Historycy z Niemiec opracowują wojenną korespondencję rodziny Scheer z Prus Wschodnich, którą odnaleziono w Stulichach koło Węgorzewa. Niezwykły zbiór listów i kart, pisanych kurrentą, stylizowaną kursywą gotycką jest obecnie odczytywany przez specjalistów.
Poinformowała o tym PAP kustosz Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie Krystyna Jarosz, które współpracuje z dr Bettiną Bouresch referentką naukową w Centrum Doradztwa Archiwalnego i Dokształcania w Pulcheim (w Nadrenii Północnej Westfalii) w Niemczech. Bouresh jest członkiem zarządu Niemiecko-Polskiej Fundacji Ochrony Zabytków Kultury, która zaangażowała się w ratowanie pałacu rodu von Lehndorff w Sztynorcie. Dr Bouresch podjęła się wraz ze specjalistą odczytania listów pisanych kurrentą.
Ten niezwykły zbiór listów został odnaleziony przez Witolda Mackiewicza w 2001 r. pod podłogą ceglanego budynku w Stulichach koło Węgorzewa. Mackiewicz remontował dom i natrafił w nim na rozpadającą się drewnianą skrzynkę. Mężczyzna za zgodą właścicieli siedliska przekazał ją w darze w 2010 roku do Muzeum Kultury Ludowej w Węgorzewie. Najpierw muzalnicy oczyszczali z błota i kurzu listy, następnie segregowali i aby ocalić je od zniszczenia skanowali. W ten posób udało się udokumentować 90 proc. znaleziska, 10 proc. dokumentów na skutek wilgoci rozpadła się.
Ten niezwykły zbiór listów został odnaleziony przez Witolda Mackiewicza w 2001 r. pod podłogą ceglanego budynku w Stulichach koło Węgorzewa. Ze wstępnego opracowania wynika, że listy pochodzą z lat 1939-1944, opatrzone są datowanymi stemplami pocztowymi, ale oprócz wojennej korespondencji w zbiorze są także dwie koperty z datami 1953 r. i 1954 r.
Ze wstępnego opracowania wynika, że listy pochodzą z lat 1939-1944, opatrzone są datowanymi stemplami pocztowymi, ale oprócz wojennej korespondencji w zbiorze są także dwie koperty z datami 1953 r. i 1954 r. W sumie w zbiorze jest 276 kopert datowanych i 57 kopert niedatowanych, 62 koperty - listy (zapisana kartka przez nadawcę była następnie składana w kopertę), 51 widokówek i kart pocztowych oraz 344 listy.
Adresatami listów byli Artur Scheer z Stullichen poczta Angerburg (obecnie Stulichy poczta Węgorzewo), Edith Scheer z Tilsit, Stiftstr. 1 (obecnie Sowieck w Obwodzie Kaliningradzkim) oraz Gertrud Scheer z Tilsit, Bismarckstr. 32 (obecnie Sowieck w Obwodzie Kaliningradzkim). Nadawcą większości listów do Gertrudy Scheer jest Heinrich Haagen, który pisał je z frontu. Z listów wynika, że był on jej narzeczonym, a później mężem. To są listy miłosne, pełne troski o zdrowie i losy. Nie ma w nich polityki ani ideologii.
***
Dr Bouresch pod koniec roku odnalazła w Niemczech krewnych autorów listów. W rozmowie z PAP opowiada o poszukiwaniach.
PAP: Jak wyglądały poszukiwania potomków korespondencji w Niemczech?
Bettina Bouresch: Podczas wstępnych poszukiwań znaleźliśmy kilka nazwisk, przede wszystkim adresatkę większości listów - Gertrudę Scheer oraz ich autora "Heiniego". Numery poczty polowej listów wskazywały, że służył on na rosyjskim froncie. Z pomocą koleżanki, która jest etnolożką i prowadzi badania geneaologiczne na wyspach fryzyjskich, szukając w internecie nazwisk, dotarłyśmy do wydawnictwa "Ostpreussenblatt", które jest ogólnodostępne w wersji elektronicznej. Tam znalazłyśmy dwa nekrologi z lat 1963 i 1964, które zawiadamiały o śmierci ojca i rok później matki Gertrudy Scheer. Wykaz nazwisk krewnych (którzy zawiadamiali o śmierci) dał obszerne dane o rodzinie Scheer, a także informacje dotyczące miejsca zamieszkania wszystkich krewnych w latach 60-tych. Pierwszymi nazwiskami na liście krewnych byli "Heinrich i Getrude H., z domu Scheer" i kolejno szereg nazwisk, które musiały należeć do rodzeństwa Gertrudy.
Następnie podjęliśmy zakończoną sukcesem próbę szukania tych nazwisk w książce telefonicznej, łącząc je z miejscem zamieszkania w latach 1963/64. Zgłosiła się synowa Gertrudy i Heinricha H.
PAP: Jak zareagowali krewni, że gdzieś daleko na Mazurach w Polsce odnaleziono korespondencję rodzinną sprzed 70 lat?
Bettina Bouresch: Synowa była zaskoczona. Potwierdziła wszystkie informacje o rodzinie. Gertruda Scheer wyjechała pod koniec wojny do ojczyzny swego męża - szczegółów tej podróży synowa nie znała. Heinrich brał udział w działaniach wojennych na terenie Prus Wschodnich, tam też poznała Gertrudę, przed zakończeniem wojny pobrali się. Inne nazwiska z nekrologów należały do rodzeństwa Gertrudy Scheer. Wszyscy mieszkali po wojnie w pobliżu Gertrudy i Heinricha ze swoimi rodzinami. Z tego pokolenia nikt już nie żyje. (Gertruda zmarła w 1997 roku a Heinrich w 1969 - PAP). Dzieci rodzeństwa Gertrudy mieszkają w różnych częściach Niemiec i nie utrzymują bliższych kontaktów ze sobą. Kilku wnuków Gertrudy Scheer już zmarło. Gertruda i Heinrich nie mieli dzieci. Adoptowali natomiast syna siostry Heinricha. O Prusach Wschodnich w czasach wojny i latach przedwojennych nie rozmawiano. Synowa bardzo się dziwiła, że zachowały się jeszcze listy teściów. O Polsce nie ma większego pojęcia, nigdy jeszcze tam nie była.
Gdy kilka lat temu porządkowała dawne dokumenty teściowej, odszukała na mapie Stullichen. Istnieje zdjęcie ślubne, w tle prawdopodobnie dom rodzinny Gertrudy Scheer w Stullichen. Synowa jest zainteresowana przeczytaniem listów, interesuje się też tym, co dalej się z nimi stanie. Jej mąż jest ciężko chory, musi się nim opiekować. Była bardzo serdeczna i otwarta, gdy ją odwiedziłam. W miarę możliwości kompletowałyśmy szczegóły o rodzinie. Poszukiwania trwają, być może kuzyni mogą powiedzieć, jak rodzina dotarła z Prus Wschodnich nad Ren.
PAP: Co autorzy listów robili po wyjeźdźie do Niemiec?
Bettina Bouresch: Heinrich z Gertrudą zamieszkali nad dolnym Renem. On pracował jako handlowiec i z powodzeniem kierował różnymi firmami. Kupił dom, w którym w latach 60. zamieszkali także jego syn z żoną.
PAP: Czy krewni autorów korespondencji chcą przyjechać na Mazury, by zobaczyć orygnalne listy?
Bettina Bouresch: Synowa wykazuje zainteresowanie przyjazdem na Mazury, gdzie jej teściowie poznali się. Jest jednak związana opieką nad mężem, który nie może podróżować. Jeżeli będzie to możliwe, to chętnie przyjadą. Ponieważ jej mąż został adoptowany przez Heinricha i Gertrudę, i to jako dorosły człowiek, jego związek z rodziną nie jest tak silny, jak w przypadku gdyby był "krewnym z krwi i kości". Należy zaczekać na informacje, czy kuzynki i kuzyni wiedzą więcej. Niestety, niewiele dokumentów się zachowało. Życie po wojnie na Zachodzie ukierunkowane było na przeżycie, przeszłość przed wojną nie była tematem dyskusji. Mogę tak powiedzieć, bo mam podobne przykłady w mojej własnej rodzinie. O ucieczce i problemach rozmawiało się, jeśli w ogóle, tylko z ludźmi, którzy przeżyli podobny los. Obcym ludziom raczej nie ujawniano swych historii.
PAP: Dziękuję za rozmowę.
Jacek Lepiarz z Berlina
Agnieszka Libudzka
lep/ali