Na posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych białoruscy opozycjoniści apelowali do polskich władz o wsparcie i wyrażali obawy dot. zbliżenia Warszawy i Mińska. Sejmowa komisja domaga się od władz w Mińsku zaprzestania prześladowań i uwolnienia aresztowanych uczestników protestów.
"Sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych wyraża głębokie zaniepokojenie narastającą falą represji wobec uczestników protestów obywatelskich, niezależnych dziennikarzy i działaczy społecznych na Białorusi. Stanowczo domagamy się od władz w Mińsku niezwłocznego zaprzestania prześladowań oraz uwolnienia wszystkich aresztowanych i skazanych" - czytamy w stanowisku posłów ws. kryzysu na Białorusi. Komisja przyjęła je w czwartek przez aklamację.
Posłowie wyrazili też solidarność z ofiarami represji, ich rodzinami i bliskimi. "W sposób szczególny upominamy się o uwolnienie Anotolija Lebiedźki, Jurasia Hubarewicza, Pawła Siewiaryńca i Witalija Rymaszeuskiego, aresztowanych liderów białoruskiej opozycji, których dziś mieliśmy nadzieję gościć na posiedzeniu naszej komisji" - czytamy w stanowisku komisji.
Komisja zaapelowała też do rządu o "podjęcie pilnej interwencji w obronie osób represjonowanych na Białorusi". "Oczekujemy także, iż wobec skali naruszeń praw obywatelskich i wolności demokratycznych rząd RP będzie kontynuował dotychczasowe wsparcie oraz podejmie nowe inicjatywy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi, a szczególnie wobec niezależnych mediów i organizacji obrony praw człowieka" - głosi stanowisko komisji.
Polscy parlamentarzyści wyrazili też przekonanie, że "jedynym sposobem przezwyciężenia kryzysu społecznego i gospodarczego, który dotknął dzisiejszą Białoruś, jest rozpoczęcie przez władze dialogu ze społeczeństwem obywatelskim i demokratyczną opozycją".
"Postęp na drodze dialogu i demokratyzacji oraz zaprzestanie represji powinny być kategorycznymi warunkami normalizacji stosunków politycznych Białorusi z Polską i Unią Europejską" - podkreślono w stanowisku komisji.
Od połowy lutego w różnych miastach Białorusi dochodzi do protestów przeciwko tzw. dekretowi o pasożytnictwie i w związku z trudną sytuacją gospodarczą. Od początku marca trwają zatrzymania uczestników i organizatorów demonstracji. Według niezależnego Centrum Praw Człowieka "Wiasna", takich osób jest już ponad 240. Dużej części z nich wymierzane są kary aresztu lub grzywny. W aresztach przebywa wielu liderów i działaczy środowisk opozycyjnych.
W czwartkowym posiedzeniu komisji wzięli udział przedstawiciele białoruskiej opozycji, którzy relacjonowali sytuację w swoim kraju.
Aleś Bialacki (szef Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna") zwracał uwagę, że obecnie wydarzenia na Białorusi rozgrywają się bardzo szybko.
"Wchodzimy w nową sytuację. W lutym zaczęły się masowe protesty w wielu miastach, które wywołała bardzo trudna sytuacja gospodarcza i społeczna, a które bardzo szybko zaczęły mieć także postulaty polityczne. Ludzie zaczęli domagać się odejścia Łukaszenki, demokratycznych wyborów parlamentarnych i prezydenckich" - jak zaznaczył, to przestraszyło władze Białorusi i w odpowiedzi zaczęły się aresztowania.
Według Bialackiego "jesteśmy w przededniu pojawienia się nowej, dużej grupy więźniów politycznych na Białorusi". "Mamy nową sytuację, która wymaga szybkich odpowiedzi. Niestety polepszenie stosunków pomiędzy władzami Polski a rządem Białorusi doprowadziło do zmniejszenia wsparcia społeczeństwa obywatelskiego Białorusi" - powiedział Bialacki. Nawiązał do dyskusji na temat finansowania Telewizji Biełsat i Radia Racja. "Widzimy, że to finansowanie jest zmniejszanie dla polepszenia stosunków z reżimem białoruskim" - ocenił.
Przewodniczący kampanii społecznej „Mów prawdę!”, kandydat na prezydenta Białorusi w 2010 roku Uladzimir Niaklajeu stwierdził, że obecnie sytuacja na Białorusi jest podobna do tej sprzed siedmiu lat, kiedy "wobec opozycji i społeczeństwa obywatelskiego reżim w Mińsku wykorzystywał gwałtowną siłę".
Niaklajeu zaznaczył, że w tym czasie zmienił się natomiast stosunek UE, w tym Polski, do władz Białorusi. Opozycjonista mówił, że próbował się dowiedzieć o to, jakie są przyczyny nowej polityki Polski wobec Białorusi, i usłyszał, że jednym z powodów są kwestie gospodarcze, handlowe. Jak mówił, idąc tym śladem, próbował w białoruskich sklepach znaleźć polskie produkty i - jak zaznaczył - udało mu się znaleźć tylko jeden towar: jabłka.
"Wszędzie jest całe morze polskich jabłek. Więc mam pytanie, czy Łukaszenka, jak wąż w raju może skusić jabłkiem i od razu mamy do czynienia z rezygnacją z pewnych wartości, o które walczyliśmy w naszej wspólnej historii, za naszą i waszą wolność?" - powiedział Niaklajeu. "Czy mamy milczeć o tym, co się dzieje na Białorusi, tylko dla jabłek?" - pytał.
Podkreślił, że nie jest przeciwnikiem dialogu UE, w tym Polski, z władzami w Mińsku. "Ale jestem też zwolennikiem prawa narodu białoruskiego do wypowiadania własnej woli na wszystkich umożliwionych w konstytucji warunkach" - podkreślił. Zaznaczył, że prezydent Białorusi zamienił jednak to konstytucyjne prawo w przestępstwo i wrzuca za nie do więzienia.
Aleś Zarembiuk (Fundacja Białoruski Dom) odczytał list otwarty do Sejmu i Senatu RP podpisany w chwili obecnej przez przedstawicieli: Telewizji Biełsat, Radia Racja, Fundacji Białoruski Dom, Karty 97, Europejskiej Białorusi. "Niepodległa Białoruś potrzebuje wsparcia ze strony najbliższego sąsiada Polski oraz całej Unii Europejskiej. Musimy wypracować sposoby, aby skłonić białoruskie władze do zaprzestania represji i do kompromisu z własnym społeczeństwem, w tym z ruchem obywatelskim i demokratyczną opozycją" - odczytał treść listu Zarembiuk.
Według sygnatariuszy listu "tylko kompromis i rozmowy władzy z opozycją mogą uratować niepodległość państwa białoruskiego i powstrzymać staczanie się kraju w odmęty socjalnego chaosu i regionalnej niestabilności". "Apelujemy do władz RP, najbliższego nam historycznie, cywilizacyjnie i etnicznie sąsiada o wsparcie działań na rzecz dialogu pomiędzy władzami a białoruskim społeczeństwem" - napisano w liście. Znalazł się tam też postulat przeprowadzenia demokratycznych wyborów.
Irina Wesztard (Białoruska Partia Socjaldemokratyczna) oceniła, że zbliża się moment, kiedy "białoruska opozycja będzie prosić Europę o wprowadzenie sankcji wobec władz w Mińsku". "Chcę prosić, by państwo kontaktując się z władzami białoruskimi, byli bardzo rozsądni i dalekowzroczni i przede wszystkimi nigdy nie zapominali o opozycji i zwykłych obywatelach Białorusi" - mówiła. Jak dodała, ważne jest, by w jej kraju mogły działać niezależne media, bo bez tego świat nie dowie się, że "Białorusini są bici i wrzucani do więzienia".
Dzmitryj Bandarenka (Kampania Europejska Białoruś; Białoruski Kongres Europejski) ocenił, że w Białorusi rozpoczęła się rewolucja. "Dzisiaj Białorusini walczą osamotnieni. W tej sytuacji wszelkie spotkania polityków europejskich z reżimem powinny dotyczyć tylko kwestii rozpoczęcia pokojowego dialogu władzy i opozycji w Białorusi. W przeciwnym razie, jeżeli nie będzie takiego okrągłego stołu, dojdzie do interwencji Rosji" - powiedział. Jak dodał, w tej kwestii bardzo ważne jest wsparcie Polski, bo sam termin "okrągły stół" to polska marka.
Wiceszef Białoruskiego Frontu Narodowego Ałaksandr Stralcov-Karwacki "kurs na Rosję" obrany przez władze w Mińsku wymaga od Łukaszenki okazania od czasu do czasu lojalności Moskwie i "teraz taki dowód lojalności jest realizowany". "W związku z tym, uważamy, że w takiej sytuacji geopolitycznej trzeba prowadzić wobec Mińska politykę +kija i marchewki+. Według nas polityka realizowana obecnie przez polski MSZ jest racjonalna, tylko problemem jest znalezienie równowagi między tym, by reagować wystarczająco stanowczo na działania władz białoruskich, a z drugiej strony, także jednak utrzymywać więź, bo bez tego trudno będzie wpłynąć na tak trudnego partnera" - powiedział.
W sobotę w stolicy Białorusi ma się odbyć marsz z okazji Dnia Woli. Środowiska niezależne tradycyjnie obchodzą w tym dniu nieoficjalne święto niepodległości. Dotychczas władze białoruskiej stolicy nie poinformowały organizatorów, czy udzielą zgody na imprezę.(PAP)
mzk/ mok/