150 lat temu, 15 marca 1869 r., w Kaliszu urodził się Stanisław Wojciechowski, działacz spółdzielczy i polityczny, prezydent RP w latach 1922–1926. „Był nie tylko człowiekiem energicznym, praktycznego czynu, ale i człowiekiem wielkiego nieskazitelnego charakteru, co nie zawsze ze sobą idzie w parze” - tak wspominała go pisarka Maria Dąbrowska.
Stanisław Wojciechowski urodził się w zubożałej, nie posiadającej już majątku ziemskiego, rodzinie szlacheckiej. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Był członkiem tajnych, antyrosyjskich organizacji, m.in. Centralizacji Związku Młodzieży Polskiej "Zet". Należał do założycieli Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS).
Uczestniczył w 1892 r. w Zjeździe Paryskim - spotkaniu działaczy organizacji robotniczych, uznanym za zjazd założycielski PPS. W latach 90. XIX w. Wojciechowski wchodził do kierującego partią Centralnego Komitetu Robotniczego. Zakupił w Lipsku maszynę drukarską, na której, po potajemnym sprowadzeniu jej do kraju, drukował w Wilnie do 1899 roku "Robotnika". Był też współredaktorem tego pisma, obok Józefa Piłsudskiego.
Po rewolucji 1905 roku Stanisław Wojciechowski poniechał pracy w PPS. Zaangażował się w działalność w ruchu spółdzielczym. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej, w latach 1919-1920 był ministrem spraw wewnętrznych. Należał do Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast".
20 grudnia 1922 r., po zabójstwie prezydenta Gabriela Narutowicza, Zgromadzenie Narodowe wybrało Stanisława Wojciechowskiego na nową głowę państwa. Jeszcze tego samego dnia został zaprzysiężony w gmachu Sejmu na nową głowę państwa.
„Wybór Wojciechowskiego na prezydenta Rzeczypospolitej większość społeczeństwa powitała z ulgą i nadzieją. Pierwszym, który przesłał mu telegram gratulacyjny, był Ignacy Paderewski (...). Reakcja zagranicy była również pozytywna. Jednym z pierwszych, który przesłał gratulacje Wojciechowskiemu, był prezydent Francji A. Millerand” – pisze Zdzisław Pawluczuk. („Konspirator i prezydent. Rzecz o Stanisławie Wojciechowskim”).
Nowy prezydent, wybrany na tę funkcję w chwili, gdy trwały jeszcze uroczystości pogrzebowe (19-22 grudnia) zastrzelonego przed czterema dniami w warszawskiej Zachęcie Narutowicza, zdawał sobie sprawę z konieczności uspokojenia nastrojów społecznych. Po objęciu prezydentury w orędziu do narodu wygłoszonym jeszcze 20 grudnia nawiązał do tragicznej śmierci swego poprzednika: „Pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej ś.p. Gabrjel Narutowicz – poległ z ręki opętanej szałem nienawiści. Ponury cień padł na odradzającą się państwowość polską, na moralne podstawy naszego życia zbiorowego. Nienawiść wytwarza niepokój i nieład, rujnuje życie rodzin i państwa” – ubolewał. /.../ W imieniu Rzeczypospolitej wołam do Was, Obywatele: skłaniajcie się do zgody w sprawach dobra powszechnego, ona jest pierwszym warunkiem wiernego wykonania ustawy konstytucyjnej, uzdrowienia gospodarczego i wychowania obywateli godnych imienia polskiego" - apelował Wojciechowski.
Prezydentura Wojciechowskiego przypadła na trudne czasy dla wewnętrznej sytuacji Polski. Uzdrowienia wymagała gospodarka i finanse państwa, w kraju szalała inflacja. Niestabilna była także sytuacja polityczna, kolejne rządy upadały w szybkim tempie. W 1924 r., gdy rządem kierował Władysław Grabski, Sejm przyjął ustawę o reformie walutowej i naprawie skarbu; do obiegu - w miejsce marek - wprowadzono złotego polskiego, a działalność rozpoczął Bank Polski - centralna instytucja emisyjna w Polsce.
Wincenty Witos pisał we wspomnieniach: "Prezydenta Wojciechowskiego uważano powszechnie za człowieka nadzwyczaj prawego i uczciwego, dorastającego przy tym do zajmowanego stanowiska. W krótkim też czasie potrafił on też zdobyć sobie szacunek niemal u wszystkich".
Jan Skotnicki, malarz oraz wyższy urzędnik w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, określił Wojciechowskiego jako "typ społecznika, purytanina", który nie miał obycia towarzyskiego, co skutkowało częstymi nietaktami. "Był zacny, ale oschły (...). Wojciechowski wszystkiego sobie odmawiał, byleby oszczędzić skarb państwa, przypuszczał bowiem, że taki powinien być demokratyczny prezydent" - pisał Skotnicki.
Adiutant prezydenta Henryk Comte wspominał, że Wojciechowski był bardzo skromnym człowiekiem. "Nie lubił poza tym afiszować się publicznie, przyjmować hołdów i ukłonów licznego audytorium. Ostro zaprotestował, w czasie swej podróży, w Ostrowi (koło Łomży), kiedy chciano jego imieniem nazwać miejscowe gimnazjum". Szczególnie uciążliwe dla prezydenta było przyjmowanie znamienitych gości zgodnie z ceremoniałem dyplomatycznym. W 1923 r. gościł m.in. marszałka Francji Ferdynanda Focha i króla Rumunii Ferdynanda I. "Prezydent nie znosił etykiety. Chciał być od czasu do czasu +człowiekiem wolnym+" - pisał Comte.
Maria Dąbrowska tak wspominała Wojciechowskiego: "Był nie tylko człowiekiem energicznym, praktycznego czynu, ale i człowiekiem wielkiego nieskazitelnego charakteru, co nie zawsze ze sobą idzie w parze. Czystość moralna i bezinteresowny patriotyzm wysunęły go też na najwyższe stanowisko w państwie - najpierw ministra, a potem Prezydenta Rzeczypospolitej. Na stanowiskach tych szczególnego geniuszu wprawdzie nie okazał, ale i złej pamięci po sobie nie zostawił. Nie miał zresztą zbyt wiele czasu dla wypróbowania swych sił na polu wielkiej polityki - władze rządzące zmieniały się u nas często".
Kadencja prezydencka Wojciechowskiego skończyła się przed upływem 7 lat, przewidzianych przez konstytucję. Przerwały ją wydarzenia z maja 1926 roku, gdy marszałek Józef Piłsudski zorganizował demonstrację zbrojną wiernych sobie oddziałów. Doszło wówczas, na moście Poniatowskiego w Warszawie, do dramatycznej rozmowy między marszałkiem Piłsudskim i prezydentem Wojciechowskim. Demonstracja zbrojna przerodziła się w walki pomiędzy oddziałami Piłsudskiego a siłami wiernymi rządowi i prezydentowi. W nocy z 12 na 13 maja 1926 r. prezydent Wojciechowski wydał odezwę do armii, w której stwierdzał m.in.: "Stała się rzecz potworna - znaleźli się szaleńcy, którzy targnęli się na majestat Ojczyzny, podnosząc jawny bunt fałszywymi hasłami uwiedli czystą duszę żołnierza polskiego i dali pierwsi rozkaz do rozlewu krwi bratniej".
14 maja 1926 r., prezydent Wojciechowski zrzekł się sprawowanej funkcji ze względu na sytuację "uniemożliwiającą sprawowanie urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej". Rezygnował z urzędu chcąc zapobiec wojnie domowej.
Po wycofaniu się z życia politycznego w 1926 r. Wojciechowski został profesorem w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego; prowadził także Spółdzielczy Instytut Naukowy. Lata niemieckiej okupacji przeżył w Warszawie.
Zmarł 9 kwietnia 1953 roku w Gołąbkach (dziś w granicach Warszawy). Jego grób znajduje się na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Syn, Edmund Wojciechowski, adwokat, został aresztowany przez Niemców, ponieważ był jednym z członków palestry, którzy odmówili wykreślenia Żydów z list adwokatów. Trafił do obozu Auschwitz, gdzie zmarł. Córka Zofia wyszła za mąż za Władysława Jana Grabskiego, publicystę i pisarza, syna premiera Władysława Grabskiego. (PAP)
wmk/ ls/