Ojciec Honorat wierzył, że Polska prędzej czy później odzyska niepodległość, lecz do tego należy się przygotować. Zgromadzenia były doskonałym środkiem do przygotowywania Polski, aby była dojrzała do przyjęcia niepodległości – mówi o. Grzegorz Filipiuk OFMCap.
16 grudnia 2017 r. mija 101. rocznica śmierci błogosławionego Honorata Koźmińskiego (1829-1916). Rok 2017 został ogłoszony przez Sejm RP Rokiem Honorata Koźmińskiego. „Całym swoim życiem dowiódł, że wartości, którymi się kierował, i działania, jakie podejmował, służyć miały drugiemu człowiekowi, a zwłaszcza temu najbiedniejszemu, najbardziej potrzebującemu, jego rozwojowi duchowemu i społecznemu” – czytamy w uchwale.
O postaci błogosławionego o. Honorata Koźmińskiego opowiadają zakonnicy Grzegorz Filipiuk i Szymon Janowski z warszawskiego Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów.
PAP: Z jakiej rodziny wywodził się błogosławiony o. Honorat Koźmiński?
O. Grzegorz Filipiuk: Ojciec Honorat Koźmiński wywodził się z Podlasia, urodził się w Białej, dziś to Biała Podlaska. Rodzina ze strony ojca – Stefana Koźmińskiego była unicka, czyli obrządku greckokatolickiego. Rodzina jego matki Aleksandry z Kahlów w czasach saskich przybyła do Polski z Turyngii, osiadła w Międzyrzecu Podlaskim.
Pierwsze lata dzieciństwa Wacław Koźmiński, bo takie było imię Honorata ze chrztu, spędził w Białej. Warto wspomnieć, że nosił cztery imiona: Florentyn, Wacław, Jan, Stefan; w domu i szkole używano drugiego. Po jedenastu latach rodzina Koźmińskich przeniosła się do Włocławka. Stefan Koźmiński jako architekt podjął tam pracę na stanowisku budowniczego obwodu kujawskiego. Niektóre budynki przez niego projektowane zachowały się w Białej i we Włocławku.
PAP: Najtrudniejszym okresem jego biografii jest pobyt w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Dlaczego trafił do tego ciężkiego więzienia?
Br. Szymon Janowski: Ten czas życia młodego Wacława Koźmińskiego, jeszcze przed nawróceniem i wstąpieniem do zakonu, gdy ukończył gimnazjum i trafił do Szkoły Sztuk Pięknych, jest związany z uwięzieniem w Cytadeli Warszawskiej. W czasie zaborów trafić do więzienia nie było zbyt trudno, jednak musiał być jakiś powód. Niestety nie posiadamy dokumentów potwierdzających jego oskarżenie, które prawdopodobnie dotyczyło jakiegoś spisku studenckiego przeciwko władzom carskim. Warto przypomnieć, że w roku jego uwięzienia – 1846 – przygotowywane było powstanie przeciw okupantom we wszystkich zaborach. Nie doszło jednak do skutku, gdyż zostało zawczasu zdemaskowane.
Z osadzeniem Wacława w Cytadeli związany jest moment jego nawrócenia. Co prawda nie wiemy dokładnie co w więzieniu się wydarzyło, jednak skutkiem tego był powrót do wiary w Boga. Zachowało się wspomnienie w jego „Notatniku duchowym”, sporządzone już przez sędziwego br. Honorata, który po kilkudziesięciu latach życia w zakonie powracał do tamtych chwil i opisał swoje nawrócenie.
Wiemy, że w więzieniu bardzo ciężko chorował i przeszedł leczenie, które miało go skutecznie uzdrowić lub uśmiercić. Prawdopodobnie chorował na tyfus, który jak wiemy bardzo często powodował śmierć. Gdy był już człowiekiem konającym doświadczył, jak mówił, „przyjścia Pana Jezusa”, który przybył do jego celi i łagodnie doprowadził go do wiary. Nie wiemy w jakiej formie przeżył to spotkanie i jak wyglądało, ale jesteśmy pewni, że ten moment miał ogromny wpływ na jego życie, na powołanie i jego późniejszą pracę.
PAP: „Trudy, prześladowania to zwyczajna droga, którą się idzie do świętości i chwały” – pisał o. Honorat. Czy bez uwięzienia w Cytadeli w ogóle rozpoczęłaby się jego droga do świętości?
O. Grzegorz Filipiuk: W przypadku każdego człowieka trudno zgadywać jak potoczyłoby się jego życie, gdyby jego losy potoczyłyby się inaczej. Jedno jest pewne: nawrócenie w Cytadeli zaważyło na całym jego późniejszym życiu. Wszystko co wydarzyło się później było efektem spotkania z Jezusem. Nie wiemy jak ono przebiegało, czy miało charakter bezpośredniego przyjścia Jezusa, czy raczej głębokiego doświadczenia mistycznego. Ojciec Honorat pisał jednak wprost: „Jezus przyszedł do mnie, do celi więziennej”. Było to doświadczenie Boga, który przemienił jego życie. Wcześniej, swoich kolegów, studentów odciągał od wiary. Był działaczem na rzecz ateizmu. Można więc powiedzieć, że przeżycia w więzieniu spowodowały wielki zwrot w jego życiu, a następnie odkrycie powołania.
W Jego życiu widzimy więc pewną sinusoidę – od chrztu i wychowania w dobrej rodzinie, poprzez utratę wiary i zepsucie tego co otrzymał, a następnie przywrócenie wiary przez Pana Boga, który się o niego troszczył. Sam ojciec Honorat mówił, że przywrócenie wiary było wielką łaską, którą otrzymał jako niezasłużony dar.
Br. Szymon Janowski: Wątek utraty wiary przez ojca Honorata jest bardzo ciekawy jeśli weźmie się pod uwagę, że żył w epoce racjonalizmu, gdy powstawało wiele dzieł antykościelnych i wymierzonych przeciwko wierze. Pod koniec życia bł. Honorat bardzo ostro oceniał swoje zachowania sprzed kilkudziesięciu lat. Jego ateizm był bardzo ideologiczny i manifestowany. Wspominał, że potrafił obrażać nie tylko Boga, ale też ludzi przed kościołem.
Można powiedzieć, że ten cytat o pójściu trudną drogą do świętości jest opisem jego życia, w którym ciągle „miał pod górę”. Być może tylko okres życia w Warszawie był dla niego nieco inny, gdy żył pełnią życia kapłańskiego, był spowiednikiem, kaznodzieją, nauczał katechezy, był znany w wielu środowiskach.
Na marginesie dodam, że niedawno natrafiliśmy na zaproszenie o. Honorata na zjazd warszawskich dziennikarzy, gdzie był zaproszony jako pewien autorytet. Był ceniony i znany mimo młodego wieku. Po kasacie klasztoru w Warszawie w 1864 r. miał bardzo „pod górę”, wciąż był prześladowany, podsłuchiwany, zamykany w klasztorze w Zakroczymiu, gdzie zgromadzono kapucynów warszawskich. Jego doświadczenie wiary było doświadczeniem krzyża i cierpienia. W tym kontekście można zacytować Psalm 126: „Idą i płaczą niosąc ziarno na zasiew, lecz powrócą z radością niosąc swoje snopy”. Myślę, że pokazuje On, iż nie należy bać się krzyża, trudu, tego że należy pójść w ciemno, ufając w Miłosierdzie Boże.
O. Grzegorz Filipiuk: Ojciec Honorat doświadczył tego, czego doświadcza każdy człowiek, który za mocno inwestuje w ten świat, a za mało w wartości duchowe. Innymi słowy, można wybrać życie łatwe, przyjemne, pełne bogactw ludzkich, lecz jest to życie puste. Ojciec Honorat wszedł w trud, krzyż, o którym mówił brat Szymon. Jest to życie, które ma wartość i sens, nadawany nie przez to co przemija, lecz przez kogoś, kto jest źródłem życia i to życia wiecznego. Jego uwięzienie w Cytadeli było świetnym zamysłem Pana Boga, ponieważ tego rodzaju doświadczenie pozwoliło mu potem na odważne przejście przez kolejne trudne doświadczenia i zamknięcia, takie jak to w klasztorze w Zakroczymiu.
Dla młodego zakonnika przymus zamknięcia w klasztorze, bez kontaktu z wiernymi jest niczym zabronienie lekarzowi leczenia swoich pacjentów. Jednak Pan Bóg to wykorzystał i znalazł w Honoracie sposób na otwarcie się na działanie jego łaski. Ojciec Honorat, nie dość, że zamknął się w klasztorze, to jeszcze w specjalnym, zaprojektowanym przez siebie konfesjonale. Być może o. Honorat był prekursorem spowiadania w takich konfesjonałach.
PAP: Na jakich zasadach opierał swoje działania po wejściu w życie zakonne?
O. Grzegorz Filipiuk: Po przywróceniu wiary w trakcie uwięzienia w Cytadeli i cudownym uwolnieniu ponownie podjął studia w Szkole Sztuk Pięknych i ukończył jeszcze jeden rok. Później zapragnął czegoś więcej. Chciał wynagrodzić Panu Bogu grzechy, które popełnił w młodości. Szukał miejsca, w którym mógłby pokutować. Chciał prowadzić surowe życie związane z wiarą. To niesamowite, że chłopak, który wiarę traci w młodości i po kilku latach błąkania się i buntu przeciwko Bogu postanawia zrobić coś, aby jego życie nabrało sensu. Poszukuje zakonu i przez swojego kolegę ze studiów spotyka kapucynów.
W Kościele Kapucynów pw. Przemienienia Pańskiego, w którym obecnie się znajdujemy odbywa spowiedź jubileuszową u ojca Prokopa Leszczyńskiego, który go inspiruje. Widzi także wspólnotę braci i pociągnięty ich przykładem mówi, że to jest to miejsce i tutaj chce pozostać. Tutaj właśnie został przyjęty do zakonu przez ojca Beniamina Szymańskiego. Później powędrował do Lubartowa, gdzie odbył nowicjat i złożył śluby wieczyste. Przeszedł swoistą metamorfozę od pragnienia bycia zwykłym braciszkiem zajmującym się pracą, po bycie kapłanem. Ten potencjał widzieli w nim również jego przełożeni i dlatego został wychowawcą młodych braci i nauczycielem teologii.
Cały czas był związany z klasztorem kapucynów w Warszawie. Przez kilkanaście lat po święceniach, które przyjął w 1852 r. w Kościele Świętego Krzyża w Warszawie, pracował między innymi nad odnową III Zakonu Franciszkańskiego i bardzo mocno inwestował w Żywy Różaniec. Było to doświadczenie duszpasterskie, które potem zaowocowało zakładaniem zgromadzeń zakonnych – najpierw Felicjanek w Warszawie, a następnie wspólnot niehabitowych w Zakroczymiu.
Po kasacie klasztoru kapucyńskiego zarządzonej po upadku Powstania Styczniowego bracia zostali przewiezieni do Zakroczymia i zamknięci w tamtejszym klasztorze. Brat Honorat kazał wykonać dla siebie specjalny zamykany konfesjonał, w którym spowiadał, tak aby Rosjanie nie mogli podsłuchiwać. Pan Bóg podsyłał mu różne dusze, czyli ludzi, którzy pragnęli odkryć swoje powołanie. Honorat był dla nich kierownikiem duchowym, pomagając rozeznać ich drogę. Poprzez ten konfesjonał, Honorat założył prawie trzydzieści zgromadzeń zakonnych, większość ukrytych. To niesamowita liczba, która oznacza, że należały do nich tysiące ludzi i to w czasach, gdy nie można było przyjmować do zakonów, a Rosjanie zabraniali przyjmowania do zgromadzeń, bo widzieli w nich zagrożenie, traktowali jako ostoję polskości i siły.
Te zgromadzenia okazały się swoistym przedłużeniem jego duszpasterstwa. Były to zgromadzenia bezhabitowe, ukryte, skierowane do różnych środowisk, szkół, zakładające ochronki, gospody bezalkoholowe, zajmujące się służącymi, ludźmi chorymi. Honorat, nie mogąc opuszczać klasztoru, działał poprzez te osoby, których dzieła rozprzestrzeniły się na całe Królestwo Polskie, a nawet poza jego granice. Ojciec Honorat wierzył, że Polska prędzej czy później odzyska niepodległość, lecz do tego należy się przygotować. Zgromadzenia były doskonałym środkiem do przygotowywania Polski, aby była dojrzała do przyjęcia niepodległości.
PAP: Czy zakładane przez o. Honorata zgromadzenia zakonne wciąż funkcjonują?
Br. Szymon Janowski: Spośród 29 zgromadzeń założonych przez o. Honorata wciąż istnieje 16. Zanikanie niektórych zakonów jest naturalnym procesem wynikającym z wypełnienia roli, jaką miały spełnić w konkretnym momencie dziejowym.
PAP: Wydaje się, że o. Honorat musiał być ogromnie zajętym człowiekiem. Jak udawało mu się godzić te wszystkie prace?
Br. Szymon Janowski: To wielka tajemnica. W „Notatniku duchowym” zapisywał swój rozkład dnia. Pisał, że przeznaczał osiem godzin na modlitwę, osiem na spowiedź i osiem na pracę. Mamy więc całą dobę. Wydaje się, że bardzo niewiele spał, około 4-5 godzin. Pod koniec życia był bardzo otyły, co wynikało z siedzącego, a więc niezdrowego trybu życia. Bardzo wiele godzin spędzał w konfesjonale i wiele pisał. Również z konfesjonału kierował innymi zgromadzeniami. Było to jego swoiste „centrum dowodzenia”.
PAP: Jak jego wyjątkowa działalność była postrzegana przez hierarchów?
O. Grzegorz Filipiuk: Kościół zawsze podchodzi z dystansem do nowych zjawisk. Zgromadzenia ukryte na początku działały jako stowarzyszenia lub pod szyldami ochronek i warsztatów pracy. Biskupi nie do końca wiedzieli jak reagować wobec tych nowych wspólnot, które nie do końca przypominały tradycyjne zakony. Zgodnie z prawem Kościoła powinny być zatwierdzone przez odpowiednie władze kościelne, zatem trzeba było im nadać odpowiednią strukturę i przepisy. Nie były to czasy sprzyjające rozwojowi zakonów, więc praca nad ich uformowaniem oraz pozostawanie w całkowitej konspiracji utrudniało ten proces. Klasztor w Zakroczymiu był siedmiokrotnie przeszukiwany przez władze rosyjskie, a zakonnicy stopniowo ograniczani w działaniu i w liczbie – po prostu wymierali.
Mimo tych problemów bł. Honorat był bardzo posłuszny Kościołowi. Pisał listy do generała zakonu kapucynów w Rzymie, polskich biskupów i Stolicy Apostolskiej, wyjaśniając sytuację zgromadzeń, które powstawały w oparciu o III Zakon Franciszkański. Biskupi w Królestwie patrzyli na te działania z dużym dystansem, oczekując jednak tworzenia regularnych wspólnot, a nie jakichś stowarzyszeń. Bolesną sprawą do Ojca Honorata była także sprawa mariawitów i ich odstąpienia od posłuszeństwa Kościołowi oraz przypadek Izydora Wysłoucha, kapucyna, który wstąpił do zakonu pod koniec XIX w. jako nadzieja dla wymierających kapucynów, a potem odszedł z Kościoła.
W 1908 r. biskupi pozbawili o. Honorata kierownictwa nad zgromadzeniami. Decyzję tę przyjął z wielką pokorą. Bóg wystawił również na próbę zgromadzenia, a ich przetrwanie potwierdziło fakt, że pochodzą od Pana Boga, a nie od ludzi.
PAP: Wciąż trwa Rok św. Brata Alberta. Był nieco młodszy od o. Honorata, ale czy są jakieś elementy, które łączą działalność tych dwóch zakonników i ich biografie?
Br. Szymon Janowski: Łączy ich przede wszystkim duchowość franciszkańska. Brat Albert po rozpoznaniu swojego powołania przyjął habit w kościele krakowskich kapucynów. Łączy ich też wrażliwość artysty i wrażliwość na Pana Boga. Dzieła o. Honorata można zobaczyć między innymi w klasztorze w Nowym Mieście. Oczywiście był artystą „innego kalibru” niż brat Albert, nie mam tu na myśli tego rodzaju porównania ich artystycznych osiągnięć, ale raczej chodzi mi o ich podobną wrażliwość.
Brat Albert szedł za świętym Franciszkiem poprzez miłosierdzie wobec ubogich, o. Honorat przez konfesjonał, czyli przygarnięcie grzeszników, udzielanie im rozgrzeszenia i głoszenie Dobrej Nowiny. Honorat w swoich pismach często powracał również do myśli o ogromie dobroci Bożej, która przerasta ludzkie wyobrażenie. Te refleksje opierał na swoim doświadczeniu nawrócenia w Cytadeli, gdy Bóg przebaczył mu, a go nie potępił. Miłość wobec grzesznika jest drugim, obok życia z ubogimi doświadczeniem charakterystycznym dla duchowości franciszkańskiej.
O. Grzegorz Filipiuk: Dla obu charakterystyczne jest również umiłowanie Ojczyzny. Jest to cecha wielu ówczesnych świętych. Pokazuje to, że Kościół jest stale zainteresowany życiem w Ojczyźnie, szczególnie najuboższymi materialnie i duchowo. Sam o. Honorat nie walczył w Powstaniu Styczniowym, tak jak św. Brat Albert i św. Rafał Kalinowski. Opierał się na nieco innej zasadzie. Mówił, że ludzi należy wychowywać. Jego walka była pracą u podstaw. Jego celem było zatrzymanie ludzi w Polsce, aby mimo trudności i prześladowań nie wyjeżdżali z niej. Jedna z jego penitentek chciała wyjechać do Francji i tam wstąpić do zgromadzenia, które zajmowało się modlitwą za dusze czyśćcowe. Powiedział jej żeby trzeba założyć takie zgromadzenie w Polsce. Warto podkreślić, że zgromadzenia zakładane przez o. Honorata wyprzedzały jego epokę. Ich podstawą nie było tworzenie dobrze zorganizowanych domów o charakterze monastycznym i klauzurowym, ale bycie z ludźmi i pójście w świat na wzór św. Franciszka. To również cecha wspólna z albertynami.
Alberta i Honorata w jakimś sensie połączyła również śmierć. Zmarli w odstępie dziewięciu dni. Gdy 21 grudnia 1916 r. odbywał się pogrzeb o. Honorata, Brat Albert przygotowywał się do odejścia, które nastąpiło 25 grudnia 1916 r.
PAP: Dlaczego proces beatyfikacyjny o. Honorata zaczął się tak wiele lat po jego śmierci?
O. Grzegorz Filipiuk: O. Honorat został ogłoszony błogosławionym przez papieża Jana Pawła II w 1988 r. Jego proces był więc bardzo długi. Zaczął się od aury świętości w jakiej umierał w Nowym Mieście nad Pilicą. Już jego pogrzeb był manifestacją kultu jakim był otaczany. Za życia był nazywany człowiekiem świątobliwym. Później rozpoczął się proces długiego zbierania wszelkich świadectw i wspomnień ludzi, którzy żyli wspólnie z o. Honoratem.
Proces beatyfikacyjny rozpoczął się w 1949 r.. Była w tym wielka zasługa sióstr, które jako córki duchowe o. Honorata przechowywały bardzo wiele przedmiotów i świadectw związanych z przyszłym błogosławionym. Oczywiście bracia mniejsi kapucyni również włączyli się w ten proces. Również chcieliśmy mieć „swojego” błogosławionego. Zresztą sam o. Honorat zauważał, że Prowincja Polska Zakonu jeszcze nie ma żadnego świętego i on właśnie powiedział sobie, że za wszelką cenę chce być świętym. Jest więc pierwszym błogosławionym naszej Prowincji Warszawskiej, która jest spadkobierczynią Prowincji Polskiej Braci Mniejszych Kapucynów.
Ten proces trwał bardzo długo również dlatego, że o. Honorat pozostawił po sobie kilkadziesiąt tysięcy stron rękopisów. Wszystkie musiały zostać przeczytane, przepisane i przetłumaczone, a następnie sprawdzone co do zgodności z nauczaniem Kościoła. Sprawdzona musiała zostać również działalność założonych przez niego zgromadzeń zakonnych. Bolesnym elementem była w tym wypadku działalność zgromadzeń mariawitów i mariawitek. Nad przygotowaniami do procesu pracowało wielu współbraci, którzy zbierali i troszczyli się o Jego teksty, które później miały zostać przedstawione Stolicy Apostolskiej, aby możliwe było uznanie go za godnego ogłoszenia błogosławionym i dać Go Polsce i światu jako człowieka godnego naśladowania.
PAP: Czy w najbliższych latach możliwa będzie kanonizacja bł. Honorata Koźmińskiego?
Br. Szymon Janowski: Czekamy na cud, bo chyba tylko jego brakuje do kanonizacji. Ciekawe jest jednak zdanie samego Honorata. W jego pismach jest dający wiele do myślenia fragment, w którym pisał, że całą swoją chwałę, którą po śmierci mógłby uzyskać od ludzi ofiarowuje, a nawet się jej zrzeka na intencję nawrócenia mariawitów.
O. Grzegorz Filipiuk: Ojciec Honorat wydaje się dość „trudnym świętym”, który nie może się przebić w naszej świadomości. Sami zastanawiamy się nad powodem tego stanu, bo organizowanych jest wiele spotkań związanych z Honoratem, a przecież może on być uznawany za kamień węgielny duchowości Królestwa Polskiego. Gdzie nie spojrzeć tam widać wiele dzieł i związków z jego postacią.
W tym kontekście warto powiedzieć, że jego świętość jest oparta na świętości innych braci, takich jak o. Prokop Leszczyński, który również umarł w opinii świętości. Potrzebujemy więc jeszcze głębszego poznania historii i myśli bł. Honorata. Niedawno ukazała się książka poświęcona objawieniom w Gietrzwałdzie autorstwa o. Honorata. W przyszłym roku, na stulecie niepodległości ukaże się zbiór jego tekstów związanych z patriotyzmem i Polską. Ojciec Honorat pozostawił ogromną ilość tekstów, które są wciąż aktualne i potrzeba, aby mogły trafić do czytelników. W kończącym się roku bł. Honorata, którego obok św. Brata Alberta Sejm RP ustanowił patronem A.D. 2017 już patrzymy na rok 2018, w którym będziemy obchodzić 30-lecie beatyfikacji Ojca Honorata. Będzie to kolejna okazja, żeby przypominać jego postać i modlić się, szczególnie za naszą Ojczyznę.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
Uroczyste zakończenie obchodów Roku bł. Honorata Koźmińskiegoi w Nowym Mieście nad Pilicą
szuk/ mjs/ ls/