Przetrwało prawie 400 kapliczek, chociaż nie do końca są zinwentaryzowane. To, że do dzisiaj znajdują się w zabytkowej przestrzeni Warszawy, to jest efekt prac lokalnych środowisk, varsavianistów, którzy otaczają je opieką – powiedział PAP historyk Adrian Sobieszczański.
"Niemiecki generalny gubernator (okupowanych przez Niemców ziem polskich – PAP) Hans Frank powiedział kiedyś, że gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, zawsze została święta z Częstochowy i kościół" – mówił PAP historyk i przewodnik miejski po Warszawie Adrian Sobieszczański. Jego zdaniem najlepszym przykładem takiej codziennej wiary Warszawiaków podczas okupacji niemieckiej były kapliczki stawiane na podwórzach znajdujących się w Warszawie kamienic.
Jak stwierdził: "do dzisiaj przetrwało ich prawie 400, chociaż nie do końca są w jakiś sposób zinwentaryzowane i nie możemy określić ich konkretnej sumy". I opowiadał: "najczęściej powstawały w okresie okupacji niemieckiej, chociaż sporadycznie powstawały też wcześniej na początku XX wieku jako symbol religijny, ale nie miejsce sprawowania kultu".
Z relacji Sobieszczańskiego wynika, że miejscem sprawowania kultu czy też obrzędów religijnych, stawały się dopiero podczas okupacji niemieckiej. "Codzienne łapanki, codzienne egzekucje uliczne powodowały, że większość ludzi, chcąca sprawować jakieś formy kultu, nie opuszczała swojej kamienicy, która była pewnego rodzaju twierdzą w tamtym okresie"- mówił.
"Okazało się, że przy takich robionych na szybko kapliczkach na warszawskich podwórzach, które składały się czasami z wyniesionego stołu, czasami z obrazu a czasami z figurki Matki Boskiej bądź świętego, zbierała się cała grupa mieszkańców tejże kamienicy, modląc się tutaj"- opowiadał historyk.
Sobieszczański powiedział, że przy kapliczkach modlono się np. kiedy ktoś nie wracał podczas godziny policyjnej albo czasie bombardowań. "A czasami okazywało się, że kiedy bombardowania się kończyły, cała kamienica np. płonęła, a kapliczka ocalała" - opowiadał. I dodał: "tak samo ocaleli tylko ci, którzy znajdowali się przy kapliczce - taka sytuacja miała miejsce chociażby w czasie okupacji na Mokotowie na ul. Narbutta".
Jak podkreślił historyk: "po II wojnie światowej okazywało się, że czasami z ruin, ze zgliszczy tego miasta wyjmowano całe zachowane fragmenty takich kapliczek, które otaczano pewnego rodzaju czcią i chciano, żeby dalej pozostawały w przestrzeni miasta".
Równocześnie Sobieszczański zwrócił uwagę na to, że władza komunistyczna przymykała na nie oko i nie zwracała na nie większej uwagi. Jednak dzisiaj - jego zdaniem - kapliczki, które mają już po kilkadziesiąt lat potrzebują troski i opieki.
"Okazuje się, że nie są wpisane ani do gminnej ewidencji zabytków, ani do rejestru zabytków, więc formalnie nie uchodzą za zabytki" - powiedział historyk. I zaznaczył: "to, że one do dzisiaj znajdują się w tej zabytkowej przestrzeni Warszawy, to jest efekt prac lokalnych środowisk, efekt prac varsavianistów, którzy otaczają je po prostu swoją opieką".
W ocenie Sobieszczańskiego cały czas podejmowane są też działania, które miałyby doprowadzić do objęcia ochroną konserwatorską kapliczek, ale do tego potrzebne jest ich zewidencjonowanie, określenie czasu powstania.
"Problem polega też na tym, że one czasami nie reprezentują żadnych większych wartości artystycznych, dlatego też są spychane na margines" - tłumaczył historyk. "Dzisiaj już nie stanowią ani elementu praktyk religijnych, ani elementu kultu, a raczej takiego lokalnego folkloru i chociażby właśnie z tego powodu powinny być objęte ochroną konserwatorską" - podsumował.
Wątek kapliczek podwórkowych pojawił się również podczas przesłuchań komisji weryfikacyjnej ds. stołecznej reprywatyzacji. W ostatni wtorek zeznawała dawna lokatorka sprywatyzowanej kamienicy na ul. Noakowskiego 16, Anna Błażewicz. Mówiła m.in., że na podwórku od stu lat stała kapliczka z Matką Boską. "Wojna jej nie zniszczyła, a zniszczył ją samochód wynajęty przez Fenix" - powiedziała. Najpierw figurkę postawiono na schodach, a potem ona ją zabrała do siebie. "I nikt nie spytał, gdzie ona się znajduje" - dodała z goryczą.
W 2003 r. prezydent m.st. Warszawy ustanowił prawo użytkowania wieczystego kamienicy na rzecz kilkunastu spadkobierców Kępskiego i Szczechowicza, w tym - Andrzeja Waltza i jego córki. W 2007 r. 91 proc. udziału kamienicy nabyła od nich Fenix Group. Według mediów, rodzina Gronkiewicz-Waltz miała na tym zarobić 5 mln zł.(PAP)
autor: Katarzyna Szydłowska-Greszta
edytor: Paweł Tomczyk