Rapallo było jednym z powodów, dla których można określić polską niepodległość jako bardzo trudną, lub wręcz tragiczną już od samego początku, gdy doszło do zbliżenia dwóch wrogich wobec nas sąsiadów – mówi PAP historyk prof. Mariusz Wołos. 95 lat temu, 16 kwietnia 1922 r. w Rapallo podpisany został sowiecko-niemiecki układ o współpracy.
PAP: W grudniu 1920 r. przywódca bolszewickiej Rosji Włodzimierz Lenin stwierdził, że „burżuazyjne rządy Niemiec nienawidzą bolszewików, ale sytuacja międzynarodowa wbrew ich woli popycha Niemcy w kierunku pokoju z Rosją Sowiecką”. Czy już wówczas współpraca obu państw wykluczonych z ładu wersalskiego była przesądzona?
Prof. Mariusz Wołos: Proszę zwrócić uwagę na przebiegłą konstrukcję tego spostrzeżenia. Bolszewicy zawsze starali się wskazywać jako inicjatora układu nie siebie, lecz drugą stronę, którą do wchodzenia w alianse z nimi skłaniały okoliczności polityczne w jakich się znajdowała. To nie oni mieli być petentami. Jednak sami bolszewicy wiedzieli, że jeśli chcą cokolwiek znaczyć na arenie międzynarodowej, to kluczem do salonów europejskich i światowych są Niemcy. Obie strony były więc zdeterminowane w dążeniu do porozumienia. Lenin trafnie diagnozował sytuację, w jakiej znajdowały się Niemcy rozgoryczone po traktacie wersalskim, który był przez nie postrzegany jako dyktat.
Niemieccy politycy poszukiwali więc sposobu na odejście od narzuconych im w Wersalu warunków i wzmocnienia swojej pozycji. Jedną z dróg były kontakty z bolszewicką Rosją, spragnioną zresztą gospodarczego, a może zwłaszcza finansowego wsparcia Zachodu. Te dążenia były wzmacniane tradycjami współpracy niemiecko-rosyjskiej. Już Bismarck rozumiał, że nie może dopuścić do wejścia Rosji w jakiekolwiek alianse wymierzone w Niemcy. Układy Berlina z Petersburgiem miały w jego opinii przynosić Niemcom wiele korzyści. Tak też i faktycznie było.
Prof. Mariusz Wołos: Niemieccy politycy poszukiwali sposobu na odejście od narzuconych im w Wersalu warunków i wzmocnienia swojej pozycji. Jedną z dróg były kontakty z bolszewicką Rosją, spragnioną zresztą gospodarczego, a może zwłaszcza finansowego wsparcia Zachodu. Te dążenia były wzmacniane tradycjami współpracy niemiecko-rosyjskiej. Już Bismarck rozumiał, że nie może dopuścić do wejścia Rosji w jakiekolwiek alianse wymierzone w Niemcy.
Pozostawanie poza układem międzynarodowym oraz Ligą Narodów nie sprawiało, że oba państwa były „na siebie skazane”, ale niewątpliwie te okoliczności były przyciągającym je magnesem. To bardzo ważny czynnik sprawczy układu rapallskiego.
PAP: Kto odegrał główną rolę w przygotowaniu porozumienia niemiecko-sowieckiego?
Prof. Mariusz Wołos: Dyplomacja sowiecka kierowana była wówczas przez wyśmienitego dyplomatę Grigorija Cziczerina, ale ostatnie słowo należało oczywiście do Lenina. Przywołany wyżej cytat jest niezwykle wymowny dla postawy przywódców bolszewickiej Rosji. Ze strony niemieckiej układ sygnował Walther Rathenau, człowiek nielubiany przez niemieckich nacjonalistów, którzy jednak również popierali zawarcie układu. Powodem nienawiści do Rathenaua było jego częściowo żydowskie pochodzenie. Niemiecki minister zginął w zamachu kilka tygodni po zawarciu układu w Rapallo.
PAP: Okazja do spotkania obu dyplomatów pojawiła się w związku z konferencją w Genui w 1922 r., podczas której Francja naciskała na Niemcy w kwestii spłaty reparacji wojennych. Czy dla Berlina był to przesądzający argument za zawarciem porozumienia z Moskwą?
Prof. Mariusz Wołos: Był to istotny czynnik. Zwycięskie mocarstwa europejskie były zadłużone w USA. Francja liczyła na zbilansowanie tych długów spłatami niemieckimi i oddaniem przez Sowietów wielkich sum zainwestowanych przez francuskie firmy w Rosji. Oblicza się, że do I wojny światowej Francja zainwestowała w Rosji 11 mld franków, podczas gdy w swoich koloniach zaledwie około 4 mld. Majątki stracili przedsiębiorcy i rentierzy, których liczbę ocenia się nawet na 1,5 mln. Była to duża grupa mogąca wpływać na rząd francuski.
Do Genui przybyła delegacja sowiecka złożona z ludzi doskonale znających Zachód, takich jak Cziczerin, Leonid Krasin, Adolf Joffe czy Chrystian Rakowski. Przedstawili oni tezę, która jest dla Zachodu szokująca. Odmówili spłaty jakichkolwiek zobowiązań i domagali się spłaty strat związanych z interwencją zbrojną po 1917 r. Sprawy rozliczeń finansowych były jednym z głównych elementów układu z Rapallo. W relacjach sowiecko-niemieckich rozstrzygnięto je jednym podpisem: zostały całkowicie unieważnione, zarówno wobec obywateli jak i rządów. W stosunkach sowiecko-niemieckich nastąpił całkowity i szybki „reset”. To była dodatkowa szpila wbita Francji liczącej na rozwiązanie spraw związanych z reparacjami wojennymi.
PAP: Wielkiej Brytanii nie zależało na nadmiernym osłabianiu Niemiec, mogła ją więc cieszyć taka „szpila” wbita Francji...
Prof. Mariusz Wołos: Było dokładnie tak. Już wcześniej Wielka Brytania prowadziła rozmowy gospodarcze z Rosją Sowiecką, poprzez wspomnianych wyżej Leonida Krasina i Lwa Kamieniewa. Co równie istotne determinantą polityki brytyjskiej była zasada „balance of power”, która wykluczała tak wielkie osłabienie Niemiec jak pragnęła tego Francja. Londyn nie chciał, aby Paryż stał się hegemonem na kontynencie. Z drugiej strony Brytyjczycy liczyli na reparacje wojenne od Niemiec. Z tego powodu chcieli pomóc Berlinowi w wyjściu z zapaści i byli przekonani, że kraj ten wejdzie do porządku wersalskiego. Mamy więc do czynienia z bardzo skomplikowanym systemem naczyń połączonych wpływającym na politykę mocarstw.
Bolesny dla Wielkiej Brytanii i Francji musiał być również fakt otwarcia ogromnego rynku rosyjskiego dla towarów niemieckich i zamknięcia dla przedsiębiorców brytyjskich i francuskich. Bolszewicy pokazali, że mogą otworzyć swój rynek dla każdego. Zrobili to w stosunku do Niemiec. Zaczęło się przysłowiowe przeciąganie niemieckiej liny między Sowietami i Zachodem. Przykładem był Plan Dawesa. Nieprzypadkowo decyzja o jego przyjęciu zapadła w 1924 r. w Londynie.
PAP: Henry Kissinger w swojej „Dyplomacji” napisał, że jedynym sposobem na powstrzymanie Niemiec przed zawarciem układu z bolszewikami były korekty polskich granic…
Prof. Mariusz Wołos: Z pewnością mogłyby być, ale Kissinger nie uwzględnił czynnika polskiego. II Rzeczpospolita nie zamierzała dokonywać jakichkolwiek „korekt”, ponieważ posiadała armię, która dwa lata wcześniej pokonała bolszewików i była o wiele silniejsza niż redukowana armia niemiecka. Na początku lat dwudziestych takie postulaty mogły być więc tylko figurami retorycznymi.
Po Rapallo pojawiło się niebezpieczne dla Polski zjawisko przeciągania Niemiec na stronę państw zwycięskich. Wielka Brytania i Francja starały się „wtłoczyć” Niemcy w ramy systemu wersalskiego. Pojawiły się pomysły podobne do późniejszego planu Marshalla. Uruchomienie niemieckiego przemysłu miało pozwolić na spłatę reparacji. Politycznym wymiarem tego planu miało być „ucywilizowanie” Niemiec, uczynienie z nich partnera. Od realizacji tego planu zależeć miały losy pokoju w Europie. Zadośćuczynieniem Berlinowi miał być traktat w Locarno.
Odwołując się do przywołanej tezy Kissingera można powiedzieć, że już wówczas, w latach 1924-1925 zaczęto do Niemiec „mrugać” porozumiewawczo. Pakt Reński parafowany w Locarno i podpisany w Londynie sugerował, że w Europie są „lepsze”, gwarantowane przez mocarstwa granice, takie jak niemiecko-francuska oraz te „gorsze”, pozbawione gwarancji, czyli między innymi polsko-niemiecka i czechosłowacko-niemiecka. W pewnym sensie Kissinger ma więc rację, ale jego myśli nie można odnosić do faktycznych korekt granic, lecz ich przygotowywania długofalowymi działaniami dyplomacji. Na korekty granic Polska nie mogła pozwolić, tak jak nie pozwoliła w latach trzydziestych. Należy przy tym podkreślić, że siła Polski względem jej sąsiadów była wówczas dużo większa niż dekadę później.
PAP: Czy w Polsce zdawano sobie sprawę z konsekwencji sowiecko-niemieckiego układu zawartego w Rapallo?
Prof. Mariusz Wołos: Zdawano sobie sprawę od momentu jego zawarcia. Żadnych wątpliwości nie miał ani szef dyplomacji Konstanty Skirmunt, ani jego następca Gabriel Narutowicz obecny w Genui, a tym bardziej sam marszałek Piłsudski. Trudno było będąc pomiędzy dwoma dogadującymi się państwami nie zauważyć oczywistego zagrożenia.
Polska dość szybko zorientowała się, że ten układ nie ma wyłącznie charakteru politycznego i gospodarczego, ale stoją za nim również kwestie militarne. Niemcy obchodzili traktat wersalski poprzez szkolenia żołnierzy oraz rozwój przemysłu zbrojeniowego na terenie ZSRS. Takie działania musiały być postrzegane jako wymierzone w Polskę.
Warto podkreślić, że współpraca sowiecko-niemiecka rozwinęła się zwłaszcza po traktacie berlińskim z kwietnia 1926 r. Była ona szczególnie owocna w latach 1926-1929, ale rozwijała się również w kolejnych latach, aż do momentu dojścia do władzy Hitlera. Wywiad Polski wiedział o współpracy militarnej pomiędzy tymi państwami. Miał dobrą orientację w jakich obszarach ta kooperacja jest najbardziej zaawansowana. Dzięki wywiadowi znaliśmy miejsca produkcji i testowania czołgów czy samolotów przez oba państwa. Za sprawą współpracy z wywiadem francuskim znaliśmy takie szczegóły jak ten, że w przypadku śmierci niemieckiego lotnika na poligonie w ZSRS jego rodzina otrzymywała informację o wypadku w Prusach Wschodnich. Wiedza polskiego wywiadu była więc na tyle duża, że politycy uznawali tę współpracę za bardzo niebezpieczną militarnie, politycznie i gospodarczo.
PAP: Jak wobec Rapallo mogła zareagować polska dyplomacja?
Prof. Mariusz Wołos: Mogliśmy rozwijać własną siłę militarną. Trudno jednak będąc państwem na dorobku mieć tak wielkie możliwości jak współpracujące ze sobą potęgi. Innym elementem polskiej polityki było wzmacnianie sojuszów z Francją i Rumunią oraz skupianie wokół Warszawy państw znajdujących się między Niemcami i Sowietami. W tę sprawę byli zaangażowani tacy politycy jak Władysław Sikorski czy Aleksander Skrzyński. Każdy obóz polityczny traktował sojusz z Francją jako kamień węgielny polskiej polityki zagranicznej. Ten stan rzeczy zaczął zmieniać się dopiero po zamachu majowym, ale również nie od razu.
Polska próbowała poszukiwać porozumienia z Niemcami, ale różnice interesów były zbyt duże. Stosunki z bolszewikami były w latach dwudziestych przepełnione nieufnością. Brak było gruntu do trwałego pojednania. Sytuacja międzynarodowa Polski była więc bardzo trudna. Rapallo było jednym z powodów, dla których można określić polską niepodległość jako bardzo trudną, lub wręcz tragiczną już od samego początku, a szczególnie od wiosny 1922 r., gdy doszło do zbliżenia dwóch wrogich wobec nas sąsiadów.
PAP: Na Kremlu największym koszmarem przywódców ZSRS było widmo antysowieckiej krucjaty połączonych sił Zachodu wymierzonych w ich kraj. Rapallo oddalało tę wizję?
Prof. Mariusz Wołos: Moim zdaniem samo pojęcie "krucjaty" służyło wyłącznie potrzebom polityki sowieckiej. Żaden polityk czy dyplomata sowiecki w gruncie rzeczy nie wierzył w taki scenariusz. Mówienie o takiej wizji było im na rękę, aby uzasadniać tworzenie wyłomu „w zwartym szyku państw imperialistycznego Zachodu”. W okresie Rapallo, po zakończeniu interwencji mocarstw i wojny domowej w Rosji, nie było żadnej próby stworzenia owej krucjaty. Taki scenariusz był nierealny choćby z powodu zmęczenia wojną w całej Europie oraz kłopotów gospodarczych. Tłumaczenie działań dyplomacji sowieckiej zagrożeniem i okrążeniem, innymi słowy syndromem „oblężonej twierdzy”, stało się regułą wykorzystywaną, tak jak dziś na użytek wewnętrzny i zewnętrzny. Bolszewicy perfekcyjnie potrafili spożytkować te argumenty.
PAP: A jak uzasadnili to porozumienie w propagandzie? Przecież porozumieli się z krajem burżuazyjnym.
Prof. Mariusz Wołos: Uzasadniali to potrzebą stworzenia wspomnianego już wyłomu w obozie krajów wrogich państwu sowieckiemu i gotowych do ataku. Sowiecka zmyślna dyplomacja miała pokazać, że niemożliwe jest skonstruowanie koalicji przeciwko państwu robotników i chłopów. To była podstawowa przesłanka uzasadniająca Rapallo. Podobnie było po podpisaniu traktatu z Locarno. Wówczas to, komisarz Cziczerin ruszył w podróż po Europie. Zaczął od Warszawy, gdzie proponował pakt o nieagresji i tym samym ostrzegł Niemcy, że w wypadku ich porozumienia z Zachodem, ZSRS może się porozumieć nawet z Warszawą. W Berlinie manifestował, że stosunki niemiecko-sowieckie są wciąż dobre. Efektem tej podróży było podpisanie 24 kwietnia 1926 r. równoważącego Locarno traktatu berlińskiego, czyli przedłużenia Rapallo. Do Niemiec rękę wyciągnął jednocześnie Zachód i ZSRS. To bardzo korzystna dla nich sytuacja, którą musieli wykorzystać. Rozumiał to kierujący polityką niemiecką od 1923 r. Gustav Stresemann. Długofalowym celem jego polityki była rewizja granic. Zdania historyków są podzielone w kwestii tego, czy pragnął go osiągnąć metodami pokojowymi, czy w sprzyjających warunkach także militarnymi.
Prof. Mariusz Wołos: Polska próbowała poszukiwać porozumienia z Niemcami, ale różnice interesów były zbyt duże. Stosunki z bolszewikami były w latach 20. przepełnione nieufnością. Brak było gruntu do trwałego pojednania. Sytuacja międzynarodowa Polski była więc bardzo trudna. Rapallo było jednym z powodów, dla których można określić polską niepodległość jako bardzo trudną, lub wręcz tragiczną już od samego początku, a szczególnie od wiosny 1922 r., gdy doszło do zbliżenia dwóch wrogich wobec nas sąsiadów.
PAP: Czy w trakcie wizyty Ribbentropa w Moskwie w sierpniu 1939 r. obie strony pamiętały o Rapallo?
Prof. Mariusz Wołos: Nikt nie podnosił tej sprawy, ale wszyscy pamiętali o tej współpracy. Pamiętajmy, że korzyści z tego układu wynosili nie tylko Niemcy, ale również Sowieci, którzy mogli wysyłać swoich oficerów do niemieckich akademii wojskowych, brać udział we wspólnych manewrach i przyglądać się sztuce wojennej Niemiec. Mimo czystek końca lat 30. wielu pamiętało jak bardzo efektywna była ta współpraca. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby znów mogło tak być, choć okoliczności były już zupełnie inne, między innymi dlatego, że w 1939 r. oba kraje były reżimami totalitarnymi.
PAP: Wspólne interesy łączyły oba kraje, niezależnie od ich ustrojów…
Prof. Mariusz Wołos: W tym kontekście zauważmy, że w Niemczech większymi zwolennikami współpracy z Moskwą były siły prawicy i skrajnej prawicy, a nie lewica.
PAP: Jak działacze Komunistycznej Partii Niemiec zareagowali na Rapallo?. Czy dostali od swoich sowieckich towarzyszy polecenie stonowania krytyki?
Prof. Mariusz Wołos: Nie było takiej potrzeby. Przecież układ z Rapallo pokazywał skuteczność państwa robotników i chłopów. Nie pojawiły się głosy przeciwne temu porozumieniu. Uważali, że Lenin i jego następcy wiedzą co robią. Układ stwarzał im również szansę skuteczniejszego działania propagandowego. Ich rachuby w dużym stopniu się potwierdziły.
PAP: A jak do układu podchodziła marginalna wówczas Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników?
Prof. Mariusz Wołos: NSDAP była przeciwna jakimkolwiek związkom z bolszewikami. Ich zdanie nie miało wówczas żadnego znaczenia, bo byli na marginesie życia politycznego. Zaczęli odgrywać większą rolę dopiero pod koniec lat 20., gdy linia Rapallo była nieco osłabiona. Pamiętajmy jednak, że po dojściu Hitlera do władzy, stosunki dyplomatyczne z Sowietami nie zostały zerwane. Ambasadorowie wciąż urzędowali w obydwu stolicach. Jeden z nich, Nikołaj Krestinski, gdy powrócił z Niemiec, został zastępcą ludowego komisarza spraw zagranicznych. Nikt nie wspominał o zerwaniu stosunków…
PAP: Ale stały się one dużo chłodniejsze…
Prof. Mariusz Wołos: Chłodniejsze, ale wyczekiwano, że kiedyś mogą się poprawić. Ta tęsknota nigdy nie zniknęła po żadnej ze stron. Profesor
Andrzej Skrzypek z Uniwersytetu Warszawskiego napisał książkę „Nie spełniony sojusz? Stosunki sowiecko-niemieckie 1917-1941”. Znak zapytania w tytule jest zasadny, bo układy pomiędzy tymi państwami nie przybrały formy spisanego sojuszu, ale był on spełniony, a oba kraje odnosiły dzięki niemu korzyści gospodarcze, polityczne i militarne. Faktycznie, w latach 1922-1933 r., czyli przez większą część międzywojnia, był to sojusz niemiecko-sowiecki.
Prof. Mariusz Wołos, historyk w IH PAN oraz Uniwersytecie Pedagogicznym im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Autor m.in. książek "O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926" i "Francja-ZSRR. Stosunki polityczne w latach 1924-1932".
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/