jednoznacznych "zapisów", to środowisko doskonale wiedziało, "jakie projekty trzeba składać, kto jest w komisjach, jakie kino jest premiowane, a jakie po prostu z góry skazane na zepchnięcie".
W związku z tym - według Gołębiewskiego - wielu twórców realizowało filmy własnym sumptem. "Można oczywiście zrobić, jak zrobiłem film +Kwatera "Ł"+, że idę sam z kolegami i dokumentuję codzienną pracę profesora Szwagrzyka, z tego powstaje mocny, emocjonalny dokument" - mówił reżyser.
Podkreślił jednak, że "jeśli chcemy się mierzyć z innymi tematami, bardziej rozbudowanymi artystycznie, bardziej złożonymi w czasie, wymagającymi nakładów finansowych, to niestety muszą to być normalne, cywilizowane warunki, a nie można spychać nas, że my robiąc to kino o polskiej historii najnowszej, przywołując naszych bohaterów najbardziej zapomnianych, mamy zadowalać się budżetami 10, 20, 30 tysięcy złotych, kiedy średnia dotacja Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej obejmuje budżety 600-700 tys., a nawet milion - na filmy dokumentalne rozbieżność jest straszna".
Jednocześnie Gołębiewski podkreślił, że sytuacja w PISF się zmieniła. "Na zaproszenie pana ministra kultury jest kilku ekspertów, sam jestem liderem w jednej komisji w tym roku, w zeszłym roku byłem ekspertem na produkcji filmów dokumentalnych i widzę, jak brakuje ciągle zaufania twórców do instytucji państwowych, jak mało składamy tych projektów, jak brakuje często odwagi w składaniu, a jak już składamy, to są dosyć słabo składane" - tłumaczył.
"I to nie polega na tym, że to środowisko nie potrafi opowiadać filmowo, tylko należy ich przekonać i w to środowisko zainwestować" - dodał.
Jak podkreślił: "ta moja dwuletnia współpraca z PISF-em myślę, że układa się dobrze i nie mogę powiedzieć, że jakieś projekty są bardziej lobbowane, inne mniej, ktoś jest dyskryminowany".
"To, co na pewno nam przeszkadza, to chcielibyśmy, żeby tych projektów, takich naszych, bardziej konserwatywnych, opowiadających o polskiej historii najnowszej, było więcej, a jeśli one będą, to żeby były bardzo dobre" - powiedział Gołębiewski. I podsumował: "to jest dla nas jako dla liderów, ekspertów, podstawowym wyzwaniem pracy w tej komisji". (PAP)
ksz/ ksk/ mni/