Matejko historii Polski, która rozmywała się w anegdotach, nadał rys heroiczny. Jego wizja dziejów była pesymistyczna, ale wskrzesił heroiczny lud, którego przeznaczeniem były wielkie czyny, zarówno dobre, jak i złe – mówi PAP historyk sztuki dr Jarosław Krawczyk, autor książki „Matejko i historia”. 180 lat temu, 24 czerwca 1838 r., w Krakowie urodził się Jan Matejko.
PAP: Jak prezentowało się polskie malarstwo historyczne przed Janem Matejką? Jakimi trendami europejskimi inspirowali się ówcześni polscy malarze historyczni i którzy z nich byli uważani za najwybitniejszych?
Dr Jarosław Krawczyk: Polskie malarstwo historyczne było wówczas anegdotyczne, przyczynkarskie i zdawkowe. Trudno powiedzieć, który z twórców był najlepszy, ale chyba największym prestiżem cieszył się January Suchodolski, autor nieśmiertelnej „szarży kukiełek” na Somosierrę. Wzorcem i idolem Matejki był do pewnego stopnia europejski „champion” malarstwa historycznego Paul Delaroche. W swoich pierwszych obrazach Matejko usiłował naśladować tego francuskiego malarza zajmującego się malarstwem historyczno-sensacyjnym, które „podglądało wielkie wydarzenia przez dziurkę od klucza”. Na jego obrazach pełno było mordów i zdrad, rozwinięta była również ikonografia śmiertelnego łoża. Sam Matejko zaczyna od morderstwa i otrucia: „Zabicia Wapowskiego w czasie koronacji Henryka Walezego” i „Otrucia królowej Bony przez Antoniego z Maceraty”.
Dr Jarosław Krawczyk: Matejko uważał, że historia Polski to dzieje pokuty za grzechy i pod rozbiorami naród będzie pokutował tak długo, aż Stwórca powie „dość”.
PAP: Czy można powiedzieć, że polska opinia publiczna czekała na twórcę, który tworzyłby wielkie obrazy historyczne? Była to swego rodzaju reakcja na klęskę powstania styczniowego?
Dr Jarosław Krawczyk: Bez wątpienia tak. Cykl historyczny Matejki jest pesymistyczny. Każdy obraz, nawet triumfalna „Bitwa pod Grunwaldem”, jest zapowiedzią jakiejś klęski. Matejko był pesymistą, wręcz czarnowidzem patrzącym na historię w ciemnych barwach. Na jego twórczość wpłynęła klęska powstania, w którym nie wziął bezpośredniego udziału, lecz wraz z Józefem Szujskim przewoził broń do obozu powstańczego w Goszczy. Matejko głęboko przeżył klęskę lat 1863–1864.
PAP: Matejko często jest oskarżany jest o instrumentalne wykorzystywanie historii. Wydaje się jednak, że miał rozległą wiedzę historyczną. Czy moglibyśmy się pokusić o zrekonstruowanie jego biblioteki dzieł historycznych?
Dr Jarosław Krawczyk: Zrekonstruowanie jego biblioteki jest bardzo proste. Powinna być tam tylko „Kronika” Jana Długosza w tłumaczeniu Karola Mecherzyńskiego. Nie przypominam sobie, żeby Matejko czytał coś więcej. Być może fascynowały go również kazania Piotra Skargi.
Matejko był człowiekiem raczej słabo wykształconym, nie miał większego zamiłowania do literatury. Warto zauważyć, że malując swój piękny i efektowny autoportret do tradycyjnych atrybutów malarstwa – pędzla i palety – dodał foliał księgi historycznej, którą było oczywiście dzieło Jana Długosza.
PAP: Z drugiej strony Matejko przywiązywał wielką wagę do szczegółów, takich jak stroje czy broń z epoki. Skąd czerpał wiedzę na temat kultury materialnej?
Dr Jarosław Krawczyk: Sam stworzył sobie pewien skarbczyk takich zabytków. Ówczesny Kraków, nawet po wielkim pożarze w 1850 r., pełen był przedmiotów historycznych. Można zwrócić uwagę, że w jego czasach galicyjscy arystokraci przy ważniejszych okazjach przywdziewali kontusze i żupany. Kraków w pewnym momencie, jak pisał Szujski, przestał być miastem grobowym i mimo swego zanurzenia w historii, za życia Matejki nabierał nowego tempa.
PAP: Gdzie w ramach spektrum politycznego ówczesnego Krakowa można umiejscowić Jana Matejkę?
Dr Jarosław Krawczyk: Ten aspekt biografii Matejki jest często nieco pomijany przez jego biografów. Być może decyduje o tym nie do końca zasłużona zła opinia stronnictwa stańczyków, z którymi Matejko był związany. Był więc konserwatystą i człowiekiem wielkiej pobożności. Twierdził, że również w zawodzie malarskim nie da się stworzyć dzieła bez pomocy Boga.
Dr Jarosław Krawczyk: Niewielu wie również, jakie jest prawdziwe znaczenie wielu obrazów, np. „Bitwa pod Grunwaldem” to nie tylko zapis triumfu, ale również przeczucie nadciągającej klęski.
PAP: Historyk szkoły krakowskiej Józef Szujski dobrze oceniał malarstwo Matejki?
Dr Jarosław Krawczyk: Oceniał je dość wysoko. Matejko był zresztą pewnego rodzaju sensacją Krakowa. Historii Polski, która rozmywała się w anegdotach, nadał rys heroiczny. Jego wizja dziejów była pesymistyczna, ale wskrzesił heroiczny lud, którego przeznaczeniem były wielkie czyny, zarówno dobre, jak i złe. Matejko uważał, że historia Polski to dzieje pokuty za grzechy i pod rozbiorami naród będzie pokutował tak długo, aż Stwórca powie „dość”.
PAP:W twórczości Matejki widoczny jest również rys profetyczny. Pierwszym dziełem Matejki, które wzbudziło duży oddźwięk było „Kazanie ks. Piotra Skargi”. Również wówczas rozpoczął tworzenie wielkich płócien. Dziś wiemy, że Skarga nie wygłosił żadnego ze swoich kazań…
Dr Jarosław Krawczyk: Nie wygłosił, ale Matejko nie musiał o tym wiedzieć. Historiografia polska rozpoznała ten fakt dopiero wiele lat po śmierci Matejki. Miał on więc pełne prawo do namalowania tej sceny. Nota bene uważał się w większym stopniu za malarza a nie historyka. Sam Aleksander Gieysztor mawiał, że Matejko był najwybitniejszym historykiem szkoły krakowskiej. Obraz był przyjęty dobrze, ale nie przez wszystkich. Część komentatorów, takich jak Józef Ignacy Kraszewski, atakowali „Skargę”. Później, przy okazji wystawiania „Rejtana” Kraszewski będzie dążył do zniszczenia Matejki. Uważał Matejkę za biegłego malarza, ale oba obrazy uznał za opluwanie historii Polski. W powszechnie przyjętych wyobrażeniach obowiązywało przekonanie, że przyczyną upadku Rzeczypospolitej były siły zewnętrzne, a nie wady jej ustroju. Matejko uważał zaś, że upadła za grzechy własne, a to przecież wyrzuca Skarga królowi i wielkim panom.
Takie samo było przesłanie „Rejtana”. W tym obrazie nie dostrzeżono krytyki polskich elit, ale wszystkich Polaków. Ostrzy krytycy tego dzieła mieli inny standard wyobrażeń o polskiej historii, oparty na haśle „ręce precz od polskiej historii” i założeniu, że wszelka krytyka wobec dziejów jest szkodliwa z punktu widzenia przyszłości narodu. Matejko przestanie malować takie obrazy, ponieważ będzie bał się krytyki. W każdym obrazie będzie jednak wciąż obecne pewno echo krytyczne wobec polskiej historii.
PAP: W dobie impresjonizmu i innych nowatorskich nurtów w malarstwie Matejko był postrzegany jako człowiek innej epoki, zanurzony w przebrzmiałych stylach sztuki?
Dr Jarosław Krawczyk: Nie postrzegano go w takich kategoriach. Musimy pamiętać, że historia sztuki opiera się na interpretowaniu dziejów przez historię kolejnych awangard, począwszy od realizmu mamy galopadę „-izmów”. Tymczasem większości zainteresowanych zupełnie to nie obchodziło. Większość interesowały obrazy zaliczane niezbyt precyzyjnie do nurtu akademickiego. Matejko był niemal rówieśnikiem Claude’a Moneta. Jednak impresjoniści i inne awangardy były pewnym marginesem. Naprawdę twórcy takich nurtów byli „salonem odrzuconych”. Matejko sam wypełniał „salon przyjętych”, co oczywiście nie oznacza, że był lepszym od nich malarzem.
PAP: W jaki sposób Matejko zarabiał? Kto kupował jego dzieła?
Dr Jarosław Krawczyk: Matejko lubił pieniądze, był chciwy. Był zresztą człowiekiem o dość niewielu zaletach. Jego obrazy kupowały osoby prywatne. Stańczycy organizowali jednocześnie społeczne zbiórki mające sfinansować powstanie obrazu Jana Matejki, głównie obrazy jubileuszowe. Zarazem Matejko czuł się zobowiązany do wypełnienia takiego społecznego zapotrzebowania oraz obowiązku patriotycznego i realizował zamówienie. W ten sposób powstał „Hołd pruski”. W takich zbiórkach było wiele sensu, ponieważ namalowanie tak potężnego obrazu wymagało wielu środków, takich jak litry pigmentu, stroje, płótno.
Matejko utrzymywał się więc i żył na bardzo dobrym poziomie dzięki zamówieniom publicznym, które windowały ceny na rynku prywatnym. Dlatego „Bitwę pod Grunwaldem” kupił prywatny kolekcjoner, a „Poczet królów i książąt” zamówił prywatny wydawca. Co ciekawe, właścicielem „Bitwy pod Grunwaldem” był warszawski finansista Dawid Rosenblum. Matejko uważał to za ironię historii, ponieważ sam był antysemitą większym niż inni krakowscy stańczycy.
Dr Jarosław Krawczyk: Czasami mówi się, że szokował kolorystyką, np. w „Hołdzie pruskim”, który jest zdominowany wielką plamą czerwieni. Należy jednak pamiętać, że taką czerwienią rzeczywiście był obity podest, na którym doszło do hołdu. Matejko nie mógł tego zignorować, choć sprawiało to wielkie problemy z kompozycją kolorystyczną. Dla Matejki ważniejszy był fakt historyczny niż kolorystyka.
PAP: Do tej pory rozmawialiśmy o najbardziej znanych dziełach Matejki. Który obraz można zaś uznać za najbardziej zapomniany? Chyba stosunkowo niewiele osób wie o istnieniu takiego obrazu jak „Wjazd Joanny d’Arc do Reims”…
Dr Jarosław Krawczyk: Ten obraz jest stosunkowo dobrze znany. Znacznie bardziej zapomniane są obrazy, które określić można jako skandalizujące, jako podglądanie historii „przez dziurkę od klucza”. Jest wśród nich zadziwiający obraz oparty na historii zaczerpniętej od Długosza. Kilka lat po namalowaniu „Bitwy pod Grunwaldem” zilustrował Matejko historię Leszka Czarnego i jego żony Gryfiny Halickiej. Małżeństwo popadło w konflikt, ponieważ książę krakowski nie zawsze dobrze radził sobie w aktach miłosnych. Księżna Gryfina w rozpaczliwym akcie zdjęła małżeński czepek i, jak mówi Długosz, chodziła po Krakowie z gołą głową niczym panna. Matejko namalował moment zdjęcia czepka.
Obraz niestety zaginął w czasie II wojny światowej. Matejko popełnił kilka takich „wyczynów”. Wydaje mi się więc, że dobrze znamy tylko dwa, trzy obrazy Matejki. Pozostałe są raczej zapomniane. Niewielu wie również, jakie jest prawdziwe znaczenie wielu obrazów, np. „Bitwa pod Grunwaldem” to nie tylko zapis triumfu, lecz również przeczucie nadciągającej klęski.
PAP: Klasycznym przykładem nieznajomości dzieł Matejki jest „Konstytucja 3 maja”. Bardzo często błędnie uważa się, że centralną postacią kompozycji jest król Stanisław August Poniatowski…
Dr Jarosław Krawczyk: To obraz bardzo dziwny. Matejko wrócił nim do wcześniejszej zasady łączenia na jednym płótnie postaci z różnych momentów w czasie. Poza tym taka scena się nie wydarzyła, ponieważ posłowie przechodzili do katedry krużgankami, a więc byli niewidoczni dla tłumu. Matejko stosuje również chwyt typowy dla malarzy dzieł historycznych. Umieszcza w kompozycji postacie patrzące w stronę widza, które są pewnym pomostem między nami a obrazem i chcą sterować naszym oglądem tego dzieła, np. czyniąc rozmaite gesty. Na tym obrazie są dwie takie postacie – redemptorysta Klemens Maria Hofbauer, zwany „apostołem Warszawy”, oraz brodaty Żyd patrzący na nas z rogu i czyniący znak „git”.
Co chciał przekazać Matejko? Najwyraźniej św. Klemens Maria jest zafrasowany nową konstytucją, a zadowolony z jej zapisów jest Żyd. Wynikałoby, że jest to ustawa niekorzystna dla duchownych, ale sprzyjająca Żydom. Zdaje się, że Matejko nie lubił majowej konstytucji. Zresztą wiele razy mówił, że wszystko w tamtej epoce go drażniło; peruki, pantalony, szpadki, szabelki. Było to dla niego zbyt mało podniosłe i heroiczne.
PAP: Jako krakowski konserwatysta najbardziej kochał średniowiecze?
Dr Jarosław Krawczyk: Najbardziej kochał wiek XVI, ponieważ był on momentem największego rozkwitu Polski. W jego twórczości jest stosunkowo niewiele obrazów poświęconych dziejom średniowiecza. Nie gardził również wiekiem XVII, chociaż niechętnie przyjmował porównania swojej twórczości z dziełami Henryka Sienkiewicza. Uważał się za kogoś z nieskończenie wyższej półki. Miał dość wysokie poczucie własnej wartości, ale przez otoczenie był uznawany za człowieka złośliwego i mściwego.
W literaturze popularnej zmistyfikowana jest także sprawa jego żony, którą wysłał do domu dla obłąkanych. Nie potrafił również wychować dzieci. Marzył, aby związały się z ludźmi o dużych nazwiskach. Można się domyślać, że jego niezbyt pozytywne cechy brały się z jego powierzchowności – był niski i garbaty.
Oczywiście miał wiele talentów; świetnie rysował, wbrew wielu opiniom nie miał problemów z perspektywą. Czasami mówi się, że szokował kolorystyką, np. w „Hołdzie pruskim”, który jest zdominowany wielką plamą czerwieni. Należy jednak pamiętać, że taką czerwienią rzeczywiście był obity podest, na którym doszło do hołdu. Matejko nie mógł tego zignorować, choć sprawiało to wielkie problemy z kompozycją kolorystyczną. Dla Matejki ważniejszy był fakt historyczny niż kolorystyka.
PAP: Użył pan określenia „fakt historyczny”. Co zaś oznacza koncepcja „całości faktu historycznego”, którą często określa się dzieła Matejki? Czy pragnął on na jednym płótnie zawrzeć wielki proces historyczny?
Dr Jarosław Krawczyk: Tak bywało, m.in. w wypadku „Rejtana”, który symbolicznie obejmuje kilkadziesiąt lat polskiej historii. „Grunwald” zaś wyobraża tylko krótką chwilę. Matejko z powodu krytyki zrezygnował z malowania płócien procesualnych i przyjął doktrynę niemieckiego teoretyka sztuki Gottholda Ephraima Lessinga zakładającą, że „sztuki podpadające pod zmysł wzroku, tworzą w przestrzeni, a za to mają tylko daną sobie z niego jedną chwilę”. Oczywiście są tam również postacie, których nie było pod Grunwaldem, np. Heinrich von Plauen. Matejko rzadko mylił się co do faktów. Jeśli na jego obrazie występuje jakaś postać, która nie mogła występować w tym miejscu i czasie, nie oznacza to, że Matejko się pomylił, lecz umieszczając ją, chciał coś powiedzieć.
PAP: Matejko miał swoich uczniów?
Dr Jarosław Krawczyk: Było ich dwóch. Pierwszym, wyrodnym był Jacek Malczewski. Matejko nie mógł zaakceptować jego poglądu, że po naukę malarstwa jeździ się do Paryża, a nie Monachium i Wiednia. Matejko więc zauważał nowe trendy, ponieważ uznawał stolicę Francji za źródło zarazy. Jego najgłębszą refleksją z pobytu w tym mieście było również stwierdzenie, że frytki są obrzydliwe.
Drugim uczniem był Wyspiański, który podobnie doceniał potęgę wizji historycznej. Gdy Wyspiański był na łożu śmierci, odbywały się próby jego sztuki „Zygmunt August”. Autor nakazał, aby jedna ze scen była wzorowana na obrazie Matejki „Zygmunt August z Barbarą Radziwiłłówną na dworze radziwiłłowskim w Wilnie”. Oczywiście różnice formalne między tymi artystami są ogromne, ale Wyspiański jest uczniem z ducha Matejki, choć oczywiście niepomiernie przewyższa swojego nauczyciela.
Dr Jarosław Krawczyk: Matejko rzadko mylił się co do faktów. Jeśli na jego obrazie występuje jakaś postać, która nie mogła występować w tym miejscu i czasie, nie oznacza to, że Matejko się pomylił, lecz umieszczając ją, chciał coś powiedzieć.
PAP: Można powiedzieć, że w XX wieku malarstwo historyczne umarło?
Dr Jarosław Krawczyk: Nie umarło. Matejko umiera na progu epoki, w której działali tacy malarze jak rodzina Kossaków i Jan Henryk Rosen. W dzisiejszej teorii sztuki malarstwo historyczne jest proskrybowane. W dawnym akademizmie tematy historyczne lub opowiadające wielkie historie były na szczycie hierarchii. Na jej dole była martwa natura i krajobrazy. Doszło do odwrócenia hierarchii – malarstwo spadło na dno hierarchii, a sceny rodzajowe znalazły się na szczycie hierarchii antyakademickiej, którą paradoksalnie stworzyła awangarda artystyczna.
PAP: Może kino i seriale zastąpiły malarstwo historyczne?
Dr Jarosław Krawczyk: W dużej mierze tak. Twórczość Matejki pojawia się w filmie, np. twórczości Andrzeja Wajdy. Katalog gestów malarskich jest w „Lotnej”. W jego pięknym serialu „Z biegiem dni, z biegiem lat” nad Krakowem unosi się potężny cień Jana Matejki. W „Alternatywach 4” Stanisława Barei towarzysz Winnicki ma na ścianie „Bitwę pod Grunwaldem”, która jest kompilacją obrazów Matejki i Kossaka, na której krzyżacy mają twarze redaktorów pisma „Rzeczywistość” nadzorowanego przez reżysera Bohdana Porębę ze Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /