Bronienie przez prezydenta Rosji Władimira Putina paktu Ribbentrop-Mołotow jest niebezpiecznym przeinaczaniem faktów – pisze publicysta brytyjskiego dziennika „Financial Times” Tony Barber.
Przypomina, że w 1987 r. Związek Sowiecki i Polska podjęły bezprecedensowy krok w postaci powołania wspólnej komisji do badania "białych plam" w ich historii. Wprawdzie odbywało się to pod kontrolą komunistycznych władz obu państw, niemniej było to pierwsze uznanie, że nie tylko same wydarzenia, ale i dekady kłamstw i przemilczeń podważają zaufanie między nimi.
"Po ponad 30 latach manipulowanie historią dla celów politycznych powraca z nawiązką" - pisze Barber, nawiązując do wypowiedzi Putina z końca grudnia 2019 r. Prezydent Rosji bronił nazistowsko-sowieckiego paktu z sierpnia 1939 roku, a jako przyczynę wybuchu drugiej wojny światowej wskazywał rzekomą zmowę między Adolfem Hitlerem a rządami europejskimi, w tym polskim.
Barber cytuje polskiego premiera Mateusza Morawieckiego, który zarzucił Putinowi wielokrotne celowe kłamstwa na temat Polski, nasilające się zwłaszcza, gdy władze w Moskwie czują presję międzynarodową związaną z jej działaniami.
"Istnieje jednak szerszy kontekst walki za pomocą historii przez Putina. Po pierwsze, w związku ze zbliżającą się w maju 75. rocznicą zakończenia europejskiej części drugiej wojny światowej, Putin nie chce, aby cokolwiek zepsuło obchody sowieckiego zwycięstwa. Od czasu przejścia na bardziej autorytarny styl rządów i bardziej wojowniczą politykę zagraniczną triumf 1945 r. stał się fundamentem legitymizacji jego reżimu" - pisze publicysta "FT".
"Po ponad 30 latach manipulowanie historią dla celów politycznych powraca z nawiązką" - pisze Barber, nawiązując do wypowiedzi Putina z końca grudnia 2019 r. Prezydent Rosji bronił nazistowsko-sowieckiego paktu z sierpnia 1939 roku, a jako przyczynę wybuchu drugiej wojny światowej wskazywał rzekomą zmowę między Adolfem Hitlerem a rządami europejskimi, w tym polskim.
"Po drugie, Rosja jest zaniepokojona wpływem mówienia prawdy historycznej na stabilność systemów politycznych, zwłaszcza tych, które ograniczają wolność. Za czasów Michaiła Gorbaczowa, ostatniego przywódcy sowieckiego, a następnie Borysa Jelcyna, pierwszego prezydenta odrodzonego państwa rosyjskiego, Kreml uczciwie uznał ponure epizody historii XX wieku. Odwaga Gorbaczowa zdyskredytowała jednak ideologię, która leżała u podstaw państwa sowieckiego, w efekcie czego upadło ono niecałe siedem lat po objęciu przez niego władzy. Jest to lekcja, której nauczyli się dzisiejsi chińscy przywódcy, a także Putin" - podkreśla Barber.
Przypomina on, że za czasów Gorbaczowa sowieckie władze potępiły park Ribbentrop-Mołotow, który otwierał drogę do sowieckiej agresji na Polskę, wzięły odpowiedzialność za zbrodnię w Katyniu, a także uznały niewłaściwość interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. "Pozwalając na ujawnienie gorzkiej prawdy, Moskwa utorowała drogę państwom Europy Środkowej i Wschodniej do odzyskania zarówno ich narodowych historii, jak i niezależności po zimnej wojnie. Z tego powodu państwa te są, co zrozumiałe, zaniepokojone ostatnimi wysiłkami propagandystów Putina, by napisać na nowo historię nazistowsko-sowieckiego paktu, Katynia i Praskiej Wiosny" - pisze.
Trzecim aspektem, na który wskazuje jest to, że Rosjanie i mieszkańcy państw Europy Środkowo-Wschodniej naprawdę mają inne spojrzenie na historię XX wieku. Pokazują to np. sondaż Centrum Lewady, z którego wynika, że 45 proc. Rosjan całkowicie lub częściowo aprobuje pakt Ribbentrop-Mołotow czy rozbieżności widoczne podczas prac Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych.
"Nawet to (prace Grupy - PAP) było warte zachodu, ponieważ pozwoliło każdej ze stron lepiej zrozumieć punkt widzenia drugiej strony. Badania historyczne, które służą takiemu celowi, zasługują na uznanie. Ale kłamstwa i wypaczenia w imię władzy państwowej muszą być, pokolenie po pokoleniu, demaskowane i pokazywane, czym są" - podkreśla Barber.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
bjn/ kar/