Zdaniem amerykańskich komentatorów, prezydent USA Donald Trump podczas wizyty w Warszawie, będzie miał okazję raz i na zawsze wyjaśnić swój stosunek do Artykułu 5. traktatu NATO.
Prezydent Trump podczas swojego debiutu na forum NATO w Brukseli w maju rozczarował europejskich sojuszników, rezygnując z opowiedzenia się za kluczowym Artykułem 5. Traktatu Waszyngtońskiego (zwanego także Traktatem Północnoatlantyckim) z roku 1949.
Stanowi on rdzeń NATO, określając obowiązek kolektywnej obrony "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Został zastosowany tylko raz w historii najbardziej skutecznego sojuszu militarnego w historii świata, kiedy sojusznicy pospieszyli na pomoc po atakach terrorystycznych 11 września 2001 roku w Stanach Zjednoczonych.
Wieczorem 12 września 2001 roku Rada Północnoatlantycka, główny polityczny organ decyzyjny Sojuszu, zadecydowała o użyciu Artykułu 5. O tej decyzji ówczesny sekretarz generalny NATO Lord Robertson poinformował sekretarza generalnego ONZ.
NATO przyjęło 8-punktowy plan działania. W ramach tego planu m.in. samoloty bojowe 13 państw członkowskich NATO, w tym "latające radary" AWACS, rozpoczęły patrolowanie przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych, okręty bojowe NATO zaczęły patrolować wody Morza Śródziemnego. Pomoc USA po atakach 11 września była nie tylko pierwszym przypadkiem użycia Artykułu 5., ale także pierwszą operacją NATO poza terytorium państw członkowskich.
Zdaniem amerykańskich komentatorów zachowanie Trumpa było nie tylko rozczarowujące, ale także nietaktowne, bowiem amerykański prezydent wykorzystał uroczystości upamiętniające tragiczne wydarzenia 11 września 2001 r. do besztania przywódców państw członkowskich Sojuszu za niedostateczne wydatki na wspólną obronę. Demokratyczny senator Benjamin Cardin z komisji stosunków zagranicznych określił brukselską filipikę Trumpa jako "niezręczne wystąpienie".
Richard Haass, prezes prestiżowego think tanku Council on Foreign Relations, jeden z największych amerykańskich autorytetów w dziedzinie polityki międzynarodowej, podczas burzy protestów przypomniał wtedy, że Trump, który wcześniej podczas kampanii wyborczej nazwał NATO "anachronicznym”, ani razu "nie opowiedział się jednoznacznie ani nie podtrzymał amerykańskich zobowiązań wynikających z Artykułu 5".
Thomas Donnelley, ekspert konserwatywnego think tanku American Enterprise Institute, uznał, że “porażka w spełnieniu podstawowego oczekiwania związanego z tą podróżą stała się nagłówkiem całej podróży Trumpa". Nicholas Burns, były ambasador przy NATO w republikańskiej administracji prezydenta George'a Busha, stwierdził, że Trump "nie zachowuje się jak przywódca Zachodu" w przeciwieństwie do swych poprzedników.
Strobe Talbott, były zastępca sekretarza stanu w demokratycznej administracji prezydenta Billa Clintona, uznał pominięcie przez Trumpa Artykułu 5. "za błąd, który będzie miał realne, poważne konsekwencje".
Ze znaczących tytułów głównego nurtu amerykańskich mediów tylko konserwatywny dziennik "Wall Street Journal" bronił wtedy prezydenta. Redakcja przypomniała 26 maja, że w trzecim akapicie wystąpienia Trump wspomniał, że Art. 5 został zastosowany po raz pierwszy i jedyny w historii, kiedy sojusznicy z NATO “szybko i zdecydowanie przyszli na pomoc" Ameryce po atakach 11 września.
"Czy rzeczywiście Trump przemawiając podczas uroczystości poświęconej Art. 5, jednoznacznie wymieniając i chwaląc użycie Art. 5. po atakach 11 września, chciał przekazać w ten sposób, że nie wierzy w Art. 5?“ - zapytywał retorycznie zespół redakcyjny "WSJ". Redakcja przyznała, że "problem wiarygodności Trumpa w NATO rozpoczął się, kiedy podczas kampanii nazwał Sojusz "anachronicznym". "Jednak od tego czasu, popierając, wbrew zaciętej opozycji Rosji, przyjęcie do NATO Czarnogóry, zgadzając się na rozmieszczenie sił NATO na wschodnich rubieżach sojuszu, przyczyniając się do zaangażowania NATO w koalicję walczącą z Państwem Islamskim, Trump odrobił brak zaufania w przynajmniej 90 procentach".
Jednak w tej obronie prezydenta Trumpa, dziennik "Wall Street Journal", własność lojalnego sojusznika Trumpa, magnata prasowego Ruperta Murdocha, był odosobniony.
Portal Politico wyszperał później, że pominięcie przez Trumpa Art. 5. rozczarowało nie tylko przywódców NATO, ale także najbliższych doradców prezydenta w dziedzinie bezpieczeństwa narodowego: ministra obrony Jamesa Mattisa, sekretarza stanu Rexa Tillersona i doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego gen. H.R. Mastera.
Susan Glasser, autorka artykułu w portalu Politico, powołując się na anonimowo cytowanych wysokiej rangi przedstawicieli Białego Domu, poinformowała, że o pominięciu przez Trumpa jednoznacznego opowiedzenia się przez Stany Zjednoczone za Artykułem 5., które znajdowało się w ostatecznym tekście jego wystąpienia, zadecydował albo sam Trump albo “nacjonalistyczny doradca strategiczny prezydenta Steve Bannon i jego pomocnik polityczny Stephen Miller".
Cały ten epizod, zdaniem Glasser, spowodował nie tylko poważny dysonans w łonie 70-letniego Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale także rozdźwięk w administracji USA.
Glasser twierdziła, że prezydent zataił najistotniejsze informacje przed swoimi doradcami ds. bezpieczeństwa narodowego, wprawił ich w zażenowanie i zmusił, aby po fakcie publicznie przedstawili pokrętne, nieprzekonujące argumenty, że przemówienie zawierało zobowiązania, których - jak doskonale wiedzieli doradcy - nie było w tym przemówieniu.
Trump po raz pierwszy zdecydowanie i jednoznacznie opowiedział się za Art. 5 podczas wizyty w Waszyngtonie prezydenta Rumunii Klausa Iohannisa na początku czerwca. Podczas wspólnej konferencji prasowej powiedział wtedy, że "w pełni zobowiązuje Stany Zjednoczone do Artykułu 5", co, jak sugerował dziennik "New York Times", było związane z gotowością Rumunii do zakupu amerykańskiej broni i sprzętu wojskowego.
Amerykański Kongres w senackiej ustawie o zaostrzeniu sankcji wobec Rosji dodał poprawkę o znaczeniu Art. 5, i amerykańscy komentatorzy spodziewają się, że prezydent Trump ponowi swoją deklarację w Warszawie. Oczekują tego - stwierdza Susan Glasser - państwa NATO sąsiadujące z Rosją, które bardziej od terroryzmu obawiają się agresywnych poczynań Moskwy na swoich granicach.
Trump - jak napisał zapowiadając wizytę prezydenta w Polsce dziennikarz Associated Press Ken Thomas - ma podczas obecnej wizyty w Europie "drugą okazję do zrobienia pierwszego wrażenia".
Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)
tzach/ kot/ ro/