75 lat temu, 16 marca 1944 r., powołano I Armię Polską w ZSRS, podległą dowództwu Armii Czerwonej. Liczyła blisko 80 tys. żołnierzy. Jej dowódcą został gen. Zygmunt Berling.
Początki formowania wojsk polskich w ZSRS sięgają 14 sierpnia 1941 r., kiedy została podpisana w tym zakresie stosowna umowa. Nie wiadomo dokładnie, jak wielu Polaków przebywało wówczas na tym terytorium, ale – zważywszy na obszary zagarnięte we wrześniu 1939 r. – żołnierzy polskich wcielonych do Armii Czerwonej i do tzw. strojbatalionów (oddziałów roboczych), jeńców wojennych, a także polską ludność osiadłą w Rosji oceniano nawet na 300 tys. ludzi. Spodziewano się też, że w liczbie tej znajdzie się również pełny korpus oficerski – w tamtym momencie nie wiedziano jeszcze o zbrodni katyńskiej. Co istotne, władze sowieckie zgodziły się na rekrutację wyłącznie Polaków – ludność innych narodowości mająca obywatelstwo polskie nie została nią objęta, co miało wyraźny wydźwięk polityczny – Stalin dawał w ten sposób sygnał, że dawnych Kresów II Rzeczypospolitej nie uważa za terytoria polskie. Dowództwo formujących się sił zbrojnych powierzono gen. Władysławowi Andersowi.
Jednak Polakom nie zależało na walce u boku Armii Czerwonej. Nastroje były wyraźnie antysowieckie. Gen. Anders wyraził się nawet, że gdyby nie pilnował żołnierzy, zaczęliby strzelać do każdego napotkanego Rosjanina. Stalin z kolei pozbywając się Polaków ze swojego terytorium, czułby się zwolniony z jakichkolwiek zobowiązań wobec Polski. Pomijając to, że pod względem militarnym Polacy nie byli dla niego niezbędni, a koszty ich utrzymania były wysokie – zwłaszcza że płacono nie tylko na żołnierzy, lecz także ich rodziny. Nic dziwnego, że obie strony szybko zgodziły się na to, że żołnierze gen. Andersa zostaną ewakuowani na Bliski Wschód. Między 24 marca a 31 sierpnia 1942 r., w dwóch fazach, wyruszyło w kierunku Iranu łącznie ponad 100 tys. ludzi, w tym ok. 35 tys. cywilów (również dzieci). Szacowano, że w granicach ZSRS wciąż jednak przebywało ok. 680 tys. Polaków.
Oportunista kontra komuniści
Wśród nich był ppłk Zygmunt Berling. Nie do końca wiadomo, dlaczego nie wyjechał z Andersem. Jedna wersja mówi, że poszło o sprawy ambicjonalne – Anders nie awansował go na pułkownika, co miało urazić oficera słynącego z cholerycznego usposobienia. Inna – że zakaz wyjazdu otrzymał od NKWD. Jakakolwiek byłaby prawda, Anders uznał pozostanie Berlinga w ZSRS za dezercję i zdradę, zdegradował go i wydalił z armii, a kilka dni później sąd polowy skazał go zaocznie na karę śmierci. Wyrok nie był jednak prawomocny – nie podpisał go Naczelny Wódz, gen. Kazimierz Sosnkowski.
Oczywiście przebywając na terenie ZSRS, Berling nie musiał się przejmować wyrokiem. Ani degradacją – już wkrótce z rozkazu Stalina został mianowany generałem. Po przyjeździe do Moskwy przygotował i przekazał sowieckiemu przywódcy deklarację polityczno-wojskową dotyczącą utworzenia nowych, polskich sił zbrojnych – niezależnych już od rządu londyńskiego, lecz podległych wyłącznie dowództwu Armii Czerwonej. Już w pierwszym jej punkcie zaznaczył:
„Przystępujemy do pracy całkowitej niezależności od rządu polskiego w Londynie, który przestał reprezentować interesy narodu polskiego”.
Dalej pisał, że „Polska demokratyczna pozostaje w ścisłym sojuszu i przyjaźni ze Związkiem Radzieckim”, a także zapowiadał przesunięcie granic na zachód przy jednoczesnej zgodzie na straty na wschodzie, na korzyść Ukrainy, Białorusi i Litwy. Stalina najwyraźniej dokument zainteresował, bo spotkał się z Berlingiem 14 lutego 1943 r. i zapewne wtedy wyłożył mu swoją wizję polskiego wojska. Po tym spotkaniu Berling zabrał się do pracy i już 8 kwietnia wysłał do NKWD pismo zawierające analizę sytuacji:
„Wychodzę z umotywowanej przesłanki, że w ZSRR istnieje wystarczająca liczba Polaków dla sformowania jednostek wojskowych liczących ok. 100 tys. ludzi (według wyliczeń sztabu gen. Andersa). Ze względów organizacyjnych nie można tych ludzi brać od razu do jednostek wojskowych. Jest jednak w pełni możliwe zorganizowanie w pierwszej kolejności jednej dywizji i jej jednostki zapasowej […] Szczególną trudność przedstawia kwestia kadr, szczególnie dowódców pułków, batalionów, dywizjonów, baterii”.
9 maja Państwowy Komitet Obrony ZSRS podjął decyzję o formowaniu z dniem 15 maja polskiej dywizji strzelców w Sielcach nad Oką.
Z decyzji tej wynikały dwie dość ważne dla przyszłości Polski decyzje. Po pierwsze, w odróżnieniu od wytycznych wobec armii gen. Andersa w dokumencie nie podzielono Polaków na kategorie. Polakiem był każdy, kto do 1939 r. był obywatelem Polski i deklarował się jako Polak, bez względu na narodowość. Druga zaś kwestia dotyczyła tego, że przyszła Polska nie stanie się kolejną republiką sowiecką, lecz – przynajmniej formalnie – niezależnym państwem. Wizualnie świadczyło o tym już choćby to, że umundurowanie żołnierzy Berlinga było kopią umundurowania polskiego z roku 1939.
Berling był oportunistą, jednak raczej nie ideowym komunistą. Sowieckie władze, ale też polscy komuniści w ZSRS zrzeszeni w powstałym 1 marca 1943 r. Związku Patriotów Polskich i Centralnym Biurze Komunistów Polskich prawdopodobnie zdawali sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie polityczną kontrolę nad formującymi się jednostkami przejęła Wanda Wasilewska. Między nią a Berlingiem dochodziło do nieustających tarć. Historyk prof. Andrzej Paczkowski zwracał uwagę na nieprzypadkową zapewne zbieżność w czasie formowania armii i organizowania polskich komunistów w zwartą formację. Stalin tworzył zarówno zaplecze polityczne, jak i militarne swojego przyszłego satelity.
„Rzucił Polsce i Polakom jawne wyzwanie. Był to także sygnał dla zachodnich sprzymierzeńców, że ZSRS będzie kształtował sytuację w Europie wedle swoich interesów” – pisał prof. Paczkowski.
Ani Wasilewska, ani Berling w tamtym okresie zapewne nie przejmowali się wielką polityką, zajęci wewnętrznymi sporami. W jednym mimo to byli zgodni – polskie siły zbrojne miały być silne i liczne. 6 lipca gen. Gieorgij Żukow przekazał władzom, iż Wasilewska i Berling domagają się zorganizowania dodatkowego poboru 500 Polaków z przeznaczeniem do przeszkolenia dowódczego. Władze przychyliły się do prośby i w ciągu ośmiu miesięcy przeszkolono 350 dowódców plutonów, 100 dowódców kompanii i 50 dowódców batalionów. 15 lipca 1943 r. 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki złożyła przysięgę, a 12–13 października stoczyła swoją pierwszą bitwę – pod Lenino: niezwykle krwawą i przegraną, ale jej propagandowy wydźwięk był jasny. Polskie komunistyczne wojsko pojawiło się na froncie II wojny światowej.
W drodze do Berlina
Ludzi wciąż jednak przybywało. W sierpniu 1943 r. uformowano z nich 2 Dywizję i pospiesznie przystąpiono do tworzenia trzeciej. Wiosną roku 1944 przekształcono je w I Korpus Polski. Jego liczebność przedstawiała się następująco: szeregowi – 29 269, podoficerowie – 8398, podchorążowie – 1277, oficerowie – 4564, czyli łącznie – 43 508. Tak jak wcześniej wyraźnie odczuwało się brak kadr oficerskich. Nawet jeśli uzupełniano je oficerami sowieckimi – w tamtym momencie stanowili oni 67 proc. – to należeli oni do najgorszych. 70 proc. z nich nie posiadało wyższego wykształcenia, a 14 proc. nawet średniego. Nie najlepsza była też atmosfera wśród szeregowców.
Trzeba pamiętać, że zazwyczaj nie było wśród nich ideowych komunistów – byli to ludzie, których los rzucił w nierzadko odległe rejony sowieckiej Rosji – na Kaukaz, na Syberię – i we wstąpieniu do wojska polskiego widzieli szansę na powrót do ojczyzny. Spóźnili się na Andersa, ale ich stosunek do Rosjan był równie negatywny jak tych, którzy zdążyli. Alfred Lampe, polski komunista i członek Związku Patriotów Polskich, zauważał w rozmowie z Berlingiem: „Bardziej pachnie u was Pierwszą Brygadą niż Pierwszą Dywizją” – nawiązując rzecz jasna do Piłsudskiego. Klimat psuły dodatkowo propagandowe działania Wasilewskiej. Jak wspominał Włodzimierz Sokorski:
„Pamiętam rozmowy z oficerami rezerwy, którzy otwarcie mówili, że wspólna walka prowadzi do granic kraju, później jednak drogi się rozejdą. Uważali się za żołnierzy Armii Polskiej i poczuwali się do lojalności wobec rządu londyńskiego”.
Sokorski dostrzegał również, że wciąż nie najlepiej układały się stosunki między Berlingiem a polskimi komunistami – oni mu nie ufali, on ignorował ich sugestie i torpedował próby narzucenia swojej woli. Podczas jednego ze spotkań mówił np.:
„Chcemy widzieć razem wszystkich Polaków – od komunistów do narodowców – złączonych wspólnym celem. Wszyscy kochamy Polskę, a co będzie później, zdecydujemy nie my, lecz naród. I kto zechce naród tego prawa decyzji pozbawić i tak urządzić, żeby było nie, jak postanowi naród, ale jak dyktuje interes kliki – to my się na to nie zgodzimy”.
Kliką nazywał Berling Związek Patriotów Polskich, co wyraźnie wskazuje, jak duże panowało napięcie między stroną polityczną a wojskową. Stalinowi to jednak z pewnością nie przeszkadzało – był mistrzem w wygrywaniu wzajemnych konfliktów, a zwaśnieni Polacy byli znacznie łatwiejsi do kontrolowania. Zależało mu na wojsku, i wojsko się rozbudowywało. Kiedy na przełomie lutego i marca 1944 r. formowanie 3 Dywizji dobiegało końca, Berlingowi udało się odbyć z nim rozmowę. Jak pisał w pamiętnikach:
„Padła natomiast uwaga, że z chwilą zakończenia organizacji i wejścia trzeciej dywizji w skład naszego korpusu, ten ostatni utraci swój charakter dotychczasowy i przestanie istnieć jako normalny korpus armijny. Stanie się czymś nowym. Chwyciłem w lot okazję. Odpowiedziałem, że zdaję sobie w pełni sprawę z tego stanu rzeczy. Zresztą już dziś polski korpus, z racji swego składu i wyposażenia, posiada niektóre cechy jednostki operacyjnej. Po dołączeniu trzeciej dywizji te cechy jeszcze bardziej się uwydatnią. Byłem upoważniony do notyfikowania zamiaru prezydium ZPP wystąpienia do rządu radzieckiego z propozycją rozwinięcia polskiego korpusu w armię. W pierwszej chwili, pod wpływem tego, co usłyszałem, odniosłem niemiłe wrażenie, że Stalin nie jest zachwycony nakreśloną przeze mnie perspektywą, mianowicie wyraził opinię, że byłaby to miniaturowa armia… Jednak już następne zdanie rozproszyło moje obawy… – Nu, ja nie wozrożaju – brzmiał dalszy ciąg wypowiedzi”.
16 marca 1944 r. dekret Rady Najwyższej ZSRR zadecydował o stworzeniu I Armii Polskiej. W końcu kwietnia przesunięto ją na Wołyń jako drugi rzut Frontu Białoruskiego kierującego się na Warszawę i Berlin. Jego dowódcą był Konstanty Rokossowski.
Historia I Armii Polskiej nie była długa. 22 lipca dokonano jej połączenia z operującą na terenach polskich partyzancką Armią Ludową i utworzono Wojsko Polskie. Na jego czele stanął dotychczasowy dowódca AL, a wcześniej, od 1932 r., agent sowiecki, gen. Michał Rola-Żymierski (lub Żymirski), Berling został jego zastępcą, z kolei zastępcą ds. politycznych pozostał gen. Aleksander Zawadzki, szefem sztabu zaś służący w AL płk Marian Spychalski. W ten sposób praktycznie całe najwyższe dowództwo Wojska Polskiego zyskało charakter czysto polityczny.
jiw / skp /