Dawni mieszkańcy Kresów Wschodnich II RP i ich rodziny przybyli w niedzielę z 19. pielgrzymką swego środowiska na Jasną Górę. Podczas spotkania pod hasłem „Niedokończona Msza Wołyńska” apelowali m.in. o pamięć o ofiarach "ideologii banderowskiej".
Mszę dla uczestników pielgrzymki odprawiono w jasnogórskiej kaplicy Cudownego Obrazu. Homilię wygłosił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski - duszpasterz Ormian, historyk, autor książki "Przemilczane ludobójstwo na Kresach", honorowy członek Światowego Kongresu Kresowian.
Nawiązał m.in. do zbliżającej się 70. rocznicy "krwawej niedzieli" na Wołyniu 11 lipca 1943. r., kiedy - jak mówił - doszło do apogeum ludobójstwa dokonanego tam przez ukraińskich nacjonalistów.
Ks. Isakowicz-Zaleski podkreślił, że zbrodnię tę popełniono na Kresach – miejscu słynącym niegdyś ze wzajemnego szacunku, tolerancji, życzliwości. Wymieniał i opisywał niektóre akty ludobójstwa dokonywanego często przez sąsiadów ofiar. Wskazał, że prócz Polaków z rąk nacjonalistów ginęli Ormianie, Żydzi, Czesi, a także „sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali Polaków, ratowali Żydów i nie popierali Stefana Bandery”.
Zaznaczył, że na rozprawę z Polakami w lipcu 1943 r., gdy zaatakowano 99 osad, celowo wybrano właśnie niedzielę. „Słusznie nasze spotkanie nosi nazwę +Niedokończonych mszy wołyńskich+. Albowiem te msze święte rozpoczęte w tę niedzielę nigdy nie skończyły się – bo kapłanów zamordowano w czasie mszy świętych siekierami czy w inny barbarzyński sposób, mordowano ludzi w kościołach (...)” - mówił.
Choć 95 proc. ofiar stanowili chłopi, ginęli też przedstawiciele inteligencji – nauczyciele, lekarze, a także łącznie ok. 180 duchownych; wśród nich księża, którzy często byli przywódcami nie tylko duchowymi, ale też społecznymi. Ks. Isakowicz-Zaleski określił ich „apostołami” – przekazywali bowiem wszystkim, niezależnie od wyznania, podstawowe prawdy wiary. „Za to właśnie zostali zamordowani – są męczennikami. Do dzisiaj władze kościelne nie chcą przeprowadzić ich procesów beatyfikacyjnych” - powiedział.
Ks. Isakowicz-Zaleski podkreślił, że zbrodnię tę popełniono na Kresach – miejscu słynącym niegdyś ze wzajemnego szacunku, tolerancji, życzliwości. Wymieniał i opisywał niektóre akty ludobójstwa dokonywanego często przez sąsiadów ofiar. Wskazał, że prócz Polaków z rąk nacjonalistów ginęli Ormianie, Żydzi, Czesi, a także „sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali Polaków, ratowali Żydów i nie popierali Stefana Bandery”.
Ocenił też, że mimo, iż minęło 70 lat od tej zbrodni, III Rzeczpospolita „ciągle nie chce powiedzieć prawdy”. „Ciągle politycy mają ten ogromny problem czy powiedzieć prawdę, czy nie – czy pozwala na to Bruksela, czy z Kijowa też jest jakaś zgoda. Ciągle mówi się: +tak, był KL Auschwitz, tak, był Katyń+, ale milczy się w sprawie Wołynia” - mówił.
W tym kontekście skrytykował m.in. odnoszącą się do 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej uchwałę Senatu z 20 czerwca, nazywając ją „ucieczką w jakieś pokrętne półprawdy, ćwierćprawdy”. Ocenił też, że również podpisana 28 czerwca deklaracja zwierzchników Kościołów z Polski i Ukrainy w tej sprawie „nie zawiera prawdy o ludobójstwie”.
„Nie mówi się, kto kogo zabił i dlaczego. Są eufemizmy – tragedia wołyńska, czystki etniczne. Wyczyścić to sobie można ubranie, jak jest pobrudzone, ale zabijanie kobiet, dzieci i starców, to nie jest czystka, to jest ludobójstwo” - mówił dodając, że do dzisiaj na zachodniej Ukrainie nie ma pomników ofiar, są natomiast pomniki Stefana Bandery i wielu przywódców UPA. „Na obecnej Ukrainie zachodniej jest to możliwe, bo nie ma prawdy” - stwierdził.
Ks. Isakowicz-Zaleski wymienił trzy wnioski związane z wydarzeniami sprzed 70. lat: pierwszy to moralny obowiązek pamięci o ofiarach. „Dopóki jest pamięć, o tych ludziach się mówi, zamawiane są za nich msze święte. Najgorszą rzeczą jest wytarcie ludzi z pamięci” - powiedział.
Drugi wniosek to potrzeba zgody, pojednania i przebaczenia, choć – jak zaznaczył – nie chodzi o skłócenie z Ukraińcami. „Naszym wrogiem nie był naród ukraiński, była ideologia banderowska” - podkreślił. Jako trzeci, ogólniejszy, wniosek wskazał konieczność wierności piątemu przykazaniu – jako fundamentowi religii chrześcijańskiej. „Nie zabijaj - to jest ta dewiza, którą wnoszą Kresowianie. Nie wolno niszczyć: na tym się nie zbuduje ani wolnego państwa, ani zgody, ani przyjaźni” - podkreślił.
„Nasze działanie powinno iść w kierunku życzliwości, przyjaźni i pojednania. (…) Módlmy się bardzo żeby z krwi męczenników wołyńskich, kresowych, wyrosła prawda, miłość i zgoda” - zaapelował na Jasnej Górze ks. Isakowicz-Zaleski.
W lipcu br. mija 70. rocznica apogeum zbrodni wołyńskiej. Kulminacja brodni nastąpiła 11 lipca 1943 r., gdy oddziały UPA zaatakowały ok. 100 polskich miejscowości.
Dla polskich historyków tzw. rzeź wołyńska z lat 1943-44, która swoim zasięgiem objęła także tereny południowo-wschodnich województw II RP, była ludobójczą czystką etniczną liczącą ponad 100 tys. ofiar (są też szacunki mówiące o ok. 120-130 tys. ofiar).
Dla badaczy z Ukrainy zbrodnia ta była konsekwencją wojny Armii Krajowej z UPA, w której wzięła udział ludność cywilna. Strona ukraińska ocenia swoje straty na 10-12, a nawet 20 tys. ofiar, przy czym część ofiar zginęła z rąk UPA za pomoc udzielaną Polakom lub odmowę przyłączenia się do sprawców rzezi.
20 czerwca Senat przyjął uchwałę, w której oddał hołd Polakom, którzy 70 lat temu padli ofiarą mordów UPA na Wołyniu. W przyjętej niejednomyślnie uchwale senatorowie określili zbrodnię wołyńską jako "czystkę etniczną noszącą znamiona ludobójstwa". Podkreślili też potrzebę pojednania z Ukrainą.
Natomiast 28 czerwca zwierzchnicy Kościołów z Polski i Ukrainy podpisali wspólną deklarację. "Wiemy, że chrześcijańska ocena zbrodni wołyńskiej domaga się od nas jednoznacznego potępienia i przeproszenia za nią. Uważamy bowiem, że ani przemoc, ani czystki etniczne nigdy nie mogą być metodą rozwiązywania konfliktów między sąsiadującymi ludami czy narodami, ani usprawiedliwione racją polityczną, ekonomiczną czy religijną" - brzmi fragment deklaracji.(PAP)
mtb/mok/