„Figurantka Wydziału III +A+ KW MO w Gdańsku. Od września 1978 r. związana jest z elementami antysocjalistycznymi z terenu Trójmiasta. Członek redakcji +Robotnika Wybrzeża+. W przeszłości systematycznie udostępniała swoje mieszkanie na spotkania o charakterze szkoleniowym z robotnikami niektórych zakładów z Trójmiasta. W chwili obecnej w jej mieszkaniu spotykają się działacze antysocjalistyczni skupieni wokół Wolnych Związków Zawodowych oraz redakcji +Robotnika Wybrzeża+. Do jej zadań ponadto należy informowanie zainteresowanych pracowników stoczni o terminach i miejscach mających się odbyć nielegalnych spotkań oraz kolportowanie nielegalnej literatury w miejscu pracy” – pisali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa w jednej z charakterystyk Anny Walentynowicz.
Ta – ze względu na swoje zaangażowanie opozycyjne – przez kilkanaście lat (od 1978 do 1990 r.) znajdowała się na celowniku SB. Jej rozpracowaniem zajmowała się od 3 września 1978 gdańska bezpieka, początkowo w ramach sprawy o kryptonimie „Suwnicowa”, a od 22 kwietnia 1983 r. „Emerytka”.
Pierwszym, standardowym w przypadku działaczy opozycji krokiem bezpieki wobec Walentynowicz była próba jej werbunku do współpracy. Doszło do niej w połowie grudnia 1978 r. i oczywiście zakończyła się niepowodzeniem. W tej sytuacji skupiono się na rozpracowaniu Walentynowicz, stosując wobec niej standardowe działania, czyli podsłuchiwanie czy rewizje w mieszkaniu. W ten sposób np. w maju 1979 r. zdobyto informację, że zamierza ona „wykorzystać fakt przyjazdu papieża do Polski w celu popularyzowania działalności grup antysocjalistycznych oraz pozyskania nowych sympatyków na terenie Stoczni Gdańskiej im. Lenina”.
Przez kolejne lata śledzono każdy jej krok, wypowiedzi zarówno publiczne, jak i prywatne. Była również zatrzymywana – wg danych Służby Bezpieczeństwa tylko w okresie od listopada 1979 do kwietnia 1980 r. czterokrotnie. Pierwsze z zatrzymań było związane z próbą jej kompromitacji (o czym szerzej za chwilę), a także przygotowaniami gdańskiej opozycji do obchodów kolejnej rocznicy Grudnia 1970.
Celem drugiego było uniemożliwienie Annie Walentynowicz udziału w tych obchodach, z kolei trzeciego (pod koniec marca 1980 r.) niedopuszczenie do jej uczestnictwa w pogrzebie działacza WZZ Wybrzeża Tadeusza Szczepańskiego, który zaginął w styczniu tr. w niewyjaśnionych okolicznościach, a po dwóch miesiącach jego okaleczone zwłoki wyłowiono z Kanału Na Stępce. Ostatnie zaś było elementem ograniczania aktywności działaczy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża w związku z wyborami do Sejmu PRL.
Wróćmy na chwilę jeszcze do tego pierwszego zatrzymania, które było elementem tzw. działań specjalnych (nękających), stosowanych przez bezpiekę wobec opozycjonistów. Otóż u zatrzymanej Walentynowicz przeprowadzono rewizję w związku z jej rzekomym udziałem w kradzieżach zniczy cmentarnych… To zresztą niejedyne tego rodzaju działanie SB wobec jej osoby. Na terenie Stoczni Gdańskiej, gdzie pracowała jako suwnicowa, rozsiewano nieprawdziwe plotki o jej alkoholizmie. Innym było zwolnienie jej z pracy w dniu 7 sierpnia 1980 r., czyli pięć miesięcy przed osiągnięciem przed nią wielu emerytalnego! Warto w tym miejscu przypomnieć, że wcześniej zastosowano wobec Anny Walentynowicz inne szykany – w listopadzie 1978 oddelegowano ją czasowo do pracy w „Techmorze” w Pruszczu Gdańskim, a w maju 1979 r. ograniczono jej możliwości poruszania się po zakładzie pracy.
Akcje te nie okazały się owocne, a wręcz były przeciwskuteczne – jej przywrócenie do pracy było jednym z głównych żądań strajku, który wybuchł w Stoczni Gdańskiej 14 sierpnia 1980 r., a którego efektem było powstanie „Solidarności”. Utworzenie legalnie działającego związku nie oznaczało jednak zaprzestania działań Służby Bezpieczeństwa wobec Walentynowicz. Tym bardziej że w maju 1981 r. zaliczono ją do niewielkiej, siedmioosobowej grupy działaczy NSZZ „Solidarność”, w których przypadku konieczność rozpracowania miała być uzasadniona ich wykraczaniem poza ramy działalności statutowej związku. Co więcej, w jednym z jej esbeckich biogramów zarzucano jej: „ W czasie pracy w związku […] zajmowała postawę negującą wszelkie partnerskie rozmowy z rządem, przychylając się jednocześnie do prowadzenia rozmów z pozycji siły”. Oczywiście możliwości SB były w tym czasie mocno ograniczone, ale paradoksalnie z drugiej strony to wówczas zakładano możliwość jej podtrucia, które mogło potencjalnie skończyć się nawet jej zgonem…
Miało to związek z jej pobytem w Radomiu w dniach 21–23 października 1981 r. Wtedy to w celu ograniczenia możliwości poruszania się Anny Walentynowicz zamierzano jej – za pośrednictwem tajnego współpracownika „Karol”, czyli Ewy Soból – podać lek o nazwie „Furosemid”. Podanie odpowiednio dużej ilości tego środka – z czym liczyła się bezpieka – mogło doprowadzić nawet do śmierci. Do realizacji tej operacji ostatecznie nie doszło, gdyż Walentynowicz opuściła Radom wcześniej, niż zakładano. Miała ona być zresztą elementem szerszych działań Służby Bezpieczeństwa, których celem było pozbawienie jej funkcji sprawowanych w związku, i marginalizacja w „Solidarności”. W tym celu przez lata – nie tylko w „solidarnościowym karnawale”, ale i po 13 grudnia 1981 r. – podsycano również jej konflikt z Lechem Wałęsą. Jednak w okresie legalnej działalności związku SB – podobnie jak w przypadku większości innych działaczy czy struktur „Solidarności”– skoncentrowała się na obserwowaniu jej aktywności, w tym rejestrowaniu wypowiedzi. Do tego wykorzystywano zarówno posiadaną agenturę, jak i tzw. technikę operacyjną (podsłuch, obserwacja zewnętrzna i perlustracja korespondencji).
Zmianę działań Służby Bezpieczeństwa wobec Anny Walentynowicz przyniosło oczywiście wprowadzenie stanu wojennego. Tym bardziej że ta zaangażowała się w strajk w Stoczni Gdańskiej (w dniach 13–16 grudnia 1981 r.) i była jego współorganizatorką. Nic zatem dziwnego, że najpierw została zatrzymana, a następnie internowana – od 18 grudnia 1981 do 24 lipca 1982 r. Nie cieszyła się jednak zbyt długo wolnością, gdyż już 1 września 1982 r. została tymczasowo aresztowana pod zarzutem organizacji strajku w stoczni i kontynuowania działalności związkowej po wprowadzeniu stanu wojennego. Jak potem stwierdzano: „Po zwolnieniu z internowania […] w dalszym ciągu przejawiała wrogie nastawienie do władz państwowych i ustroju socjalistycznego”. Więzienie opuściła kilka miesięcy później – 30 marca 1983 r. W międzyczasie została zwolniona z pracy. Potem była jeszcze kilkukrotnie zatrzymywana. Tak było 4 grudnia 1983 r. w Katowicach w związku z „wywoływaniem zbiegowiska publicznego i próbą umieszczenia tablicy [ku czci zamordowanych w dniu 16 grudnia 1981 r. górników – przyp. G. M.] na ogrodzeniu KWK +Wujek+” czy 14 czerwca 1986 r. w Juszynie (gmina Maków Podhalański), kiedy to odmówiła okazania dowodu osobistego kontrolującemu ją milicjantowi. W tym pierwszym przypadku ponownie zresztą zastosowano wobec niej tymczasowy areszt – do 6 kwietnia 1984 r. Wtedy też – w Zakładzie Karnym w Lublińcu – „odwiedzający” ją funkcjonariusze SB z Warszawy oświadczyli w celu pognębienia jej, że w przeciwieństwie do Wałęsy: „pani nie będzie nigdy w encyklopedii”.
Oczywiście mylili się, po 1989 r. trafiła nie tylko na jej łamy, ale też na karty podręczników. Jednak w międzyczasie, przez kolejne lata, esbecy kontynuowali działania wobec niej. Walentynowicz nadal bacznie obserwowano (jak wcześniej przy wykorzystaniu agentury oraz techniki operacyjnej). Przeprowadzano również z nią rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze. Oczywiście bez skutku. „W celu udokumentowania negatywnej działalności politycznej” Anny Walentynowicz, przygotowując się do ewentualnego jej procesu, zbierano materiały operacyjne i procesowe. Dążono także do „wytworzenia atmosfery nieufności” między nią a innymi działaczami opozycji w Trójmieście, zwłaszcza Andrzejem Kołodziejem oraz Joanną i Andrzejem Gwiazdami. Nie zapominano też o podsycaniu konfliktu z Lechem Wałęsą. Tak na marginesie – uznano ją za na tyle groźną, że od 22 kwietnia 1983 do 30 stycznia 1987 r. w działania przeciwko niej obok gdańskiej bezpieki zaangażowana była elitarna jednostka
MSW utworzona do zwalczania „Solidarności” w stanie wojennym – Biuro Studiów. Chociaż w tej jednostce już na początku 1987 r. stwierdzano: „Działalność polityczna figurantki w 1986 r. była w zasadzie symboliczna i mało znacząca”, to lokalna, gdańska Służba Bezpieczeństwa jej rozpracowanie kontynuowała aż do 27 stycznia 1990 r. I to mimo że od 24 sierpnia 1989 r. pierwszym niekomunistycznym premierem był Tadeusz Mazowiecki. Z drugiej strony to nie powinno dziwić, skoro ministrem spraw wewnętrznych (m.in. nadzorującym SB) był Czesław Kiszczak, a Anna Walentynowicz do końca pozostała – w ocenie zresztą nie tylko jego podwładnych – opozycyjną ekstremą…
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP