Lipiec 1920 roku przyniósł ogromne zagrożenie dla młodego państwa polskiego. Wojna z bolszewikami przybrała niekorzystny obrót. Z dnia na dzień armie nieprzyjaciela postępowały coraz bliżej serca kraju. Niepokój ogarnął Białostocczyznę, zagrożoną bezpośrednim kontaktem z najeźdźcą, toteż hasło do formowania ochotniczych oddziałów odbiło się szerokim echem wśród mieszkańców Podlasia.
Nie dziwi zatem fakt, iż właśnie w Białymstoku zaczęto tworzyć Ochotniczy Dywizjon Jazdy 1 Armii, który przeszedł do historii jako Dywizjon Huzarów Śmierci. Jego formowaniem zajął się porucznik Józef Siła-Nowicki, który już wcześniej dał się poznać jako znakomity partyzant i zagończyk.
Znaczna część oddziału składała się z zaprawionych w bojach żołnierzy formacji kawaleryjskich. W jego skład weszła część „Jaworczyków” z legendarnego wołyńskiego Dyonu Jazdy Kresowej majora Feliksa Jaworskiego, ułanów z Pułku Jazdy Tatarskiej, jezdnych artylerii konnej, a także pluton liniowy 18. Pułku Ułanów.
Werbunek rozpoczął się 23 lipca. Jakkolwiek w większości nabór przebiegał dobrowolnie, zdarzały się też przypadki stosowania przymusu. Dotyczyło to maruderów i dezerterów z wycofujących się, bądź rozbitych pułków polskich. Znaczna część oddziału składała się jednak z zaprawionych w bojach żołnierzy formacji kawaleryjskich. W jego skład weszła część „Jaworczyków” z legendarnego wołyńskiego Dyonu Jazdy Kresowej majora Feliksa Jaworskiego, ułanów z Pułku Jazdy Tatarskiej, jezdnych artylerii konnej, a także pluton liniowy 18. Pułku Ułanów.
Istotnym problemem był brak koni, jednakże ofiarnością wykazali się tu okoliczni chłopi.
Nazwę oddziału na Dywizjon Huzarów Śmierci dowódca zmienił samowolnie, chcąc z niego stworzyć jednostkę elitarną, sądząc, iż pozytywnie wpłynie to morale nowych żołnierzy, a także nada propagandowego wydźwięku wśród nieprzyjaciół. Nawiązywała najprawdopodobniej do pruskich Huzarów Śmierci doby 1870 roku i niemieckich Wielkiej Wojny, jednakże podczas I wojny światowej oddziały „huzarów śmierci” posiadała także armia rosyjska. Imię, które przybrali żołnierze Siły-Nowickiego, okazało się być odpowiednim. Szybko bowiem zyskali oni sławę bezlitosnych wojowników. Ciągnęła się za nimi, nie do końca zgodna z prawdą, fama porywczych i groźnych mścicieli spod znaku „trupiej główki”, którzy „nigdy nie biorą jeńców”.
26 lipca niekompletny jeszcze oddział opuścił Białystok (który Sowieci zajęli 28 lipca) i udał się w rejon Małkini, gdzie dokończono jego organizację. Utworzono dwa szwadrony, z których jeden, wobec niedostatku wierzchowców pozostawał pieszy. 1 szwadron (konny) pod dowództwem ppor. Nowickiego składał się w całości z byłych „Jaworczyków” i „Tatarskich”, którzy zachowali dawne uzbrojenie, umundurowanie i swe własne konie. 2 szwadron (pieszy) pod dowództwem ppor. Pniewskiego składał się w przeważającej większości z ochotników. Chorąży Baran dowodził zaś plutonem różnej produkcji ciężkich karabinów maszynowych.
Umundurowanie i uzbrojenie Dyonu było różnorodne. Każdy żołnierz posiadał inny jego typ, w zależności z jakiego oddziału pierwotnie pochodził, a także co przyniósł ze sobą, bądź w co został zaopatrzony jako ochotnik. Bardzo szybko przyjęto jednak element ujednolicający huzarski ubiór. Był to emblemat, wzorowany najprawdopodobniej na oznace „Jaworczyków”, jednakże znany od dawna i rozpoznawalny jako międzynarodowy symbol oddziałów elitarnych, bezlitosnych i gardzących śmiercią – czaszka ze skrzyżowanymi piszczelami, wycięta z blachy (często konserwowej) lub rzadziej wymalowana białą farbą na czapkach pod orzełkiem.
Nazwę oddziału na Dywizjon Huzarów Śmierci dowódca zmienił samowolnie, chcąc z niego stworzyć jednostkę elitarną, sądząc, iż pozytywnie wpłynie to morale nowych żołnierzy, a także nada propagandowego wydźwięku wśród nieprzyjaciół. Nawiązywała najprawdopodobniej do pruskich Huzarów Śmierci doby 1870 r. i niemieckich Wielkiej Wojny, jednakże podczas I wojny światowej oddziały „huzarów śmierci” posiadała także armia rosyjska.
Dnia 2 sierpnia, we wsi Prostyń, odbyło się zaprzysiężenie Dyonu liczącego wówczas 511 szabel i 20 karabinów maszynowych oraz podporządkowanie go dowództwu XXIX Brygady 15 Dywizji Piechoty gen. Junga. Swój chrzest bojowy formacja przeszła dwa dni wcześniej, 30 lipca pod wsią Dzierzby, gdzie szarżując na nieprzyjaciela zdobyła dwa kaemy. Dyon stał się konnym zwiadem. Dodatkowo, do jego zadań należało zabezpieczenie pozycji piechoty oraz utrzymywanie łączności pomiędzy oddziałami 1 i 4 Armii. Podczas wykonywania owych zadań, huzarskie patrole często napotykały oddziały przeciwnika. Dochodziło zatem do częstych utarczek, podczas których huzarzy wykazywali się walecznością i patriotyzmem. W bitwie pod Sokołowem, w której Dyon osłaniał odwrót XXIX Brygady, żołnierze porucznika Siły-Nowickiego kilkakrotnie szarżowali na pozycje bolszewickie, zadając im poważne straty. Do ataku ruszali ze śpiewem „Jeszcze Polska nie zginęła” na ustach.
W kolejnych dniach wojsko polskie, w tym Dyon „Huzarów Śmierci”, wycofywały się ku Warszawie. Po dotarciu do stolicy oddział poddano reorganizacji. 12 sierpnia w Jabłonnej dołączył do niego, jako 3 szwadron, szwadron Policji Konnej. Jego dowódcą mianowano komisarza (później podporucznika) Andrzeja Jezierskiego. Szwadron był rzadkością wśród oddziałów ochotniczych, posiadał bowiem jednolite umundurowanie. Zachowali oni swoje służbowe granatowe uniformy Policji Państwowej, czarne buty i charakterystyczne okrągłe czapki ze skórzanym daszkiem. Od tej pory Dyon huzarów liczył już około 500 szabel i 30 kaemów. W toku walk, dzięki zdobyczom na przeciwniku, stał się on w pełni jednostką konną.
Najpierw Dywizjon skierowany został do Zegrza i włączony w skład grupy płk. Stanisława Małachowskiego. Jej zadaniem było uniemożliwienie wojskom sowieckim przekroczenia Narwi. Rano 13 sierpnia huzarzy zostali rozdzieleni na mniejsze oddziały i wysłani w różnych kierunkach w celu intensywnego patrolowania przedpola. Pod Serockiem półszwadron Jezierskiego przeprowadzał zwiady w kierunku miasta, zajętego przez bolszewików i wziął udział nieudanej próbie jego odbicia. Z kolei we wsi Dembe półszwadron Rozumskiego zajął się obroną przyczółka, atakowanego przez oddziały bolszewickie.
14 sierpnia oddziały huzarów zostały ponownie złączone i cały Dyon wyruszył w rejon Nieporętu, przede wszystkim aby dostarczyć informacji o atakującym Radzymin silnym zgrupowanie nieprzyjaciela. Od momentu przybycia huzarów dowództwo posiadało dokładne, cogodzinne raporty o sytuacji na tym odcinku frontu. Dodatkowo energiczna, ruchliwa kawaleria skutecznie szarżująca na przeciwnika wpływała dodatnio na morale innych oddziałów broniących polskich pozycji. Wieczorem bolszewicy natarli na Nieporęt, nie byli jednak w stanie, mimo ponawianych ataków, przełamać polskich linii obronnych. Walki w tym rejonie trwały także następnego dnia.
Wieczorem 16 sierpnia szwadron Jezierskiego skierowano na Serock z rozkazem odbicia miasta. O północy po silnej kanonadzie artyleryjskiej, do boju ruszyły oddziały piechoty, które szarżą wsparł 4 pluton policyjny i jako pierwszy wpadł do miasta wywołując popłoch wśród nieprzyjaciół, którzy uciekli na drugi brzeg Narwi podpaliwszy za sobą most. Huzarzy natychmiast ugasili przeprawę umożliwiając pogoń za bolszewikami. W walkach pod Serockiem 3 szwadron zdobył na nieprzyjacielu 5 kaemów, 30 koni i 50 jeńców.
Umundurowanie i uzbrojenie Dyonu było różnorodne. Każdy żołnierz posiadał inny jego typ, w zależności z jakiego oddziału pierwotnie pochodził, a także co przyniósł ze sobą, bądź w co został zaopatrzony jako ochotnik. Bardzo szybko przyjęto jednak element ujednolicający huzarski ubiór.
Następnego dnia, decyzją gen. Latinika, Dywizjon Huzarów Śmierci został podporządkowany 10 Dywizji Piechoty i skierowany w rejon Kuligowa. Podczas swego marszu patrole Dyonu oczyszczały teren z pomniejszych oddziałów rozbitej pod Warszawą 16 Armii sowieckiej. Jeden z patroli, ustalił, iż w Kuligowie znajdują się znaczne siły bolszewickiej piechoty wspartej kilkoma bateriami artylerii polowej. Dowiedziawszy się o tym por. Siła-Nowicki przyspieszył marsz Dywizjonu i dotarł do przeprawy. Zauważywszy pojawienie się polskich oddziałów bolszewicy okopali się otwierając jednocześnie silny ogień na polskie pozycję. Próba przejścia przez rzekę wpław podjęta przez 1 i 2 szwadron załamała się wskutek ostrzału artyleryjskiego i karabinowego.
Nie mogąc doczekać się posiłków, jak też zauważywszy bezowocność dotychczasowej walki, na rozkaz dowódcy, ppor. Rozumski zebrał jeden pluton złożony z 20 ochotników oraz 3 łączników z 3 szwadronu w celu wejścia na tyły przeciwnika i spowodowanie zamieszania w jego szeregach. Oddział przeszedł na drugą stronę Bugu pod wsią Popielarze. Akcja przyniosła pożądany efekt, pojawienie się polskiej kawalerii na ich własnych tyłach wywołało niepokój wśród żołnierzy sowieckich. Oddziały stojące naprzeciw Dyonu Siły-Nowickiego pospiesznie wycofały się w kierunku Wyszkowa.
Dywizjon wkrótce podążył ich śladem, prąc do przodu w awangardzie kontrataku 1. Armii polskiej. Wieczorem 18 sierpnia huzarzy dotarli do Wyszkowa, gdzie zatrzymali się na dwudniowy odpoczynek i reorganizację. Otrzymali również nowe, wojskowe mundury, które zastąpiły ich dotychczasowe kombinowane uniformy. Miały one krój podobny do wielu innych, w które wyposażano kawalerię. Dywizjon umundurowany został w zielone kurtki z proporczykiem w kolorach białym i czerwonym na kołnierzu, na którym to proporczyku umieszczony był również znak huzarski – „trupia główka”. Charakterystyczny dla tego oddziału emblemat spinał także kitki, również w biało-czerwonym kolorze, znajdujące się na amerykańskiej furażerce. Żołnierze wyposażeni zostali ponadto w czarne spodnie z białym lub srebrnym lampasem po bokach oraz długie czarne buty zdobione matowymi rozetami na cholewie ciągnącej się nad kolana.
Wieczorem 20 sierpnia Dyon wyruszył, przemieszczając się lasami, w kierunku Ostrołęki. W Puszczy Kurpiowskiej ukrywały się bowiem znaczne grupy sowieckich niedobitków. Podczas marszu oddział toczył ciągłe boje z ustępującym przeciwnikiem, korzystając bardzo często z pomocy i życzliwości Kurpiów, którzy informowali o ruchach przeciwników, służyli także za przewodników, a nawet walczyli u boku żołnierzy.W okolicach Myszyńca Dywizjon Huzarów Śmierci natknął się silniejszą i dużo liczniejszą kolumnę piechoty wyposażoną dodatkowo w artylerię maszerującą z taborem na wschód. Huzarzy runęli na niczego niespodziewających się wrogów, szarżując dwoma szwadronami jednocześnie na czoło oraz koniec kolumny. Polacy zmietli bolszewickie oddziały osłonowe i przejęli tabor. Brawura kawalerzystów przełamała opór nieprzyjaciela, sam zaś atak był tak szybki, że artylerzyści nie zdążyli oddać nawet jednego wystrzału. Rzucili się do bezładnej ucieczki rąbani huzarskimi szablami. W sumie, w ciągu całodniowych zmagań z bolszewikami Dywizjon Siły-Nowickiego, zdobył 15 dział, 15 kaemów, około 200 koni, kilkudziesięciu jeńców oraz „kilka kilometrów taboru” z ogromną ilością wszelkiego rodzaju sprzętu wojskowego.
Dywizjon Huzarów Śmierci nie był może formacją imponującą liczebnością, lecz z pewnością wielką hartem ducha, zaangażowaniem i kawalerską fantazją. Mało dziś wiemy o tym Dyonie, jednak możemy stwierdzić, iż sława, jaką cieszyła się ta formacja, była jak najbardziej zasadna. Polscy huzarzy 1920 r. w pełni zasłużyli na miano ostatnich prawdziwych kawalerzystów.
Po nocnym odpoczynku Dyon kontynuował akcję oczyszczania okolic Myszyńca z sowieckich niedobitków. Wieczorem 25 sierpnia huzarzy natknęli się pod Lemanem na silny oddział nieprzyjacielski – trzy szwadrony kozaków „Gaj-Chana”. Próbowali oni przebić się przez polski pierścień i ruszyć na wschód. Zdawali sobie sprawę, iż nie mogą liczyć na miłosierdzie Polaków wobec ich licznych zbrodni, takich jak mordowanie jeńców, dobijanie rannych i profanacje kościołów, toteż z całym impetem parli ku granicy. Ze swego pierwszego wielkiego pojedynku kawaleryjskiego Huzarzy Śmierci wyszli w pięknym stylu, pokonując wroga, przy pomocy części oddziałów 77. pp, które związały pewną część sił bolszewickich. Szarże „Czerwonych Kozaków” załamywały się w polskim ogniu, zaś taktyka walki i dzika furia z jaką huzarzy rzucili się do szarży przyniosły rozgromienie bolszewików. Walkę przeżyło jedynie stu kozaków, którzy w porę, poddając się, rzucili broń.
29 sierpnia oddział por. Siły-Nowickiego skierował się do Ostrołęki, a następnie do Rydzewa. 8 września, po ustaniu walk w tym rejonie, Dyon dotarł do Starej Wsi, gdzie szkolił nowych ochotników. Wszelkie braki w uzbrojeniu i wyposażeniu żołnierzy zostały uzupełnione. 13 września 3 szwadron Dyonu Huzarów Śmierci pod ppor. Jezierskim został wydzielony ze struktur dywizjonu i przeniesiony do Warszawy. Konni Policjanci powrócili do służby w swoich macierzystych komendach.
Po reorganizacji Dyon, liczący ponownie około 500 konnych i 20 kaemów, został skierowany nad Niemen, gdzie koncentrowały się polskie siły zbrojne w celu ostatecznego rozbicia przeciwnika. Został skierowany do odwodu razem z III Brygadą Jazdy, której został podporządkowany. Awansował tym samym do rangi samodzielnego oddziału kawaleryjskiego. Dopiero 28 września brygada udała się w okolice Radunia. Tam, ku rozczarowaniu huzarów, otrzymali oni zadanie zabezpieczenia skrzydeł na styku Dywizji Ochotniczej i 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej oraz utrzymywanie łączności pomiędzy oddziałami. Zawieszenie broni zastało ich w rejonie Lidy. Po „buncie Żeligowskiego”, w wyniku którego 9 października zajęte zostało Wilno Dywizjon Huzarów Śmierci pełnić miał służbę w tzw. pasie neutralnym oddzielającym Litwę Środkową od Litwy Kowieńskiej, gdzie często dochodziło do starć prowokowanych przez obie strony.
Oddział został wcielony do I Korpusu Wojsk Litwy Środkowej gen. Jana Rządkowskiego, jako jego jazda korpusowa. Morale huzarów znacząco spadło. Dochodziło do niespotykanych wcześniej dezercji. Utrata samodzielności wywołała rozgoryczenie, nie tylko dowództwa, lecz także pojedynczych żołnierzy. Brak dyscypliny przejawiać zaczął się również w tym, iż huzarzy często brali udział w burdach i bijatykach z żołnierzami innych oddziałów, w szczególności z artylerzystami dywizjonów konnych. Co więcej, wobec niedostatecznego wyżywienia, na które dowództwo WLŚ nie miało środków, żołnierze zaczęli dopuszczać się grabieży okolicznych wiosek.
1 lutego 1921 roku huzarów wycofano z linii demarkacyjnej. Szwadrony dawnego Dyonu rozczłonkowano i przydzielono do formacji wyższego szczebla. Siła-Nowicki nie chciał się pogodzić z tymi zmianami. Udał się do Warszawy, próbując ponownie uzyskać zgodę na stworzenie z huzarów samodzielnej jednostki operacyjnej. Niestety, nic na tym polu nie wskórał. Kiedy wrócił na Litwę, okazało się, że jego oddział już nie istnieje. Udał się zatem do sztabu BJWLŚ, gdzie doszło do ostrej wymiany zdań. Porywczy i rozgoryczony porucznik dopuścił się aktu niesubordynacji, uznanego za bunt. Musiał zatem jak najszybciej uciekać, bowiem ścigać go poczęła policja i żandarmeria wojskowa. Ślad po nim zaginął, a jedyne czym na dzień dzisiejszy dysponujemy, to hipoteza por. Stefana Brzeszczyńskiego, wedle której Siła-Nowicki został schwytany i osadzony w Wilnie więzieniu na Antokolu, gdzie najprawdopodobniej zmarł.
Pod koniec kwietnia 1922 r. dawne szwadrony huzarskie powróciły do miejsca swego formowania – Białegostoku. Tam też oddelegowano huzarski pluton kaemów. 27 kwietnia oddziały zostały ostatecznie przemianowane na 2 i 3 szwadron 3 Pułku Strzelców Konnych. Od tej pory stanowiły one II Dywizjon 3 PSK, z którym ostatecznie, 8 grudnia 1922 r, przeniosły się do Wołkowyska. Tak skończyła się historia legendarnego Dywizjonu Huzarów Śmierci, ochotniczego oddziału kawalerii porucznika Siły-Nowickiego, przed którym drżeli wrogowie. Nie była to może formacja imponująca liczebnością, lecz z pewnością wielka hartem ducha, zaangażowaniem i kawalerską fantazją. Mało dziś wiemy o tym Dyonie, jednak możemy stwierdzić, iż sława, jaką cieszyła się ta formacja, była jak najbardziej zasadna. Polscy huzarzy 1920 roku w pełni zasłużyli na miano ostatnich prawdziwych kawalerzystów.
Piotr Kołodziej red. „Historia.org.pl"