Polska elita była znacznie lepiej przygotowana do uzyskania niepodległości niż Węgrzy. Węgierskie elity były do tego momentu zupełnie niegotowe. Stąd wynikała bezradność w listopadzie 1918 r. – mówi PAP dr István Kovács, autor książki „Cud nad Wisłą i nad Bałtykiem. Piłsudski – Katyń – Solidarność”.
PAP: Co w historii Polski i Węgier najbardziej zbliża te dwa narody?
Dr István Kovács: Początki współpracy i kontaktów obu narodów sięgają średniowiecza. Świadome budowanie relacji rozpoczęło się już wówczas. O tej przyjaźni zadecydowały Karpaty, które oddzielały oba narody i przez obie strony były uważane za granice, której nie zamierzają przekraczać. Bardzo dużą rolę symboliczną odegrali wspólni święci i wspólni królowie.
Podobna była również struktura społeczna obydwu narodów, np. pozycja szlachty. To wpływało na mentalność tej grupy społecznej oraz kontakty pomiędzy szlachtą węgierską i polską. W XV wieku 20 proc. studentów Akademii Krakowskiej stanowili pochodzący z Węgier „hungarosi”. Oba państwa miały więc wspólne interesy polityczne, społeczne i gospodarcze.
PAP: Mimo wspólnych interesów historia obu państw i narodów układała się często w zupełnie odmienny sposób. Przykładem jest tu zakończenie I wojny światowej, które dla Polski jest niezwykle szczęśliwe, a dla Węgrów oznacza dramat utraty większości ich historycznych ziem…
Dr István Kovács: Świetny węgierski historyk mieszkający w USA John Lukacs stwierdził, że układ z Trianon z 1920 r. można porównać do drugiego rozbioru Polski. W swojej książce bardzo długi rozdział poświęciłem Piłsudskiemu, w którym opisuję nie tylko jego działalność, ale również funkcjonowanie całej polskiej elity. Stało się dla mnie jasne, że w warunkach o wiele gorszych polska elita była znacznie lepiej przygotowana do uzyskania niepodległości niż Węgrzy. Węgierskie elity były do tego momentu zupełnie niegotowe. Stąd wynikała bezradność w listopadzie 1918 r. Warto zauważyć, że wszystkie węgierskie oddziały były wówczas poza historycznymi granicami kraju. Sześć tygodni później armia węgierska praktycznie nie istniała.
W tym samym czasie Piłsudski dysponował 6 tysiącami żołnierzy, a już rok później jego armia liczyła 900 tys. Dla Polski spełnił się najszczęśliwszy scenariusz rozpadu państw zaborczych, ale równie ważne było przygotowanie samych Polaków. Tym przygotowaniem był dla nich cały wiek XIX i ofiarność, jaką wykazali się w jego trakcie. Wielkie znaczenie miała również kultura, jaką tworzyli przez całe to stulecie. Reakcją węgierskich elit na Trianon było przeznaczenie ogromnych środków na kulturę, edukację i sport.
Dla Polski spełnił się najszczęśliwszy scenariusz rozpadu państw zaborczych, ale równie ważne było przygotowanie samych Polaków. Tym przygotowaniem był dla nich cały wiek XIX i ofiarność, jaką wykazali się w jego trakcie. Wielkie znaczenie miała również kultura, jaką tworzyli przez całe to stulecie.
PAP: Jak węgierskie społeczeństwo zareagowało na utratę po I wojnie światowej na utratę tak dużej części terytorium?
Dr István Kovács: Już w okresie międzywojennym na Węgrzech działali pisarze, myśliciele i politycy, którzy uznali naszych sąsiadów za „mlecznych braci”, z którymi musimy się pogodzić. Służyło temu między innymi pozostanie Węgrów w takich krajach jak Jugosławia, Rumunia czy Czechosłowacja i pośredniczenie przez nich w kontaktach kulturalnych. Oczywiście dominującą tendencją międzywojennej polityki zagranicznej był rewizjonizm. Węgry dążyły do odzyskania części utraconych ziem, na których dominowali Węgrzy. To wepchnęło kraj w tragiczną drogę realizacji tego celu poprzez kwestionowanie ładu wersalskiego, czemu miał służyć sojusz z Niemcami i Włochami.
Moje pokolenie nie mogło myśleć o „mlecznych braciach”, ponieważ nie można było mieć innych „braci” niż ci ze Związku Sowieckiego. Mimo to interesowano się kulturą tych narodów, choć nawiązywanie takich kontaktów było dla władz bardzo podejrzane. Taka współpraca jest dziś możliwa w ramach Grupy Wyszehradzkiej, ale należy te związki uspołecznić. To niestety jest bardzo trudne. Wystarczy zajrzeć do podręczników szkolnych, w których bardzo niewiele wiadomości dotyczy krajów Europy Środkowej. Często jest to zaledwie kilka zdań poświęconych Polakom, Rumunom i Słowakom. Zbyt wielkie zainteresowanie jest ukierunkowane na Zachód, gdy tymczasem szkoła powinna być miejscem budowania bliskich związków tych narodów.
Taka współpraca jest dziś możliwa w ramach Grupy Wyszehradzkiej, ale należy te związki uspołecznić. To niestety jest bardzo trudne. Wystarczy zajrzeć do podręczników szkolnych, w których bardzo niewiele wiadomości dotyczy krajów Europy Środkowej. Często jest to zaledwie kilka zdań poświęconych Polakom, Rumunom i Słowakom.
PAP: Jak oceniany jest okres współpracy z III Rzeszą? Czy to najtrudniejszy element węgierskiej historii XX wieku?
Dr István Kovács: To okres bardzo trudny do „przetrawienia”. Ambasador Wielkiej Brytanii w Budapeszcie pełniący swoją misję tuż przed wybuchem II wojny światowej Owen O'Malley określił Węgry jako nieposłusznego sojusznika. Do marca 1944 r., gdy rozpoczęła się okupacja niemiecka straty Węgrów w tej wojnie wyniosły kilkadziesiąt tysięcy zabitych, podczas walk na froncie wschodnim. Dopiero po tej dacie rozpoczęły się deportacje węgierskich Żydów do Auschwitz. Przez pół roku na terenie Węgier toczyły się walki niemiecko-sowieckie.
Warto podkreślić, że zachodni alianci cieszyli się, że Niemcy okupują Węgry, ponieważ odciągało to część niemieckiej armii od frontu zachodniego. Skutkiem tej okupacji było jednak wykorzystanie przez Niemców węgierskiego przemysłu zbrojeniowego do własnych celów. Ta okupacja wzmocniła więc III Rzeszę.
Obok roku 1920 był to najtragiczniejszy okres w historii Węgier, tym bardziej, że po wkroczeniu sowietów rozpoczęły się wielkie wywózki na roboty do ZSRS, które objęły pół miliona Węgrów. Wśród nich był mój ojciec, który podobnie jak wielu innych, nie wrócił do domu.
PAP: Czy dziś Węgrzy dyskutują o historii?
Dr István Kovács: Dyskusje poświęcone historii w węgierskim społeczeństwie są z reguły toczone na bardzo niskim poziomie. Dominują w nich emocje i mgliste mistyfikacje, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ostatnio popularna jest teza, wedle której malarz i rewolucjonista Sándor Petőfi nie zginął w bitwie pod Segesvárem, ale wyjechał na Syberię. Miał tam pisać wiersze i ożenić się z córką miejscowego poczmistrza. Takie tezy podobają się wielu Węgrom. Próbuję tłumaczyć, że to oznaczałoby, że Petőfi zrezygnował ze swojej wiary i jako zięć poczmistrza musiał być agentem Ochrany. Poza tym w takim wypadku musiałby zrezygnować z pisania po węgiersku. Byłby więc zdrajcą.
PAP: Gdyby miał Pan porównać dwóch polityków - Józefa Piłsudskiego z Miklósem Horthy...
Dr István Kovács: Takie porównania nie mają sensu. Łączącą ich cechą jest dzielne zachowanie na polu bitwy. Piłsudski od wczesnych lat miał wielkie ambicje wskrzeszenia Polski. Miklós Horthy działał w niezwykle trudnych warunkach po pokoju 1920 r. jego niewątpliwą umiejętnością w administrowaniu krajem było dobieranie bardzo dobrych ministrów. Jednym z nich był świetny minister spraw wewnętrznych i kultury Kuno von Klebelsberg. Horthy akceptował jego działania, takie jak budowa ogromnej liczby szkół. Zasługą admirała Horthy było również pewne wymanewrowanie Hitlera, któremu po krwawych klęskach nad Donem w 1942 r. odmówił przekazania większej liczby żołnierzy.
Horthy miał więc pewne zalety, ale nie był politykiem tego formatu co Piłsudski. Chciał z nim nawiązywać osobiste kontakty, ale Piłsudski nigdy nie odwiedził Węgier i wybierał podróże państwowe do sojuszniczej Rumunii.
W węgierskiej historiografii Horthy jest przedstawiany bardzo negatywnie, w sposób zupełnie inny niż Piłsudski w Polsce. Jest bezsprzecznie uważany za dyktatora. Tylko niektóre kręgi i publicyści próbują go bronić podnosząc między innymi zachowanie przez niego parlamentaryzmu. Piłsudski miał w tej sprawie nieco inne podejście i w sytuacji bycia między Niemcami a ZSRS uważał, że demokracja jest zbyt ryzykowna.
PAP: W Krakowie, w którym spędził Pan wiele czasu, obecny jest wręcz kult cesarza Franciszka Józefa. Tymczasem w innych regionach Polski nie jest on tak szanowany. Jak ta postać jest oceniana na Węgrzech?
Dr István Kovács: Franciszek Józef jest raczej postacią ocenianą bardzo negatywnie, wręcz nienawidzoną ze względu na represje po powstaniu węgierskim w 1849 r. Wymordowana została wówczas duża część węgierskiej elity politycznej i wojskowej. Do dziś 6 października, gdy przypada rocznica stracenia pierwszego węgierskiego premiera Lajosa Batthyány oraz trzynastu generałów, jest uznawany za dzień żałoby. Jednocześnie Węgrzy uważają, że największy rozkwit gospodarczy i kulturalny kraju przypada na okres po ugodzie z Austrią w 1867 r. Jednak i ona nie jest postrzegana jednoznacznie, bo przypominany jest „List Kasandry” autorstwa Lajosa Kossutha, w którym wzywał do przemyślenia ugody. W jego opinii rozpad nowego wspólnego państwa mógł pociągnąć za sobą również katastrofę Węgier. Jego wróżba spełniła się w Trianon w 1920 r.
Współcześnie historycy zauważają również, że okres między Wiosną Ludów a ugodą 1867 r. nie może być oceniany jednoznacznie źle. Funkcjonowały takie instytucje jak parlament w Budapeszcie, dzięki którym wcześniejsza zależność od Wiednia nie była już tak ścisła. Nieprawdą jest, że Węgry były kolonią austriacką. Również wcześniej zdarzały się takie wypadki jak powołanie Gwardii Węgierskiej w czasach Marii Teresy, która pozwoliła szkole kształcącej jej żołnierzy na używanie języka węgierskiego.
PAP: W polskiej historiografii często podkreśla się, że Węgrzy nieprzychylnie patrzyli na polskie marzenia o powstaniu Austro-Węgier-Polski…
Dr István Kovács: Tacy politycy jak Gyula Andrássy w okresie I wojny światowej pragnęli wskrzeszenia Polski, ale jako kraju całkowicie niezależnego. U podstaw takich planów leżał strach przed całkowitą dominacją Słowian w tak wielkim państwie i miałoby to katastrofalne konsekwencje dla Węgrów. Co ciekawe, nie obawiano się utraty Galicji, bo ta stanowiła część Austrii.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/
István Kovács (ur. 1945 r. w Budapeszcie) – węgierski dyplomata, historyk, pisarz, poeta i tłumacz literatury polskiej. Konsul Generalny Republiki Węgierskiej w Krakowie w latach 1994–1995 oraz 1999–2003. Do 2012 r. pracownik instytutu Historii Węgierskiej Akademii Nauk w Budapeszcie, obecnie na emeryturze. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1999) oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP (2009).