Rany powstałe w 1945 r. w wielu rejonach Polski, np. na pograniczu z Ukrainą i Opolszczyźnie, pozostały niezaleczone – mówili historycy w trakcie debaty zorganizowanej poniedziałek w Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi.
Kanwą do dyskusji była książka Magdaleny Grzebałkowskiej „1945. Wojna i Pokój”, na którą składa się cykl reportaży prezentujących złożoną sytuację końca wojny na ziemiach polskich z perspektywy zwyczajnych ludzi.
W książce znaleźć można m.in. opowieści o szabrownikach i pierwszych osadnikach na Ziemiach Odzyskanych, zatopieniu okrętu „Wilhelm Gustloff”, otwockim sierocińcu dla żydowskich dzieci, dramatycznej przeprawie niemieckich mieszkańców Prus Wschodnich przez zamarznięty Zalew Wiślany, zasiedlaniu zrujnowanej Warszawy i pierwszym powojennym prezydencie Wrocławia – miasta, w którym w 1945 r. więcej było Niemców niż Polaków.
„Naukowiec musi sprawdzić każde źródło, zweryfikować je, udokumentować każdą myśl, opatrzyć ją przypisami. Reportażysta nie musi o tym pamiętać, ważny jest człowiek. I to jest w tej książce najciekawsze – ona jest blisko ludzi. Ja nie potrafiłbym tak się do nich zbliżyć” - podkreślił dr hab. Marcin Zaremba z ISP PAN i Zakładu Historii XX w. UW.
W jego opinii książka pod względem historycznym jest „bez zarzutu”, a jednocześnie „czyta się ją fantastycznie”.
„Naukowiec musi sprawdzić każde źródło, zweryfikować je, udokumentować każdą myśl, opatrzyć ją przypisami. Reportażysta nie musi o tym pamiętać, ważny jest człowiek. I to jest w tej książce najciekawsze – ona jest blisko ludzi. Ja nie potrafiłbym tak się do nich zbliżyć” - podkreślił dr hab. Marcin Zaremba.
Jak zaznaczyła autorka – z wykształcenia historyk – jej celem było ukazanie różnorodności Polski, która po wyzwoleniu nie była krajem homogenicznym narodowościowo. Obok historii z Ziem Odzyskanych, Wrocławia, Warszawy poszukiwała tematów na wschodzie Polski, jednak nie udało jej się odnaleźć osób chętnych do rozmowy np. o zwolennikach i przeciwnikach "Łupaszki" czy pogromach wsi białoruskich.
„Moim założeniem były rozmowy ze świadkami historii, z ludźmi, którzy tego doświadczyli. W trakcie pracy uświadomiłam sobie, że to będzie książka z punktu widzenia dziecka w 1945 roku, bo ówcześni dorośli już odeszli. Mam tylko jednego żyjącego dorosłego wówczas bohatera – pana, który dzisiaj ma 106 lat” - podkreśliła Grzebałkowska.
Zaremba, dla którego okres wyzwolenia był tematem pracy habilitacyjnej, przeanalizował szereg listów z lat 1945-1946 przejętych przez cenzurę. „To cud reportażu, że poprzez drobne postaci widzimy cały obraz tego świata 1945 roku. Widzimy trudne relacje z Niemcami, które nie zawsze musiały być złe. Polacy nienawidzą wówczas Niemców – nie ulega wątpliwości - ale gdy dochodzi do osobistego kontaktu, relacje się ocieplają” - mówił.
Prowadzący debatę Mikołaj Mirowski z Muzeum Tradycji Niepodległościowych zaznaczył, że emocjonalne relacje ludzi nadają historii zupełnie inną perspektywę niż dokumenty. Jego zdaniem, perspektywa dziecka – pojawiająca się często w książce Grzebałkowskiej – dodaje opowieściom literackości i odrealnienia w zderzeniu ze zgrozą i tragizmem wydarzeń.
Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że okres powojenny dla Polaków pozostaje wciąż „obszarem wielkiej niewiedzy”. „Nie zdajemy sobie sprawy, jak strasznie zdemoralizowany był ten kraj, rozpadły się wszystkie komórki społeczne, więzi – nagle sąsiad sąsiadowi był wrogiem, była walka o jedzenie, 99 proc. ludzi zajmowało się szabrem, aby przeżyć” - mówiła Grzebałkowska.
W opinii Zaremby przyczyną zafałszowania obrazu była nie tylko chęć wyparcia dramatycznych przeżyć, ale także późniejsze upolitycznienie historiografii – gros tekstów i materiałów z tego okresu dotyczy polityki. Nieprawdziwy był też świat pokazywany przez popkulturę, np. film o czterech pancernych oraz utrwalanie mitów, m.in. dotyczących Polski Walczącej czy hasła „Cały naród buduje stolicę”.
Jednocześnie historycy zauważyli, że w wielu rejonach Polski, np. na pograniczu polsko-ukraińskim czy Opolszczyźnie, powojenne konflikty narodowościowe i fobie są nadal żywe. „Minęło ponad 70 lat od wojny i te rany wciąż nie zostały zaleczone. Ludzie żyją w jednym mieście, ale wciąż się nienawidzą, mimo że na co dzień udają polityczną poprawność” - podkreśliła Grzebałkowska.
Debata została zorganizowana w ramach cyklu „Plus czy minus – konfrontacje historyczne”. Wydarzenie objęło patronatem Muzeum Historii Polski i portal dzieje.pl.
agm/