Siedemdziesiąt lat temu trafili do Iranu jako dzieci wraz z armią generała Władysława Andersa z ZSRR. Teraz odwiedzili Isfahan, irańskie miasto, które w czasie wojny udzieliło im schronienia.
W sobotę kombatanci, reprezentanci władz polskich, także przedstawiciele pokolenia dzieci, które wydostały się wraz z polskimi żołnierzami z ZSRR, uczcili w Isfahanie tych, którym nie udało się wrócić stamtąd do kraju.W ramach obchodów 70. rocznicy ewakuacji Polaków ze Związku Radzieckiego na kwaterze polskiej cmentarza ormiańskiego odbyła się uroczystość upamiętniająca i modlitwy ekumeniczne.
W wyniku ewakuacji Armii Polskiej z ZSRR w 1942 roku w obozach dla wojskowych i ich rodzin utworzonych w Iranie znalazło się ponad 120 tys. Polaków. Wśród 43 tys. cywilów było 18 tys. dzieci.Początkowo w 1942 roku do Isfahanu trafiło 250 osób, jednak Polaków przybywało i tamtejszy ośrodek zwiększył liczbę mieszkańców do 2600, głównie dzieci, sierot i półsierot. Ośrodków, w którym przebywały nie nazywano sierocińcami, by nie wywoływać dodatkowego cierpienia wśród maluchów, które przeszły koszmar wojny.
W wyniku ewakuacji Armii Polskiej z ZSRR w 1942 roku w obozach dla wojskowych i ich rodzin utworzonych w Iranie znalazło się ponad 120 tys. Polaków. Wśród 43 tys. cywilów było 18 tys. dzieci.
„Do Iranu, z mamą i braćmi, prowadziła nas droga przez mękę, przez Rosję sowiecką. Mam czterech braci, ale wojna nas rozdzieliła. Ojciec zaginął bez śladu” – opowiadała w sobotę w Isfahanie PAP Maria Gabiniewicz, która trafiła do tego miasta jako ośmiolatka.
We wrześniu 1939 roku dziewczynka wraz z rodziną została wywieziona aż do krasnojarskiej tajgi na Syberii, gdzie była do podpisania układu Sikorski-Majski w 1941 roku. Dzięki temu porozumieniu ze stalinowskich łagrów, więzień i miejsc zesłania "na mocy amnestii" zwalniani byli zesłańcy.„Mój brat, który miał 18 lat został przyjęty do armii Andersa, a potem również my próbowaliśmy się jakoś przedrzeć do miejsc, gdzie stacjonowało wojsko. Ono było dla nas ostoją, wszystkim. To dawało nam szanse, że wydostaniemy się z Rosji” – relacjonowała dziś prawie 80-letnia kobieta.
Rodzinie udało się dostać na ostatni transport do Teheranu. Drogą lądową, angielskimi ciężarówkami, które przez góry dowoziły pomoc dla Polaków jechali cztery doby. ”Byliśmy wycieńczeni do granic. Wiele dzieci zmarło” – powiedziała Gabiniewicz.
Sytuacja małych uchodźców ustabilizowała się w Isfahanie. Gabiniewicz wspomina dzień, gdy poszła do pierwszej klasy szkoły powszechnej i zaczęła się uczyć po polsku. „To było dla mnie duże przeżycie, a kolejnym była pierwsza komunia święta. Poszłam do niej w sukieneczce skleconej z białej koszuli nocnej” – wspomina.
Pierwszy raz po niemal 70 latach w Isfahanie był również Władysław Czapski. Również jego rodzina została wywieziona w czasie II wojny światowej w głąb ZSRR. Ojciec, geodeta z Brześcia, trafił do więzienia pod Moskwę; on z siostrą i matką do obozu na północy.Po dwóch latach tułaczki i rozłąki rodzice Czapskiego spotkali się przypadkiem w Iranie w Pahlawi (obecnie Bandar-e Anzeli), portowym mieście, gdzie przybywający z ZSRR odbywali kwarantannę. „Ojciec usłyszał mamę i poznał ją po głosie” – mówi mężczyzna.
Para nie mogła się jednak zbyt długo cieszyć szczęściem i rodziną. Matka Czapskiego zachorowała bowiem w Teheranie i zmarła. „Do dziś pamiętam, że był namiot, piasek, ja chodziłem do niej leżącej na pryczy. Byłem z nią bardzo emocjonalnie związany. Pewnego dnia po prostu jej nie było. Łóżko było puste” – wspomina Czapski.
Niedługo później jego i siostrę zostawić musiał również ojciec, który dostał wezwanie, by znowu ruszyć na front. Rodzeństwo trafiło do Isfahanu, gdzie spędziło trzy następne lata. Ich obóz, jeden z kilkunastu mieścił się w ogrodzie. „Rano było mycie, modlitwa, nakrywany stół. Do dziś pamiętam jak przychodziły wrony i wyjadały nam ser” – wspomina.
Ze względu na bardzo zły stan zdrowia, śmiertelność wśród ewakuowanych była duża. Na terytorium Iranu pochowanych zostało 2806 osób, w tym 650 wojskowych.
Ciekawostką jest, że dzieci dostawały od administracji co tydzień drobne pieniądze. „Moja siostra zbierała na nożyczki. Ja natychmiast biegłem do warsztatu rowerowego, dawałem Persowi, żeby mnie woził na rowerze. To było jak pływanie. Czekałem do końca następnego tygodnia, żeby dostać te kilka groszy i pobiec do tego Persa. To była moja cała radość” – wzrusza się mężczyzna.
Andrzej Chendyński, który przed wojną mieszkał we Lwowie wraz z matką i dwoma braćmi, został wywieziony w głąb ZSRR w 1940 roku. Do Iranu trafił jako pięciolatek. Po „amnestii” w 1942 roku rodzina ruszyła z sowieckiego obozu do miejsca, gdzie tworzyła się armia Andersa. Z tułaczki jako jedyny ocalał Chendyński. „Najpierw zmarł mój starszy brat, a potem moja matka. Ja z młodszym bratem dostałem się do sierocińca” – mówił PAP 75-latek. Jednak i jego brat nie dotrwał do Iranu, zmarł na statku, a jego ciało spoczęło w Morzu Kaspijskim.Po wojnie Chendyński dowiedział się, że w Teheranie zmarł jego wujek. W piątek, pierwszego dnia pobytu w Iranie, po 70 latach mężczyzna odnalazł na polskim cmentarzu jego grób.
Ewakuacja Armii Polskiej z ZSRR do Iranu zakończyła się w sierpniu 1942 roku. W dwóch etapach przetransportowano tam blisko 116 tys. ludzi, w tym ponad 78 tys. żołnierzy i 37 tys. cywilów..Ze względu na bardzo zły stan zdrowia, śmiertelność wśród ewakuowanych była duża. Na terytorium Iranu pochowanych zostało 2806 osób, w tym 650 wojskowych. Groby zlokalizowane są na dwóch cmentarzach polskich oraz jako polskie kwatery na innych cmentarzach, głównie ormiańskich.
Zwalniani "na mocy amnestii" ze stalinowskich łagrów, więzień i miejsc zesłania byli wycieńczeni i często chorzy. Fatalny stan zdrowia i koszmarne warunki podróży, które niekiedy trwały miesiącami, sprawiły, iż wielu z tych, którzy chcieli wstąpić do Armii Polskiej, nigdy do niej nie dotarło. W drodze z głodu, zimna i chorób zmarło też wielu cywilów.
W 1943 roku z jednostek przebywających w Iranie utworzony został II Korpus Polski. Później będąc w składzie brytyjskiej 8. Armii, uczestniczył w kampanii włoskiej; w maju 1944 polscy żołnierze brali udział w zdobywaniu Monte Cassino.
„Dzieci Isfahanu” trafiły z Iranu do Nowej Zelandii, Libanu, Indii. Po wojnie część z nich wróciła do Polski.
Z Isfahanu Krzysztof Strzępka (PAP)