Jeśli ktoś domaga się wolności, to domaga się także, siłą rzeczy, demokracji. Tym szerszym przesłaniem Marca było przesłanie demokratyczne - mówi PAP prof. Andrzej Paczkowski z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
50 lat temu, 8 marca 1968 r. odbył się wiec protestacyjny studentów Uniwersytetu Warszawskiego w związku ze zdjęciem wystawianych w Teatrze Narodowym „Dziadów” oraz relegowaniem z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Stało się to początkiem tzw. wydarzeń marcowych, czyli kryzysu politycznego związanego z walką polityczną wewnątrz PZPR, rozgrywaną w atmosferze antysemickiej i antyinteligenckiej propagandy.
PAP: Jakie miejsce zajmuje Marzec’68 w polskiej drodze do niepodległości?
Prof. Andrzej Paczkowski: Dosyć ważne z kilku powodów. Powstała wówczas cała formacja czy generacja ludzi, którzy w Marcu 1968 roku mieli po dwadzieścia-dwadzieścia parę lat. Większość uczestników wydarzeń marcowych nie zajmowała się już nigdy potem polityką ani działalnością publiczną, ale pewna część pozostała przy aktywności politycznej i miała bardzo duże znaczenie dla dalszego rozwoju wydarzeń w Polsce.
Jeżeli przyjrzeć się tym, którzy odgrywali ważniejszą rolę w latach 1980-1981, niekoniecznie na szczycie, ale także w różnych regionach czy środowiskach, to znajdziemy tam bardzo dużo śladów ludzi z Marca, którzy przenieśli przez okres gierkowski pewien sposób widzenia rzeczywistości i reagowania na tę rzeczywistość. Choćby z tego punktu widzenia wydarzenia marcowe są istotne.
PAP: Czy to co się działo w 1968 r. zmieniło stosunek, przynajmniej części obywateli, do władzy komunistycznej?
Prof. Andrzej Paczkowski: Wydarzenia marcowe mają również znaczenie, jeżeli chodzi o delegitymizację, czyli odebranie wiarygodności systemowi komunistycznemu w Polsce, przede wszystkim w środowiskach inteligenckich, ponieważ walka z Marcem w wydaniu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej była także walką z inteligencją i intelektualistami. To wytworzyło w tych środowiskach dodatkowe poczucie obcości wobec systemu, który okazał się nie tylko brutalny, ale także cyniczny – system wykorzystał bunt młodzieży nie tylko do rozprawienia się z młodymi ludźmi, ale także z ich profesorami.
To był moment, w którym znaczna część środowiska intelektualnego, artystycznego, inteligenckiego w ogóle, która przedtem sympatyzowała ideologiczne lub pragmatycznie z systemem, przestała to czynić. System wewnętrznie się osłabił z tego powodu.
PAP: Jaka była zmiana wizerunku Polski w wyniku Marca?
Prof. Andrzej Paczkowski: W samej Polsce było to słabiej odczuwane, ale Marzec, który wiązał się także z oficjalnym, państwowym antysemityzmem bardzo popsuł wizerunek Polski na świecie – świecie rozumianym jako Zachód, świat euroatlantycki, demokratyczny.
Po 1956 roku Polska miała bardzo dobre notowania – pozytywnie postrzegano Gomułkę, to, że w sposób pokojowy nastąpiła destalinizacja, że Polska była jednak krajem bardziej otwartym niż inne kraje komunistyczne. Nagle to wszystko zostało zakwestionowane przez brutalne tłumienie studenckich demonstracji oraz poprzez falę antysemityzmu i związaną z tym emigrację. Te kilkanaście tysięcy osób, które wyjechało z Polski, nie wyjechało z dobrymi wspomnieniami, a raczej złymi. Duża ich cześć nie ukrywała nawet tego.
PAP: Jakie były postulaty studentów dotyczące sfery wolności?
Prof. Andrzej Paczkowski: Trudno powiedzieć, jakie były żądania poza tymi najbardziej oczywistymi i bezpośrednimi – przywróceniem wystawiania spektaklu „Dziadów” na scenie Teatru Narodowego oraz przywróceniem na studia, tych którzy zostali z nich wyrzuceni, czyli Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Jednak w trakcie samych wydarzeń pojawiały się przede wszystkim odwołania do wolności, swobody wypowiedzi, swobody organizowania się.
Nie było żadnego wielkiego projektu ideowego, politycznego w sensie np. reformy gospodarczej. Przede wszystkim był to protest wolnościowy i dotyczył swobód obywatelskich oraz indywidualnych. Wolność bez cenzury, bez indoktrynacji, swoboda wypowiedzi, swoboda działalności artystycznej, swoboda także i dla tych ludzi, którzy się działalnością intelektualną nie zajmowali – to było główne przesłanie Marca.
PAP: Czy zatem protest studentów można uznać jako domaganie się demokracji?
Prof. Andrzej Paczkowski: To jest przedproże demokracji – nie ma demokracji bez wolności. Jeśli ktoś domaga się wolności, to domaga się także, siłą rzeczy, demokracji. Tym szerszym przesłaniem Marca było przesłanie demokratyczne.
Studenci odwoływali się do konstytucji – żeby władza respektowała konstytucję, która formalnie gwarantowała wolność. Politycznie rzecz biorąc była to krótkodystansowa propozycja, ale oczywiste było, że za nią pójdą następne. Jeżeli się uda zrealizować wolność, to potem się będzie walczyło o następne rzeczy – o demokrację, o suwerenność.
PAP: Jak protesty studenckie zostały wykorzystane w wewnątrzpartyjnej rozgrywce między frakcjami PZPR?
Prof. Andrzej Paczkowski: To jest dosyć skomplikowane i na podstawie znanych dokumentów trudne do objaśnienia. Frakcje czy raczej koterie wewnątrz elity komunistycznej wykorzystały niezadowolenie studentów do rozegrania swojej gry. Była to okazja do stoczenia wewnętrznej walki o władzę. Jednak pod jednym względem wszystkie koterie w PZPR były zgodne – żeby zmusić studentów do milczenia.
Jest jednak dosyć prawdopodobnym, że tej koterii, która szła po najwyższe stanowiska, czyli tzw. partyzantom, zależało na podgrzaniu atmosfery i na tym, żeby protest studentów przybrał szerszy charakter, ponieważ każde zamieszanie daje pewne możliwości działania, zwiększa pole manewru. Koteria „partyzancka” była za zaostrzaniem reakcji na protest studencki, po to, żeby dłużej trwał, był bardziej rozbudowany, by móc przy okazji doprowadzić do eliminacji części ówczesnego kierownictwa, zarzucając jej, że nie potrafiła działać skutecznie, że sama była uwikłana w jakieś niejasności polityczne z przeszłości.
To było inne oblicze wydarzeń marcowych. Można powiedzieć, że były różne barwy Marca. Pierwsza barwa to protest młodzieży, młodej inteligencji przeciwko cenzurze, krępowaniu kultury, przeciwko nadzorowi. Drugą barwą był instrument antysemityzmu wykorzystany w walce koteryjnej w kierownictwie partii, który odegrał dużą rolę w tym wszystkim. Trzecia barwa to była właśnie ta walka na szczytach władzy o przejęcie sterów przez nowe pokolenie. To nie byli już tacy młodzieniaszkowie, jak ci, którzy strajkowali na uczelniach w Marcu – byli oni o jedno pokolenie starsi, ale różnili się i czuli, że się różnią od starego pokolenia, czyli tych przedwojennych komunistów, którzy w 1968 roku wciąż jeszcze sprawowali najważniejsze funkcje w państwie.
PAP: Jak na wydarzenia marcowe zareagował Kościół?
Prof. Andrzej Paczkowski: Kościół był w dosyć niewygodnej sytuacji, ponieważ znajdował się w bardzo ostrym konflikcie z partią komunistyczną już od wielu lat, a szczególnie od 1966 roku, kiedy miała miejsce tzw. wojna o Milenium. Prymas Stefan Wyszyński był nie tylko duszpasterzem, ale bardzo pragmatycznym politykiem. Nie wzywał młodzieży do protestów, ale starał się ją bronić – oczywiście w sensie werbalnym, bo fizycznie nie mógł tego uczynić.
Działania Kościoła zmierzały przede wszystkim do uspokojenia i spacyfikowania władzy – żeby władza przestała być brutalna, żeby przestała naruszać swobody, bo przecież swoboda wiary także była wówczas stale w Polsce zagrożona.
PAP: W sierpniu oddziały LWP wraz z innymi armiami państw Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji. Czy zgadza się Pan z opinią, że 1968 jest najciemniejszym rokiem w powojennej historii Polski?
Prof. Andrzej Paczkowski: Nie powiedziałbym, że był to najciemniejszy rok. Z punktu widzenia ludzkiego nie było ofiar śmiertelnych – to jest jednak bardzo ważne. Był niewątpliwie jednak takim rokiem, który wielu ludziom otworzył oczy, wielu ludzi ośmielił do wypowiadania się. Był rokiem, w którym wielu ludzi nauczyło się dużo rzeczy o społeczeństwie, o rządzących, o systemie, w którym żyją.
Udział Polski w inwazji na Czechosłowację był również takim wydarzeniem, które kazało zadawać pytania. Propaganda komunistyczna w wydaniu Gomułki, która była wtedy antyczeska, chyba znajdowała zrozumienie, przynajmniej wśród wielu Polaków. Natomiast sam fakt, że polskie wojska brały udział w interwencji w sąsiednim kraju i w dodatku w interwencji przeciwko działaniom, które w jakimś sensie były paralelne z wydarzeniami marcowymi – bo przecież Czechom też głównie chodziło o większe swobody, więcej wolności, samodzielności – skłaniał do przemyśleń.
Zresztą kiedy Aleksander Dubček, nowy czeski komunistyczny przywódca, objął władzę, to Gomułka na początku 1968 roku, kiedy jeszcze w ogóle nie myślał o tym, że Marzec może wybuchnąć, dał mu lekcję; tłumaczył, co Dubček ma robić – że ma nie dopuszczać do tego, żeby intelektualiści mogli gadać, co chcą, że trzeba wszystko krótko trzymać.
Udział Polski w inwazji na Czechosłowację był logiczny, także z czysto ideologicznego punktu widzenia ówcześnie rządzącej ekipy. Także konkurenci Gomułki wewnątrz partii komunistycznej nie byli przeciwnikami tego, że polskie wojsko weszło do Hradec Kralove.
PAP: Jaki jest bilans Marca’68?
Prof. Andrzej Paczkowski: Marzec był jednym z kilku publicznych, bulwersujących wydarzeń, które określały, czym jest system i pozwalały wielu ludziom, chociaż oczywiście nie wszystkim, lepiej zrozumieć, na czym ten system polega, gdzie są jego silne i słabe punkty.
Trzeba pamiętać, że był to jedyny z protestów, poczynając od 1956 roku, czyli od Poznańskiego Czerwca, w którym sprawy ekonomiczne nie odgrywały właściwie żadnej roli. Chociaż niewątpliwie wśród studentów wielu było takich, którzy się buntowali także dlatego, że była trudna sytuacja – akademiki były przepełnione, jedzenie w stołówkach było marne, stypendia były niskie i było ich niewiele. Były więc także i ekonomiczne powody dla protestu studenckiego, ale oczywiście przeważały te ideowe.
To odróżniało ten marcowy protest od protestu poznańskiego czy na Wybrzeżu w 1970 roku, a nawet wydarzeń z lata 1980 roku, gdzie najpierw były sprawy ekonomiczne, a dopiero za nimi przychodziły polityczne. W Marcu były tylko sprawy polityczne i ideowe.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ mjs/ ls/