27.05.2009 Kraków (PAP) - Zwycięstwo 4 czerwca było tylko częściowe, bo wybory nie były w pełni demokratyczne, ale w tej części okazały się "ogromnym zwycięstwem i psychologicznym przełomem dla społeczeństwa" - uważa Krzysztof Kozłowski.
W wyborach tych Kozłowski jako kandydat Komitetu Obywatelskiego zdobył mandat senatorski. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego został najpierw podsekretarzem stanu, a następnie ministrem spraw wewnętrznych.
Według niego, wybory 4 czerwca uzmysłowiły Polakom, że zwycięstwo nad komunizmem może być w zasięgu ręki. "Jest to bardzo ważny dzień w historii Polski, dzień w którym Polacy przekonali się, że można coś konkretnego uzyskać, że to nie są tylko marzenia" - powiedział PAP Kozłowski.
"Nie szliśmy do wyborów po władzę, szliśmy w przekonaniu, że będziemy silną opozycją kontrolującą komunistyczny rząd. Obiecywaliśmy tylko, że zrobimy wszystko, żeby tę kadencję skrócić, a następne wybory żeby były już całkowicie demokratyczne" - zaznaczył Kozłowski.
W jego opinii wybory 4 czerwca były przełomem psychologicznym nie tylko dla bloku solidarnościowego, ale także dla ówczesnej władzy komunistycznej, która "w tym momencie zwątpiła o swojej przyszłości".
"Do 4 czerwca byli przekonani, że nawet nie fałszowane wybory mogą wygrać. Okazało się, że w wyborczej demokratycznej konfrontacji są skazani na dotkliwą porażkę, to odebrało im wolę walki. Więc to po obu stronach był bardzo istotny przełom" - mówił były szef MSW.
Kozłowski unika wskazywania najważniejszego wydarzenia ostatniego 20-lecia, bo - jego zdaniem - był to ciągły proces, w którym kolejne przełomy były naturalnym następstwem wcześniejszych wydarzeń.
"Ta rewolucja była całkowicie bezkrwawa, ale tego rodzaju przemiany, radykalną zmianę ustroju politycznego, gospodarczego nazywamy rewolucyjnymi. Powstało wolne państwo, z wolnymi obywatelami, wolnymi mediami i gospodarką rynkową" - podkreślił.
Kozłowski wspominając czas wyborów, przypomniał historię z 4 czerwca. Kandydował on z Krakowa do Senatu, a jego bliski przyjaciel Jan Rokita - do Sejmu.
"Jako kandydaci przez cały maj bardzo intensywnie pracowaliśmy w ówczesnym województwie krakowskim, objeżdżając blisko 100 miejscowości. Byliśmy już bardzo tym zmęczeni, więc 4 czerwca zagłosowałem, pokręciłem się trochę po mieście i bardzo wcześnie poszedłem spać, aby odespać to wszystko" - mówił.
Jak przypomniał, obliczanie głosów trwało wtedy długo - wyniki głosowania miały być znane za dzień lub dwa. Jan Rokita wymyślił więc, że aby poznać przybliżone dane, sprawdzi w nocy wyniki w zamkniętych obwodach: jednostkach wojskowych i milicyjnych, szpitalach i więzieniach.
"O czwartej obudził mnie telefon, dzwonił Jan Rokita i po przyjacielsku powiedział: +słuchaj objechałem, znam wyniki z obwodów zamkniętych - to jest lawina, więc jeżeli oni mają szczyptę rozsądku i instynktu samozachowawczego, to powinni nas wygarnąć przed świtem i załatwić sprawę. Przygotuj w związku z tym szczoteczkę do zębów i sweter, bo to się w więzieniu przydaje+" - opowiadał Kozłowski.
"Doceniłem wnikliwość mojego przyjaciela, ale pomyślałem, że jak mają mnie zamknąć, to wcześniej się wyśpię i zasnąłem. Obudziłem się przed południem już w innej Polsce, gdzie tamta strona nie miała już woli i energii, żeby siłą opanować nową sytuację" - dodał były szef MSW. (PAP)
rgr/ mok/ jbr/