27.05.2009 Białystok (PAP) – Zdaniem Włodzimierza Cimoszewicza wybory 4 czerwca 1989 r. miały być lekką korektą systemu, ale okazały się punktem zwrotnym dla tych, którzy potrafili odczytać komunikat społeczeństwa. W wyborach tych Cimoszewicz, obecnie senator niezależny, zdobył mandat poselski z listy PZPR, z której w Sejmie znalazło się 102 posłów.
W jego ocenie przy Okrągłym Stole wynegocjowano porozumienie polityczne, którego głównym założeniem było to, że dotychczasowa władza zachowuje swoje dominujące stanowisko, a zmiana polegała na wejściu do systemu politycznego opozycji.
Podkreślił, że „w trakcie realizowania spektaklu zaplanowanego przy Okrągłym Stole, publiczność napisała nowy i trzeba było zrealizować coś innego”.
W jego ocenie, bardzo duża część wyborców potraktowała wybory 4 czerwca jak plebiscyt. „Dla wszystkich, którzy potrafili zrozumieć komunikat społeczeństwa, stało się jasne, że trzeba iść inaczej, iść inną drogą, pójść dalej” – dodał.
Cimoszewicz powiedział, że zdecydował się na kandydowanie w 1989 r. z intencją szukania porozumienia między rządzącymi a opozycją.
„Oczywiście rozwój wydarzeń zaskoczył także mnie (...) i trzeba było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Raptem z kandydata partii rządzącej, znalazłem się w klubie (parlamentarnym) o nieokreślonym statusie: ni to opozycja, ni to klub popierający Tadeusza Mazowieckiego. Trzeba było odnaleźć jakieś logiczne miejsce w tym wszystkim” – dodał.
Cimoszewicz, były premier i szef MSZ, przyznał, że w tej sytuacji, wraz ze skróceniem kadencji Sejmu kontraktowego, spodziewał się zakończenia swojej kariery politycznej.
Wybory z 4 czerwca 1989 roku miały ponad 60-procentową frekwencję. W ocenie Cimoszewicza są dwie przyczyny obecnie niskiej frekwencji wyborczej w Polsce. Pierwsza - mówił - to rozumienie wolności w sposób anarchistyczny jako „wolność niepójścia” na wybory. Za drugą uznał „zdegustowanie poziomem dyskursu politycznego w Polsce”.
Zwrócił też uwagę na fakt, że nasza scena polityczna, mimo upływu 20 lat od zmiany ustrojowej, zapełniona jest partiami o nie do końca określonej tożsamości i programie. „Ale wybory (parlamentarne) z 2007 roku dowiodły, że duża część społeczeństwa zachowała się bardzo odpowiedzialnie i dojrzale. I to jest sygnał optymistyczny” – dodał polityk.
Pytany o spory dotyczące obchodów 4 czerwca uznał je za „niestosowne”. Powiedział, że być może błędem rządu było to, że zanim skonsultowano pomysł uroczystości z parlamentem, prezydentem, partnerami społecznymi, podano to do wiadomości, co – w jego ocenie – zachęciło radykałów do ogłoszenia swoich planów.
„Zdając sobie sprawę z symboliki przeniesienia politycznej części z Gdańska do Krakowa, w sumie bym jednak poparł rząd, dlatego że jeżeli istniało duże prawdopodobieństwo takiego poważnego zakłócenia obchodów, to lepiej takiej konfrontacji uniknąć” – dodał. (PAP)
rof/ ura/ bk/