Powołanie ROPCiO było nową jakością w pracy na rzecz wolności Polski. Było to uruchomienie jeszcze jednej propozycji działania na rzecz wolności człowieka i – jak to ustawicznie podkreślaliśmy – niepodległości państwa – mówi w wywiadzie dla PAP Andrzej Czuma.
PAP: Jak wyglądała Pańska działalność przed 1976 r.?
Andrzej Czuma: Najliczniejszą grupą, która tworzyła ROPCiO, byli „nasi ruchowcy”, czyli ludzie, którzy funkcjonowali w pewnym porozumieniu niepodległościowym nie mającym własnej nazwy, określanym później przez bezpiekę jako „Ruch”. Nasze porozumienie zawiązaliśmy na przełomie 1965 i 1966 r. Ogłosiliśmy program „Mijają lata”, którego celem było zachęcanie Polaków do pamiętania o tym, że – pomimo beznadziejnej sytuacji – powinniśmy zmierzać do niepodległości naszego kraju i działań na rzecz praw człowieka i wolności obywatelskich. Wiedzieliśmy, że jeżeli nie będziemy się o to upominali, to nikt nas w tym nie wyręczy.
Andrzej Czuma: Powołanie ROPCiO to była nowa jakość w pracy na rzecz wolności Polski. (...) Była to zachęta do korzystania z praw człowieka i obywatela w najszerszym tego słowa znaczeniu. To znaczy głoszenie wolności przekonań, wolności wiary, a przez to upominanie się o wolne wybory, co – w warunkach systemu totalitarnego – oznaczało upominanie się o niepodległość.
Nie ukrywam, że głównym bodźcem do podjęcia działań były dla nas wydarzenia związane z obchodami tysiąclecia chrztu Polski. Było dla mnie wspaniałym szokiem, gdy w wielu miastach Polski zobaczyłem tysiące ludzi na ulicach, którzy opowiedzieli się za kościelnym programem obchodów milenijnych. Komuniści stracili wówczas zdolność chłodnego osądu, aresztowali np. obraz Matki Bożej podróżujący po kraju. To tylko zachęcało ludzi do większej aktywności.
Celem naszego ruchu było wydawanie regularnego pisma, w którym dzieliliśmy się z innymi ludźmi naszymi pragnieniami i przemyśleniami, naszą oceną rzeczywistości. W celu ich wydawania wykradaliśmy maszyny powielaczowe. Członkowie ruchu zrzucili tablicę Lenina z Rysów, malowali w parkach napisy „Katyń-pamiętamy”. Wreszcie powstał pomysł spalenia Muzeum Lenina w Poroninie. Byłem przeciwko temu projektowi, ale, razem z bratem Benedyktem, zostaliśmy przegłosowali i dołączyliśmy się do tego działania.
Aresztowania zaczęły się w czerwcu 1970 r. Zostaliśmy oskarżeni o przygotowania do obalenia ustroju przemocą. Poszliśmy do więzienia, w którym przesiedziałem 4,5 roku.
PAP: W jakich okolicznościach powstał ROPCiO?
Andrzej Czuma: Po wyjściu z więzienia podjęliśmy następne działania opozycyjne. W październiku 1976 r. rozpoczęliśmy wydawanie pisma „U progu”.
Choć wspieraliśmy Komitet Obrony Robotników, myśleliśmy o podjęciu działań, których celem nie będzie tylko pomoc represjonowanym uczestnikom protestów czerwca 1976 r., ale również propagacja praw człowieka i obywatela. Wśród tych praw lokowaliśmy fundamentalne prawa do wolności zgromadzeń, poglądów i przekonań, a także prawo do wyboru swoich władz, a to już oznaczało niepodległość. Dlatego w marcu 1976 r. utworzyliśmy odrębną formację. Wiedzieliśmy, że propaganda komunistyczna kłamliwie przedstawiała KOR jako odłam PZPR, który walczy o władzę w partii komunistycznej. Ta propaganda odnosiła sukcesy, naród był bardzo zbałamucony. Należało więc powołać inną organizację, której społeczeństwo nie mogło zarzucić, że jej członkowie pochodzą ze środowisk postpezetpeerowskich.
PAP: Jakie były założenia programowe ROPCiO?
Andrzej Czuma: Powołanie ROPCiO to była nowa jakość w pracy na rzecz wolności Polski. Założenia programowe wyłożyliśmy w „Apelu do społeczeństwa” z marca 1977 r. Była to zachęta do korzystania z praw człowieka i obywatela w najszerszym tego słowa znaczeniu. To znaczy głoszenie wolności przekonań, wolności wiary, a przez to upominanie się o wolne wybory, co – w warunkach systemu totalitarnego – oznaczało upominanie się o niepodległość.
Część naszych znajomych z innych formacji, którzy upominali się np. o chleb, ale i socjalizm, miała nam to za złe. Wiedzieliśmy, że pojęcie „socjalizmu” nic nie znaczy, bo socjalistami nazywali się hitlerowcy, komuniści i setki innych ugrupowań, które chciały zdobyć władzę kosztem życia setek tysięcy ludzi. Dlatego moje środowisko reagowało na to słowo absolutnie z dystansem.
PAP: Jakie były formy działania ROPCiO?
Andrzej Czuma: Główną formą działania naszego ruchu była działalność wydawnicza. Wydawaliśmy „Opinię”, „Gospodarza”, „Ucznia polskiego” – jedyne pismo dla młodzieży. Pod koniec 1977 r. wydrukowaliśmy kilkanaście tysięcy formularzy pisma do Rady Państwa, aby opublikowała w „Monitorze” pakty praw człowieka i obywatela, które zostały „po cichu”, bez opublikowania, zaakceptowane w marcu 1977 r. Dopiero w związku z wizytą prezydenta Cartera w grudniu 1977 r. w Warszawie komuniści opublikowali pakty. Były też manifestacje, przypominanie o przeszłości niepodległościowej – w Warszawie 11 listopada, w Gdańsku 3 maja. Próbowaliśmy korzystać z każdej okazji, aby gromadzić ludzi publicznie i zachęcać ich do działania. Kończyło się to aresztowaniami i rozmaitymi represjami. Nasze doświadczenie nauczyło nas jednak, że im mocniejsze manifestacje robimy, tym mniejsze są represje.
Wraz z innymi opozycjonistami powoływaliśmy rozmaite ugrupowania, które upominały się o prawa człowieka, np. Komitet Obrony Wiary, Komitet Obrony Ziemi, komitety uczniowskie, studenckie komitety solidarności w Gdańsku, w Szczecinie i w Lublinie. Pomagaliśmy także ofiarom aresztowań i zatrzymań, podobnie jak KOR. W tej dziedzinie o wiele więcej robił jednak Jacek Kuroń, który miał szerokie kontakty na Zachodzie.
PAP: Jaka była struktura organizacyjna ROPCiO? Kto nim przewodził?
Andrzej Czuma: Nasz ruch był bardzo energiczny, gromadził bardzo rozmaite osoby. I tu był pewien szkopuł: formuła, jaką przyjęliśmy, mówiła, że nie ma członkostwa, lecz uczestnictwo w ruchu. Ta formuła miała zarówno dobre, jak i złe strony. Tą ostatnią był fakt, że uczestnikami ruchu ogłaszali się agenci bezpieki.
Andrzej Czuma: Nasz ruch był bardzo energiczny, gromadził bardzo rozmaite osoby. I tu był pewien szkopuł: formuła, jaką przyjęliśmy, mówiła, że nie ma członkostwa, lecz uczestnictwo w ruchu. Ta formuła miała zarówno dobre, jak i złe strony. Tą ostatnią był fakt, że uczestnikami ruchu ogłaszali się agenci bezpieki.
Nie mieliśmy ściśle zchierarchizowanej struktury, podobnie jak sformalizowanego przywództwa. W marcu 1977 r. za działalność ruchu odpowiadało dwóch rzeczników: Leszek Moczulski i ja. Po roku sytuacja się zmieniła, ruch się podzielił – powstał Ruch Młodej Polski, Rada Sygnatariuszy, Zespoły Inicjatywy Obywatelskiej – inna sprawa, że środowisko to było bardzo mocno inspirowane przez bezpiekę.
Podziały były bardzo kulturalne i merytoryczne, nie ambicjonalne. Propaganda komunistyczna mówiła, że mój spór z Moczulskim miał tło ambicjonalne, co było nieprawdą. To była decyzja całych środowisk, nikt mu nie przeszkadzał w powoływaniu później Konfederacji Polski Niepodległej.
PAP: Jakie były relacje między ROPCiO a KOR-em?
Andrzej Czuma: Różnice między celami działania naszego ruchu a KOR-em były oczywiste. KOR zajmował się udzielaniem pomocy medycznej, moralnej, prawnej i finansowej ofiarom represji bezpieki i władz PRL-u przeciwko uczestnikom protestów czerwca 1976 r. Z kolei celem ROPCiO było działanie na rzecz poszanowania praw człowieka i obywatela, ale również było nawiązaniem do dawnych demokratycznych tradycji Rzeczypospolitej, jak np. nihil novi (1505). Chcieliśmy zachęcić społeczeństwo, aby korzystało z tych praw.
Wielokrotnie były różnice zdań i spory. Niektórzy publicyści „Biuletynu Informacyjnego” KOR-u oskarżali mnie za to, że zmierzałem do usunięcia Moczulskiego z redakcji „Opinii”. Autor tego artykułu po dwóch latach mnie za to przeprosił. Jeden z naszych kolegów wytykał Kuroniowi, że głosi on hasła „finlandyzacji Polski”. Spory między oboma środowiska oczywiście były. Sam zmierzałem do tego, aby między nami była zdrowa rywalizacja. Uważam jednak, że polemika była wówczas potrzebna. Nie było żadnych oskarżeń „ad hominem”.
Byli ludzie w KOR-ze, którzy traktowali nas „po macoszemu”, twierdząc, że nasz ruch był prowokacją esbecką. Ci ludzie później jednak zamilkli.
PAP: Jaki był zakres inwigilacji ROPCiO przez SB?
Andrzej Czuma: Najbardziej perfidni agenci układali wraz z funkcjonariuszami SB plany dywersji przeciwko nam, chcieli nas podjudzić przeciwko sobie. Największymi szkodnikami byli: Andrzej Mazur z Łodzi i Paweł Mikłasz z Warszawy. Działalność agentów miała niekiedy dramatyczne skutki. Dla przykładu: deklarację powołania KPN jesienią 1979 r. podpisały 34 osoby, z czego 28 to byli agenci bezpieki. Te proporcje są więc zatrważające.
Agentura bezpieki w latach 70. i 80. XX w. nie potrafiła jednak zepchnąć grup wolnościowych z głównego toru. Potrafili nas pozbawić powielaczy, papieru, pieniędzy, umieli nas uwięzić, ale nie wiedzieli, jak nas zdeprawować.
PAP: Jaki był wpływ Kościoła na działalność ROPCiO?
Andrzej Czuma: Sądzę, że żaden. Poza tym, że Kościół od zawsze był głównym przeciwnikiem totalitaryzmu komunistycznego, który głosił zaprzeczenie stałych norm moralnych. Kościół był i jest wielkim sojusznikiem wszelkich akcji wolnościowych, co było absolutnym przekleństwem dla komunistów.
Kościół nigdy nie wpływał na działalność RO (Ruch Obrony - skrót od ROPCiO - PAP). Nie przypominam sobie, aby kardynał Stefan Wyszyński mówił do mnie: „Drogie dziecko, zrób to i to”. Przychodziłem do niego i dzieliłem się wątpliwościami, a on mi życzliwie odpowiadał.
Wyszyński nie był przekonany, że nasz program niepodległościowy ziści się w najbliższym czasie. Ja też nie byłem jednak pewien, że za mojego życia Polska będzie wolna.
PAP: Jaką była rola ROPCiO w tworzeniu wolnych związków zawodowych?
Andrzej Czuma: Można powiedzieć, że byliśmy na tym polu pionierami. Pierwsza grupa wolnych związków zawodowych została powołana w lutym 1978 r. w Katowicach i w Warszawie z inicjatywy m.in. Kazimierza Świtonia i Romana Kściuczka. Następna grupa powstała na przełomie wiosny i lata tego samego roku, w Gdańsku. Działali w niej m.in. Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Krzysztof i Błażej Wyszkowscy.
Andrzej Czuma: Odzyskanie wolności przez Polskę była największą nagrodą, jaką mogłem odebrać za swoją pracę i lata uwięzienia. To, że niedoskonali ludzie prowadzą politykę, to jest zupełnie inna sprawa. Rozumiem, że byli i będą cyniczni politycy. Nigdy nie miałem złudzeń, że uda nam się zbudować jakiś idealny ustrój. Komuniści głosili, że do tego dążyli, co budziło we mnie obrzydzenie swoją obłudą i faryzejstwem.
W tym czasie wspieraliśmy działalność związków poprzez wydawanie pisma „Ruch związkowy”, którego redaktorem naczelnym był Andrzej Woźnicki. Wszystko w ramach RO.
PAP: Jak wyglądała działalność ROPCiO w okresie Solidarności?
Andrzej Czuma: Działalność RO w okresie Solidarności była bardzo skąpa. Wydaliśmy kilka numerów „Opinii”, ale już w tym czasie rynek drugiego obiegu był zdominowany przez masowe wydawnictwa poszczególnych regionów Solidarności. Sam byłem pochłonięty pracą w Regionie Mazowsze, gdzie m.in. udzielałem instrukcji, jak powoływać grupy wolnych związków zawodowych. Uczestnicy naszego ruchu często dominowali we władzach związkowych.
Jestem pewny, że wszyscy ludzie, którzy uczestniczyli w działaniach RO lub byli adresatami naszego działania, włączyli się w jakimś zakresie w tworzenie Solidarności.
PAP: Kiedy nastąpił kres działania ROPCiO?
Andrzej Czuma: Nie potrafię precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie. Nie było z pewnością momentu zebrania się rady sygnatariuszy i oświadczenia, że kończymy działalność. Po prostu rozeszło się to po kościach; rozeszło się w ogniu ważnych wydarzeń krajowych, jakim było istnienie i działanie Solidarności. Uznaliśmy, że trzeba wspierać ten ruch, gdyż to on może doprowadzić do wolności Polski.
PAP: Czy Pańskie marzenia o wolnej Polsce się spełniły?
Andrzej Czuma: Tak. Rok 1989, który zastał mnie w Chicago, był dla mnie niezwykle szczęśliwy. Odzyskanie wolności przez Polskę była największą nagrodą, jaką mogłem odebrać za swoją pracę i lata uwięzienia. To, że niedoskonali ludzie prowadzą politykę, to jest zupełnie inna sprawa.
Rozumiem, że byli i będą cyniczni politycy. Nigdy nie miałem złudzeń, że uda nam się zbudować jakiś idealny ustrój. Komuniści głosili, że do tego dążyli, co budziło we mnie obrzydzenie swoją obłudą i faryzejstwem. Za tym siedziała zimna chęć władzy. Gadanina o zbudowaniu idealnego ustroju była bajaniem, które na mnie nigdy nie robiło wrażenia.
Wzrusza mnie za to fakt, że Polska jest krajem niepodległym i wolnym, co było przedmiotem starań i walk setek tysięcy ludzi przez ostatnie 200 lat. Należy ten skarb bardzo cenić.
Rozmawiał Waldemar Kowalski (PAP)
wmk/ hes/