Był taki słynny pochód z Wawelu do Grobu Nieznanego Żołnierza, nagle wyjechały samochody milicyjne i każdy idący w pochodzie chwycił swojego sąsiada. Okazało się, że w tym pochodzie połowa to była bezpieka - opowiadał PAP były opozycjonista z Krakowa Jerzy Bukowski.
Jerzy Bukowski opowiadał, jak obchodzono Dzień Niepodległości za czasów PRL. "Obchody 3-go maja i 11-go listopada, czyli dwóch świąt zakazanych przez komunę, były głównymi uroczystościami, jakie organizowały wszystkie środowiska opozycyjne" - powiedział. Podkreślił, że bardzo często, podczas tych obchodów wszystkie środowiska się jednoczyły. "Wiadomo, że były podzielone, były bardziej prawicowe, były bardziej lewicowe, był Komitet Obrony Robotników, była Konfederacja Polski Niepodległej, ale jeśli chodzi o Święto Konstytucji 3 Maja i Święto Niepodległości, to sytuacja była jednoznaczna - wszyscy czcimy, oczywiście na przekór komunie" - dodał.
Obchody - jak wspominał opozycjonista - miały charakter "sakralno-patriotyczny". Zaczynały się mszą w największym kościele w mieście, w Krakowie w Katedrze Wawelskiej, w Warszawie w Archikatedrze św. Jana, a następnie patriotyczny pochód przechodził do Grobu Nieznanego Żołnierza.
Jerzy Bukowski przypomniał, że w krakowskich pochodach brali również udział legioniści Józefa Piłsudskiego. "Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w Krakowie żyło jeszcze kilkudziesięciu żołnierzy Legionów Józefa Piłsudskiego, jeszcze więcej żołnierzy Polskiej Organizacji Wojskowej i dwudziestego roku, nie mówiąc o żołnierzach 1939 roku i Armii Krajowej. I my wszyscy razem się spotykaliśmy. Naszym dobrym duchem, gospodarzem tych spotkań, również opłatków legionowych, był świętej pamięci ojciec generał Adam Studziński, dominikanin. Na te spotkania przychodził również ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła" - wspominał opozycjonista.
Jerzy Bukowski opowiedział o pochodzie, który odbył się w Krakowie "w roku 1979 albo 1980". "Był taki słynny pochód z Wawelu do Grobu Nieznanego Żołnierza, szło kilkadziesiąt osób, może około setki i nagle zobaczyliśmy na ulicy Floriańskiej, że ten pochód pęcznieje i że na wysokości Barbakanu, jest już prawie dwukrotnie większy. Nagle, zanim przeszliśmy przez ulicę Basztową na plac Matejki rozległ się bardzo głośny gwizdek. W tym momencie wyjechały samochody milicyjne i każdy idący w pochodzie chwycił swojego sąsiada. Okazało się, że w tym pochodzie połowa to była już bezpieka, do tego stopnia, że jedna z osób niosących transparent, zwinęła tę drugą niosącą transparent".
Opozycjonista przypomniał, że przed każdymi obchodami Służba Bezpieczeństwa przygotowywała się bardzo precyzyjnie. Funkcjonariusze napotykali jednak na wiele przeszkód, bo nie można było, na przykład zamknąć wszystkich uczestników mszy w Katedrze Wawelskiej, trudno było rozbić cały pochód - "kiedy w latach osiemdziesiątych szło kilkaset osób i to też takich dość fizycznie potężnych, to nie było możliwości, aby z takim pochodem sobie, w sposób fizyczny poradzić" - podkreślił Jerzy Bukowski.
Wspomniał również, że bezpieka próbowała różnych sposobów by nie dopuścić do uczczenia Dnia Niepodległości: "próbowano to rozbijać w wiadomy sposób, działalnością skłócającą ludzi, przeciwstawiającą jedne grupy drugim, oczerniającą - to normalne metody każdej policji politycznej”. (PAP)
bwo/ zie/ agz/