74 lata temu, w nocy z 23 na 24 marca 1941 roku, na Berlin spadły pierwsze „polskie” bomby. W wyprawie na niemiecką stolicę wzięło udział 130 samolotów alianckich, z czego cztery maszyny – typu Vickers Wellington – pilotowali Polacy z 300. Dywizjonu Bombowego „Ziemi Mazowieckiej”.
Wydarzenie to upamiętnia napis na jednej z tablicy przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie.
„Rezultaty naszego bombardowania były z pewnością bardzo nikłe, raczej symboliczne. Natomiast jego ogromnego moralnego znaczenia dla nas trudno sobie dziś uzmysłowić. Wszystko to pozwoliło mi utrzymać równowagę ducha w czasie, kiedy w zwycięskie zakończenie wojny można było tylko wierzyć albo tylko o nim marzyć, bo nie było do tego żadnych faktycznych podstaw” – wspominał płk pil. Wacław Makowski, pierwszy dowódca Dywizjonu 300, który wziął udział w nalocie na niemiecką stolicę.
Dywizjon 300 w strukturach RAF
Dywizjon 300, podobnie jak inne polskie pododdziały bombowe walczące w strukturach Sił Lotniczych Wielkiej Brytanii (RAF), bezpośrednio podlegały brytyjskiemu Dowództwu Lotnictwa Bombowego – RAF Bomber Command. Celem misji bojowych było niszczenie infrastruktury przemysłowej III Rzeszy oraz innych obiektów o znaczeniu strategicznym. Dywizjon „Ziemi Mazowieckiej” walczył w składzie 1 Grupy Bojowej RAF-u.
„Rezultaty naszego bombardowania były z pewnością bardzo nikłe, raczej symboliczne. Natomiast jego ogromnego moralnego znaczenia dla nas trudno sobie dziś uzmysłowić. Wszystko to pozwoliło mi utrzymać równowagę ducha w czasie, kiedy w zwycięskie zakończenie wojny można było tylko wierzyć albo tylko o nim marzyć, bo nie było do tego żadnych faktycznych podstaw” – wspominał płk pil. Wacław Makowski, pierwszy dowódca Dywizjonu 300, który wziął udział w nalocie na niemiecką stolicę.
Dywizjon 300 oficjalnie powołano do życia 1 lipca 1940 roku. Jego symbolem rozpoznawczym była odznaka w kształcie herbu Książąt Mazowieckich, podzielona na cztery pola w kolorze biało-czerwonym. Umieszczono na nich po przekątnej orła polskiego i brytyjskiego lwa. Poszczególne maszyny nosiły oznaczenie „BH”.
Każdy polski dywizjon składał się wówczas z eskadr, każda licząca po 6 samolotów. Załoga każdego liczyła od 3 do 7 osób: pilotów, strzelców, radiotelegrafistów (często strzelec pełnił też funkcję radiotelegrafisty), nawigatorów oraz mechaników pokładowych.
Od sierpnia 1940 roku lotnicy z Dywizjonu 303 stacjonowali w bazie Swinderby, gdzie dokonywali pierwszych lotów szkoleniowych. Przeniósł się tam także Dywizjon 301 „Ziemi Pomorskiej”. Jeszcze w sierpniu lotników z obu pododdziałów odwiedził Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski, witany z honorami na lotnisku w Bramcote. Do tamtejszej bazy przyjechał także brytyjski król Jerzy VI.
Polscy lotnicy w boju
Oba dywizjony wypełniły pierwsze zadania bojowe we wrześniu 1940 roku. Celem były niemieckie jednostki pływające skoncentrowane w portach nad Kanałem La Manche. Pierwszym zadaniem miało być zniszczenie barek i statków cumujących w porcie Boulogne. Jedną z kolejnych akcji bojowych, przeprowadzoną w październiku, było bombardowanie portu w Calais.
Do połowy tego miesiąca loty bojowe wykonywano na samolotach Fairey Battle, po czym zastąpiono je ciężkimi bombowcami Vickers Wellington. W akcji zadebiutowały one w trzeciej dekadzie grudnia 1940 roku – atakując zbiorniki ropy w Antwerpii, w okupowanej Belgii.Bilans lotów do końca 1940 roku wynosił 10 wypraw, łącznie 56 samolotozadań. W czasie lotów i treningów zginęło ośmiu członków załóg; zniszczeniu uległy dwa samoloty.
Polskie bombowce atakowały ważne obiekty we Francji czy Belgii, ale z czasem powstał też plan wykorzystania ich na terenie Niemiec. Naloty bombowe na III Rzeszę, dokonywane przez siły RAF-u, uległy nasileniu późną jesienią 1940 roku.
Samoloty Dywizjonu 300 zrzuciły pierwsze bomby na niemieckie cele 25 lutego 1941 roku. W czasie wyprawy na Duesseldorf polskie bombowce zostały namierzone przez niemiecki system radiolokacyjny i wdały się w wymianę ognia z nieprzyjacielskimi myśliwcami. W nocy z 26 na 27 lutego „polskie” Vickersy wykonały nalot na Kolonię. W nocy z 12 na 13 marca zrzucono bomby na Hamburg.
Nalot na Berlin
Niebawem Polacy z Dywizjonów 300 i 301 otrzymali polecenie przygotowania się do nalotu na Berlin. W ramach większej alianckiej wyprawy, obejmującej 130 samolotów, miało wziąć udział kilkanaście „polskich” bombowców. Ostatecznie z lotniska zapasowego Bircham-Newton wystartowały zaledwie cztery – wszystkie z pododdziału odwołującego się do tradycji ziemi mazowieckiej. Większość samolotów nie wzniosła się w powietrze z powodu podmokłego pasa startowego, nierówności terenu na lotnisku oraz ogólnie złych warunków atmosferycznych.
W nocnej wyprawie na Berlin z 23 na 24 marca 1941 roku wzięło udział łącznie 24 lotników (po 6 na każdą maszynę). Wśród nich piloci: ppłk Wacław Makowski, kpt. Romuald Suliński, sierż. Czesław Dziekoński, sierż. Edward Hajdukiewicz, kpt. Jerzy Gołko, sierż. Józef Kuflik, sierż. Kazimierz Szymanowski i sierż. Piotr Nowakowski; nawigatorzy: por. Czesław Dej, ppor. Nikodem Koziński, por. Roman Miarczyński i por. Władysław Rogalski; radiotelegrafiści: sierż. Marian Sztul, sierż. Jan Bieżuński, sierż. Tadeusz Bączak, sierż. Tadeusz Świdziński, sierż. Jan Artymiuk, sierż. Antoni Żychowski i sierż. Alfons Kowalski; strzelcy: sierż. Jan Jabłoński, sierż. Aleksander Suczyński, sierż. Julian Talkowski, kpt. Edmund Jura oraz sierż. Edmund Rygiel.
Po zrzuceniu bomb polskie samoloty stały się obiektami ataków niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. „Kanonada trwała bez przerwy, a wybuchy posuwały się po niebie razem z naszym samolotem. Czasami były tak bliskie, że fale wybuchu uderzały w kadłub, wytwarzając odgłos podobny do uderzenia kijem w metalową puszkę. Innym razem podmuch przechylał naszą maszynę na bok, podrzucał w górę lub spychał w dół” – wspominał kpt. pil. Jerzy Gołko.
„Lecimy na wysokości 18 000 stóp. Znaczy to, że znajdujemy się poza zasięgiem lekkiej artylerii przeciwlotniczej, ale wciąż w zasięgu ciężkiej i nocnych myśliwców. Uczucie niepewności wzmaga się z chwilą ukazania się księżyca, który swym blaskiem oświetla, nie tylko ziemię, co nam nad celem będzie na rękę, ale również drobne białe chmury poniżej nas” – relacjonował uczestnik wyprawy kpt. pil. Gołko.
Po zrzuceniu bomb polskie samoloty stały się obiektami ataków niemieckiej artylerii przeciwlotniczej. „Kanonada trwała bez przerwy, a wybuchy posuwały się po niebie razem z naszym samolotem. Czasami były tak bliskie, że fale wybuchu uderzały w kadłub, wytwarzając odgłos podobny do uderzenia kijem w metalową puszkę. Innym razem podmuch przechylał naszą maszynę na bok, podrzucał w górę lub spychał w dół” – wspominał kpt. pil. Gołko.
Misja zakończyła się powodzeniem. Poza bombardowaniem Berlina zaatakowano też w drodze powrotnej Hannower i zrzucono ulotki propagandowe na Magdeburg oraz okolice. Żaden członek załogi nie ucierpiał, uszkodzeniom nie uległa ani jedna maszyna. Sukces polskiej wyprawy sprawił, że polscy lotnicy jeszcze nie raz wyprawiali się na niemieckie niebo.
Na niemieckim niebie
Nie minął miesiąc, gdy ruszyła kolejna misja bojowa na stolicę III Rzeszy. W wyprawie z 17 kwietnia uczestniczyły po cztery załogi z obu dywizjonów bombowych. Polscy lotnicy atakowali też strategiczne cele w wielu innych niemieckich miastach, m.in. Kilonii, Kolonii, Mannheim, Bremie, Wilhelmshaven czy Hamburgu.
Na obudowach bomb alianci umieszczali specjalne wiadomości, często utrzymane w humorystycznym tonie (m.in. „Present for Hitler”). Wśród napisów wykonywanych przez Polaków można było spotkać m.in. „Za Warszawę”. W czasie pierwszego nalotu na niemiecką stolicę zrzucono bomby opatrzone „dedykacją” – „Warszawiacy Berlinowi”.
Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, jaka była skuteczność wszystkich nalotów dokonywanych przez Dywizjon 300, choć ataki na cele niemieckie kończyły się często pełnym powodzeniem. „W trakcie nalotu na Berlin załogi potrafiły dokładnie rozpoznać okolice kolejowego dworca wschodniego i Alexanderplatz. Było też więcej temu podobnych przykładów: Brema, gdzie lotnicy zaobserwowali walące się budynki, oraz inne gdzie płonęła zabudowa. Z kilku nalotów w których uczestniczył dywizjon, załogi przywiozły wyraźne zdjęcia centrum atakowanych miast” – pisze Łukasz Jaśkiewicz, autor książki „300 Dywizjon Bombowy „Ziemi Mazowieckiej”.
W lipcu 1941 roku Dywizjonowi 300 uroczyście nadano Sztandar Polskich Sił Powietrznych. Wtedy też ppłk. Makowskiego zastąpił na stanowisku dowódcy dywizjonu mjr pil. Stanisław Cwynar. Tego pierwszego mianowano komendantem polskiej stacji bombowej Linholme, a następnie awansowano na oficera łącznikowego przy dowództwie Bomber Command RAF-u.
Pierwszy nalot polskiego Dywizjonu 300 na Berlin upamiętniono m.in. napisem na jednej z tablic przy warszawskim Grobie Nieznanego Żołnierza: „Niemcy 24 III 1941 – 4 V 1945”.
Waldemar Kowalski