Solidarność w latach 80. była podzielona prawie tak samo jak po 1989 r., z tym, że w tamtych latach związek miał wspólny cel, który był ponad wszystko i łączył wszystkie frakcje - powiedział PAP pierwszy przewodniczący NSZZ „Solidarność” na Politechnice Warszawskiej, poseł PiS Andrzej Smirnow.
Poseł PiS Andrzej Smirnow, od 1980 r., przez 11 lat przewodniczył Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" na Politechnice Warszawskiej. Były działacz opozycji w PRL powiedział, że związek w latach 80. był podzielony prawie tak samo jak po 1989 r., "z tym, że w tamtych latach Solidarność miała wspólny cel i ten wspólny cel był ponad wszystko, on łączył wszystkie frakcje, które w Solidarności były".
Poseł wspominał, że toczono "czasami bardzo ostre dyskusje" w różnych strukturach związku. Różnice zdań na tematy gospodarcze sprawiły, że "pierwszy Krajowy Zjazd Solidarności nie był w stanie uchwalić jednego programu gospodarczego". Jak opowiadał, w Warszawie funkcjonowały dwa popularne tygodniki podziemia: "Mazowsze" oraz "Wola". Smirnow tłumaczył, że wokół "Woli" skupione było środowisko, które określił mianem konserwatywnego, bardziej prawicowego. "Natomiast wokół Tygodnika +Mazowsze+ bardziej się skupiało środowisko trochę lewicujące np. Adama Michnika" - powiedział. Jego zdaniem ten podział uwidocznił się po wyborach kontraktowych.
Smirnow powiedział także, że inwigilacja opozycji przez służby "była różna w zależności od środowiska". Tłumaczył, że na uczelniach wyższych działania służb były mniej dotkliwe niż w środowisku robotników, którzy w zakładach pracy byli inwigilowani "bardziej brutalnie, prymitywnie".
Odnosząc się do własnych doświadczeń opowiedział: "Początkowo nosiliśmy znaczki Solidarności, potem MO zaczęła zatrzymywać ludzi. My np. wykupiliśmy pierwszą karę, którą zapłacił jeden z naszych kolegów za znaczek Solidarności". Wyjaśnił, że odpowiedzią na zatrzymania było noszenie w klapie oporników jako symbol oporu.
Wspominał także, że pracownicy politechniki wykonywali specjalne radia, które przemycano do więzień. "To, co było najbardziej znane to napisy na ekranach telewizyjnych. To były nadajniki, które pozwalały np. w czasie Dziennika Telewizyjnego wygenerować napis na ekranie telewizyjnym, że Solidarność żyje" - opowiadał. Jak dodał: "To było oczywiście bardzo mocno zwalczane, przecież wystarczy powiedzieć, że w Warszawie na dachach wysokich budynków zainstalowano kilka specjalnych anten, które pozwalały bardzo szybko namierzyć miejsca, z których nadawano".
Opowiadał, że władze do zwalczania opozycji sięgały po represje typu: internowanie, więzienie, usuwanie z pracy, czyli "łamanie możliwości normalnego życia rodzinom".
10 listopada 1980 r. w Warszawie Sąd Najwyższy zarejestrował NSZZ "Solidarność". Wydarzenie to miało charakter bezprecedensowy. Po raz pierwszy w bloku wschodnim władza uznała niezależny od rządu i partii związek zawodowy. (PAP)
ksk/aszw/