Proces pojednania polsko-niemieckiego trwał od lat 60., zapoczątkowany został listem polskich biskupów. Miało ono wymiar polityczny i moralny, a jego symbolem stała się msza w Krzyżowej z udziałem Helmuta Kohla - mówi PAP dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro.
PAP: W czwartek Muzeum Historii Polski otwiera w Krzyżowej wystawę "Odwaga i pojednanie", która opowiada o trudnej polsko-niemieckiej przeszłości i pojednaniu, którego symbolem była msza św. właśnie w Krzyżowej z 12 listopada 1989 r., podczas której kanclerz Niemiec Helmut Kohl i premier Tadeusz Mazowiecki przekazali sobie znak pokoju.
Robert Kostro: Narracja ekspozycji rozpoczyna się jednak wcześniej, by ukazać dlaczego pojednanie było potrzebne. Mówimy więc najpierw o II wojnie i zbrodniach niemieckich, ale także o krzywdach doznanych przez Niemców w wyniku konfliktu, o tym jak trudno było zbudować te relacje po wojnie, kiedy np. kwestia granicy na Odrze i Nysie była najważniejszym tematem sporu. Dalej wystawa przedstawia inicjatywy zmierzające do pojednania począwszy od lat 60. i orędzia biskupów polskich ze słynnym zwrotem "Przebaczamy i prosimy o wybaczenie", które było jednym z czynników zmiany stosunku do Niemiec w Polsce.
Robert Kostro: Pojednanie miało kilka wymiarów. Religijny i moralny - ze strony niemieckiej rodzaj ekspiacji, odkupienia winy, a z polskiej - wielkodusznego przebaczenia zbrodni. Z drugiej strony miało też ważny aspekt polityczny. Ci, którzy myśleli długofalowo wiedzieli, że proces pojednania jest ważnym elementem drogi zjednoczenia Niemiec i odzyskiwania przez Polskę suwerenności.
Pokazujemy też niemieckie inicjatywy np. tzw. Akcję Znaku Pokuty organizowaną przez kościół protestancki. Opowiadając o krokach politycznych tworzących nowy klimat, m.in. układzie PRL-RFN z 1970 r. o nienaruszalności naszej granicy zachodniej, dochodząc do 1989 r. Potem przechodzimy do amfiteatralnej przestrzeni poświęconej samym wydarzeniom w Krzyżowej, aż do traktatów z 1990 r. i 1991 r. o nienaruszalności granicy i o dobrym sąsiedztwie podpisanych ze zjednoczonymi Niemcami.
Ta przestrzeń jest symboliczna i pokazuje, że relacje polsko-niemieckie nabierają dzięki pojednaniu oddechu, ale historia się nie zakończyła, jest otwarta. Wciąż są między nami niezamknięte sprawy przeszłości, ale i liczne wspólne osiągnięcia dwudziestopięciolecia i wyzwania na przyszłość.
PAP: Jakie najważniejsze momenty w historii pojednania przedstawia wystawa?
Robert Kostro: Ważne są inicjatywy najpierw z lat 60. - zwłaszcza orędzie biskupów polskich z 1965 r., które było ważne także dlatego, że było naruszeniem monopolu na politykę zagraniczną, który chcieli mieć komuniści. Później był m.in. symboliczny gest uklęknięcia kanclerza Willy'ego Brandta przed Pomnikiem Bohaterów Getta. Wreszcie w latach 70. i 80. współpraca między ruchami opozycyjnymi w NRD i Polsce oraz akcja paczkowa w Niemczech dla Polaków w stanie wojennym, która miała duże znaczenie dla przełamania takiej rezerwy w Polsce.
Pojednanie miało kilka wymiarów. Religijny i moralny - ze strony niemieckiej rodzaj ekspiacji, odkupienia winy, a z polskiej - wielkodusznego przebaczenia zbrodni. Z drugiej strony miało też ważny aspekt polityczny. Ci, którzy myśleli długofalowo wiedzieli, że proces pojednania jest ważnym elementem drogi zjednoczenia Niemiec i odzyskiwania przez Polskę suwerenności.
Symbolicznym zamknięciem najtrudniejszego etapu pojednania była właśnie msza w Krzyżowej. W sensie formalnym dopiero traktat z 1990 r. ostatecznie uregulował kwestię granicy polsko-niemieckiej i rozpoczął nowy etap stosunków już raczej jako krajów sojuszniczych, chociaż oczywiście ciężar II wojny pozostaje.
PAP: Kto odegrał najważniejszą rolę w polsko-niemieckim pojednaniu?
Robert Kostro: Szczególne znaczenie przypisałbym takim osobom jak metropolita wrocławski abp Bolesław Kominek. Ślązak, który bardzo dobrze władał niemieckim, rozumiał złożone relacje między naszymi narodami i był inicjatorem listu biskupów polskich. Wymieniłbym także przywódców środowiska Znak i Klubów Inteligencji Katolickiej - takich jak Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Stomma czy Władysław Bartoszewski. Jeżeli chodzi o stronę niemiecką warto przypomnieć Guentera Saerchena, jednego z twórców Akcji Znaku Pokuty. To byli ewangelicy, którzy np. poprzez prace na rzecz miejsc pamięci Zagłady starali się odpokutować w jakimś sensie winy narodu niemieckiego. Byli też ludzie związani z opozycją w NRD jak Ludwig Mehlhorn, często patrzący na wschód, bo Polska od lat 70. była najsilniejszym ośrodkiem opozycji w bloku komunistycznym.
Robert Kostro: Myślę, że relacje między narodami są dosyć dobre, czasami nawet lepsze niż te oficjalne. Statystyki pokazują, że Polacy traktują dzisiaj Niemców jako jeden z narodów, które raczej podziwiają, chociaż istnieją oczywiście również uprzedzenia.
PAP: Czy pojednanie z Niemcami było możliwe dla wcześniejszych generacji?
Robert Kostro: Kiedy w latach 60. to pojednanie się rozpoczynało uczestniczyli w nim ludzie, którzy sami mieli dramatyczne doświadczenia związane z wojną, czego przykładem jest Władysław Bartoszewski albo wydawczyni „Die Zeit” Marion Doenhoff. To było na pewno bardzo trudne, ze względu na obciążenie rachunkiem krzywd. Oczywiście z biegiem czasu stawało się to coraz prostsze, zwłaszcza w latach 80., kiedy do głosu dochodziła nowa generacja wychowana po wojnie. Zmieniły się też relacje, bo Niemcy Zachodnie były wówczas dla Polaków synonimem wolności i zamożności.
PAP: Czy oficjalne deklaracje o polsko-niemieckim pojednaniu przekładają się na relacje między naszymi narodami?
Robert Kostro: Myślę, że relacje między narodami są dosyć dobre, czasami nawet lepsze niż te oficjalne. Statystyki pokazują, że Polacy traktują dzisiaj Niemców jako jeden z narodów, które raczej podziwiają, chociaż istnieją oczywiście również uprzedzenia. Wydaje się, że jest tu jednak pewna asymetria, bo Niemcy mają tego podziwu sporo mniej, a więcej lekceważenia, chociaż to się w ostatnim okresie zmienia. Sukces gospodarczy i względna stabilność polityczna Polski w porównaniu z wieloma krajami nie tylko Wschodniej Europy jest czymś co imponuje Niemcom. Coraz częściej tamtejsi publicyści pokazują Polskę jako przykład dla Niemiec.
Rozmawiała Anna Kondek-Dyoniziak (PAP)