Nawet gdyby Japończykom udało się zniszczenie lotniskowców amerykańskich, to i tak przegraliby wojnę – mówi PAP dr hab. Michał Leśniewski z Instytutu Historycznego UW. 75 lat temu, 7 grudnia 1941 r., Japończycy zaatakowali amerykańską bazę morską Pearl Harbor na Hawajach.
PAP: Dlaczego Japonia zdecydowała się na rozpoczęcie wojny z USA i podbój Azji Południowo-Wschodniej, mając wciąż otwarty front w Chinach?
Dr hab. Michał Leśniewski: Japonia nie miała innego wyjścia. Jej zachowanie wynikało z logiki wydarzeń. Zdawali sobie sprawę, że wojna z Chinami nie zakończy się w przewidywalnym czasie. Co prawda Chiny nie były mocarstwem, ale wielkim problemem było podbijanie tak wielkiego i ludnego kraju. Im głębiej Japończycy zapuszczali się w głąb Chin tym lepiej rozumieli jak wiele kosztuje ich okupacja i kontrolowanie wrogiej im ludności. Każde zajęte terytorium oznaczało rozszerzanie konfliktu i angażowanie kolejnych mas żołnierzy. Wojna z Chinami pochłaniała ogromne środki, których Japonia nie miała zbyt wiele. Warto bowiem pamiętać, że ówczesna Japonia nie była tak wielką potęgą gospodarczą jak współczesna. Jej gospodarka nie bazowała na nowoczesnych technologiach, ale niezbyt efektywnym przemyśle ciężkim. Miała też wielkie problemy z surowcami. Rozszerzenie konfliktu na Indochiny, Filipiny, Indonezję i Pacyfik był próbą ucieczki do przodu między innymi poprzez znalezienie surowców ułatwiających podbój Chin.
Znaczna część generalicji japońskiej była przekonana, że wojna z USA jest nieunikniona. Należało więc zacząć ją jak najszybciej, gdy Amerykanie nie są do niej w pełni gotowi i Japonia może osiągnąć relatywną przewagę. Duży wpływ na takie poglądy dowódców miał doskonale znający USA admirał Isoroku Yamamoto. Zakładał, że w bezpośrednim długim starciu na wyczerpanie Japonia nie ma szans na zwycięstwo. Uważał więc, że jeśli do wojny musi dojść, to należy ją rozpocząć jak najszybciej i uderzyć jak najmocniej, tak aby przekonać Amerykanów do zawarcia kompromisowego pokoju. Pamiętajmy, że atak na Hawaje miał na celu zdobycie przewagi na innych obszarach teatru wojny, czyli na Filipinach i w Indochinach. Głównym celem nie było panowanie nad całym Pacyfikiem, ale podbój Azji Południowo-Wschodniej.
Przesunięcie amerykańskiej Floty Pacyfiku z San Diego na Hawaje miało przekonać Japończyków, że ich przeciwnik nie będzie zwlekał z rozpoczęciem wojny z ich krajem. Od 1907 r. Amerykanie patrzyli na japońskie poczynania z dużą dozą sceptycyzmu i krytycyzmu. Przyjmuje się, że od 1920 r. przygotowywali plany ewentualnej wojny z Cesarstwem Japonii. Japończycy zdawali sobie sprawę, że Amerykanie są ich wrogami. Z ich punktu widzenia atak miał charakter wyprzedzający.
Od 1907 r. Amerykanie patrzyli na japońskie poczynania z dużą dozą sceptycyzmu i krytycyzmu. Przyjmuje się, że od 1920 r. przygotowywali plany ewentualnej wojny z Cesarstwem Japonii. Japończycy zdawali sobie sprawę, że Amerykanie są ich wrogami. Z ich punktu widzenia atak miał charakter wyprzedzający.
PAP: Jak do planów Tokio podchodziły sojusznicze Niemcy?
Dr hab. Michał Leśniewski: Często budujemy nieprawdziwy obraz dwóch potężnych i zwartych bloków polityczno-wojskowych walczących w drugiej wojnie światowej. Tymczasem rzeczywistość była dużo bardziej skomplikowana. Relacje japońsko-niemieckie pokazują, że jest to obraz nieprawdziwy i pasujący co najwyżej do naszych teoretycznych konstruktów.
Oczywiste jest, że dla Niemców zachowanie Japończyków było co najmniej niezrozumiałe. W ich interesie był atak Japonii na ZSRS od strony Syberii. Pod koniec 1941 r. taki atak mógłby mieć dla III Rzeszy decydujące znaczenie, ponieważ wiązałoby to wielkie siły ZSRS i odciągnęło je od walki z Wehrmachtem. To pokazuje, że sojusz japońsko-niemiecki był fikcją. Japonia realizowała swoje interesy.
Japończycy po porażce w wielkiej bitwie pod Chałchin-Goł w 1939 r. stwierdzili, że atak na ZSRS oznaczałby uwikłanie się w kolejny długi konflikt lądowy. Stwierdzili, że ewentualne zyski z takiej konfrontacji są niewspółmierne do kosztów i nie sprawi to, że zagrożenie ze strony USA będzie mniejsze, ale wręcz zwiększy ryzyko takiego ataku. Dla Japonii oczywiste było, że jej głównym wrogiem są USA a nie ZSRS. Paradoksalnie wojna ZSRS z Niemcami była dla nich gwarancją spokoju w tym regionie. Wykorzystali związanie sił sowieckich do ataku na USA. Nie było jednak żadnej koordynacji działań pomiędzy Tokio a Berlinem.
Niemcy oczywiście woleliby atak Japonii na ZSRS niż na USA. Zastanawiające jest wręcz dlaczego po 7 grudnia 1941 r. Hitler wypowiedział wojnę USA. Było to posunięcie niezrozumiałe w kontekście nielojalności Japonii wobec Niemców.
PAP: Według niektórych opinii Stany Zjednoczone miały wiedzę na temat planowanego przez Japonię ataku, ale nie zdecydowały się na jego wyprzedzenie. Czy jest to uzasadniona hipoteza?
Dr hab. Michał Leśniewski: Tego rodzaju hipotezy wynikają z pewnego nieporozumienia. Nie powiedziałbym, że Roosevelt i jego administracja nie miały żadnej wiedzy na temat planów Japonii. USA na pewno dysponowało pewnymi informacjami, ale niekoniecznie w nie wierzono. Pamiętajmy, że USA de facto były już uczestnikiem tej wojny. Oczywiście 7 grudnia 1941 r. oznaczał pewien przełom w amerykańskiej strategii, ale zauważmy, że już wcześniej Amerykanie przejęli kontrolę nad Grenlandią i Islandią oraz rozpoczęli udzielanie pomocy w ramach programu Land-Lease, która było jednoznacznym opowiedzeniem się po jednej ze stron trwającej wojny. Podpisały również Kartę Atlantycką z 14 sierpnia 1941 r., w której neutralne państwo zadeklarowało jaki będzie kształt świata po zwycięskiej wojnie. Roosevelt więc stopniowo wprowadzał swój kraj do wojny.
Brakowało mu wyłącznie przeprowadzonego przez Kongres aktu wypowiedzenia wojny. Oczywiście można powiedzieć, że potrzebował takiego pretekstu jak atak na Pearl Harbor ze względu na dużą opozycję w USA, która opowiadała się za neutralnością. Nie jestem wielkim zwolennikiem Roosevelta i nie twierdzę, że nie był zdolny do takich działań.
Uważam jednak, że Amerykanie dysponowali wiedzą zdobytą przez ich własny lub brytyjski wywiad na temat japońskich planów i kierunku ataku, lecz nie sądzę, aby w nie wierzono. Uwikłanie Japonii w Indochinach i Chinach oraz możliwość zaangażowania w atak na ZSRS mogły wywoływać wątpliwości co do możliwości takiego ataku. Nie sądzę, żeby administracja amerykańska wierzyła w atak na Hawaje. Zakładano raczej inwazję na Filipiny. Ostatnie informacje o płynącej w kierunku Hawajów flocie japońskiej zostały zlekceważone, ale nie wiemy czy zrobiono to „na rozkaz”. Takie argumentu nie przekonają zwolenników teorii spiskowych, w których jednak może być ziarno prawdy. Z pewną dozą wstrzemięźliwości mógłbym uwierzyć jednak w teorię zakładającą, że Brytyjczycy mieli dużą wiedzę na temat japońskich poczynań, ale nie podzielili się nią z Amerykanami, ponieważ dążyli do wciągnięcia ich do wojny.
Z pewną dozą wstrzemięźliwości mógłbym uwierzyć jednak w teorię zakładającą, że Brytyjczycy mieli dużą wiedzę na temat japońskich poczynań, ale nie podzielili się nią z Amerykanami, ponieważ dążyli do wciągnięcia ich do wojny.
PAP: W filmach takich jak „Tora! Tora! Tora!” atak na Pearl Harbor jest przedstawiany jako wielka katastrofa militarna USA. Tymczasem Japonia nie osiągnęła 7 grudnia żadnego z zaplanowanych celów militarnych. Czy można wręcz powiedzieć, że tego dnia Japonia przegrała wojnę?
Dr hab. Michał Leśniewski: Dysproporcja sił była tak ogromna, że nawet gdyby Japończykom udało się zniszczenie lotniskowców amerykańskich to i tak przegraliby wojnę. Dziś Japonia jest czołowym mocarstwem gospodarczym świata, które ma mniej więcej 1/3 potencjału USA. Często zapominamy, że wówczas same Stany Zjednoczone miały potencjał gospodarczy równy całej reszcie świata. USA rozpoczynając wojnę miały około 10 lotniskowców, kończąc ją dysponowały około 130 okrętami tego typu. Był to kraj o tak wielkich możliwościach mobilizacyjnych, że dla Japonii wojna oznaczała klęskę. Yamamoto był tego świadom. Pozostawało jedynie pytanie jak długo potrwa to starcie.
Taktycznie Amerykanie ponieśli 7 grudnia klęskę. Jest więc teoretycznie możliwe, że gdyby japoński cios był wyprowadzony do końca, czyli udało się zlikwidować potencjał amerykańskiej floty na Pacyfiku, czyli wszystkie lotniskowce, to można domniemywać, że w administracji amerykańskiej mogłyby się pojawić głosy wzywające do kompromisu zakładającego na przykład oddanie Filipin w zamian za bezpieczeństwo Hawajów i Aleutów. To jednak scenariusz nieprawdopodobny, ponieważ jak już wspomniałem od niemal roku USA były de facto stroną tej wojny, a Roosevelt był zdeterminowany w dążeniu do wojny. Jeśli Japończycy mogliby liczyć na taki scenariusz, to głównie dzięki poparciu Amerykanów dla pokoju. Jednak dla społeczeństwa wychowanego w kulcie „fair” atak z pogwałceniem wszystkich możliwych zasad i konwencji sprawiał, że wojna była jedynym rozwiązaniem. Czym innym jest otwarte starcie, a czym innym zdradziecki atak.
Możliwość korzystnego dla Japonii rozstrzygnięcia wojny poprzez zwycięstwo w pierwszym starciu nie była możliwa ze względu na nastawienie rządu amerykańskiego oraz mentalność społeczeństwa amerykańskiego. Oczywiście niszcząc lotniskowce Japonia mogłaby zająć większy obszar Pacyfiku, włącznie z Hawajami.
Na koniec wspomnianego filmu „Tora! Tora! Tora!” Yamamoto mówi, że boi się, że atak obudził śpiącego olbrzyma. To kwintesencja tego, co wydarzyło się 7 grudnia 1941 r. Ofensywa Japonii mogła potrwać jeszcze rok dłużej i mogli wygrać jeszcze kilka bitew. Koniec był jednak przesądzony. Na wieść o wypowiedzeniu wojny USA przez Niemcy Winston Churchill powiedział do swoich współpracowników: „wojnę już wygraliśmy, pozostaje tylko pytanie kiedy się ona skończy i w jaki sposób”. Amerykańska gospodarka była bowiem w stanie sprostać każdemu wysiłkowi zbrojnemu i zapewnić nieograniczone środki walki dla swojej armii i floty oraz siłom sojuszników.
Na wieść o wypowiedzeniu wojny USA przez Niemcy Winston Churchill powiedział do swoich współpracowników: „wojnę już wygraliśmy, pozostaje tylko pytanie kiedy się ona skończy i w jaki sposób”. Amerykańska gospodarka była bowiem w stanie sprostać każdemu wysiłkowi zbrojnemu i zapewnić nieograniczone środki walki dla swojej armii i floty oraz siłom sojuszników.
PAP: W dniach 26-27 grudnia na Hawajach będzie gościł premier Japonii Shinzo Abe. Mówi się, że być może wyrazi on ubolewanie za atak jego kraju z 7 grudnia 1941 r. Rząd japoński stwierdził jednak, że jego celem jest nie przeproszenie, ale przyczynienie się do „ukojenia dusz tych, którzy polegli na wojnie”. To wyrażenie może stanowić przyczynek do pytania dlaczego Japonia ma tak wielkie problemy z rozliczeniem się ze swoją odpowiedzialnością za udział w II wojnie światowej.
Dr hab. Michał Leśniewski: W tej sprawie mamy do czynienia ze zderzeniem kultur. My, ludzie Zachodu, nawet jeśli obejmiemy tym określeniem wszystkich których sposób myślenia odwołuje się w jakimś stopniu do dziedzictwa chrześcijaństwa, żyjemy w tradycji, w której przyznanie się do winy, grzechu, błędu nie jest niczym złym. Często za najwyższą odwagę uznajemy umiejętność przyznania się do winy. Tymczasem w kulturze japońskiej niezwykle ważna jest wartość honoru i dążenie do zachowania twarzy. Przyznanie się do błędu przynosi hańbę i jest świadectwem słabości. Wydaje nam się, że wszyscy podzielają nasze przekonania.
Mimo wielu trudności Niemcy byli w stanie przyznać się do swojej winy za wojnę. Nawet ich najwięksi krytycy przyznają, że był to gest w jakimś stopniu znaczący. W kulturze japońskiej przyznanie się do winy hańbi. Kulturowo jest to raczej niemożliwe do przezwyciężenia. Sądzę, że premier, który w otwarty sposób wykonałby taki gest chyba musiałby podać się do dymisji. Japończycy mogą wiedzieć, co robili przedstawiciele ich narodu w trakcie wojny, ale nie mogą się poniżyć poprzez przyznanie się do tych czynów. Dążenie do zachowania twarzy i godności jest podstawowym celem każdego człowieka wychowanego w tej kulturze. Dlatego w Japonii obecne były takie zwyczaje jak honorowe samobójstwo, które jest wyjściem z hańbiącej i poniżającej sytuacji. Gdy uświadomimy sobie te cechy kultury japońskiej łatwiej będzie nam zrozumieć, dlaczego tak trudno jest im rozliczyć się z własną przeszłością.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
ls/ mjs/