Na aukcji w domu aukcyjnym Partridge & Bray w Liverpoolu sprzedano w czwartek pamiątki należące do żydowskiego emigranta z Polski, który był jednym z pasażerów Titanica, przeżył zatonięcie statku i osiadł w San Francisco, gdzie zmarł w 1941 r.
Jak donoszą lokalne liverpoolskie media, emigrant podróżował pod nazwiskiem Bert Pickard. Urodził się w 1880 r. w Warszawie w rodzinie żydowskiej, jako Berk (Berek) Trembisky. Żył z wyrobu skórzanych toreb.
Na przełomie XIX i XX w. wyemigrował do Francji, a następnie pracował w Anglii. Tam udzieliło mu się wielkie podniecenie towarzyszące budowie Titanica i przygotowaniom do dziewiczego rejsu. Postanowił skorzystać z okazji i poszukać szczęścia za oceanem.
W 1912 r. 32-letni wówczas Pickard, płynący do USA w III klasie, w chwili zderzenia słynnego liniowca z górą lodową spał z towarzyszami w kajucie. Obudzony wstrząsem ubrał się by wyjść i zorientować się w sytuacji. Nie udało mu się już wrócić po rzeczy, bo stewardzi nie zezwolili mu na to.
Zdecydował więc pójść na najwyższy pokład. "Powiedziałem sobie, że jeśli statek ma zatonąć, to ja powinienem być jednym z ostatnich, który rozstanie się z życiem. Był to mój pierwszy, a zarazem najlepszy pomysł" – opowiadał później o okolicznościach swego ocalenia.
Korzystając z otwartych drzwi do II klasy i drabiny wszedł do I klasy, gdzie właśnie kończono spuszczanie szalup z kobietami i dziećmi i przystępowano do załadunku mężczyzn. W trakcie spuszczania szalupy ogarnął go strach, że się wywróci i wolał pozostać na statku, ale steward wyśmiał go. Grozę sytuacji uświadomił sobie obserwując przez pół godziny, jak Titanic się pogrąża.
Na RMS Titanic podróżowało 2224 pasażerów i członków załogi, z czego 1514 zginęło. Była to największa katastrofa morska w czasach pokoju. Setna rocznica zatonięcia statku obchodzona jest m. in. w Belfaście, Southampton, Cobh, Halifaxie i Nowym Jorku.
"Nikt na statku nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, nawet stewardzi, a jeśli wiedzieli, to nie dawali po sobie poznać (...) Sam zresztą nie dałbym wiary, że coś takiego (jak zatonięcie - PAP) może się stać" - mówił.
Z morza uratował go statek RMS Carpathia, który zabrał na pokład ok. 330 rozbitków z Titanica. Płynąc w szalupie Pickard był zawinięty w koc, który chronił go od zimna.
Kraciasty koc (tartan) z wyhaftowanymi literami WSL (od White Star Line – firmy, która zbudowała i była armatorem Titanica) zachował się w bardzo dobrym stanie i dzięki temu osiągnął na aukcji cenę 5400 funtów. Nabył go anonimowy nabywca licytujący przez telefon.
Na aukcji w Liverpoolu, gdzie White Star Line miała swoją siedzibę i Titanic był zarejestrowany, sprzedano łącznie sześć przedmiotów mających związek ze statkiem, który zatonął w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 r. Niektóre z nich należały swego czasu do Pickarda.
Jest wśród nich srebrne pamiątkowe pudełeczko na zapałki, bilet upoważniający do zajęcia miejsca za stołem w restauracji III klasy oraz złota odznaka pokładowego stewarda, która osiągnęła cenę 7 tys. funtów. Napis na odznace "Port 18" sugeruje, że jej posiadacz odpowiadał za kierowanie pasażerów do szalup okrętowych.
Pamiątki Pickarda znajdują się na rynku kolekcjonerskim od połowy lat 60. ub. wieku po tym, jak wyzbyła się ich rodzina. Na temat okoliczności katastrofy Pickard wypowiadał się na posiedzeniu komisji Senatu USA.
Na RMS Titanic podróżowało 2224 pasażerów i członków załogi, z czego 1514 zginęło. Była to największa katastrofa morska w czasach pokoju. Setna rocznica zatonięcia statku obchodzona jest m. in. w Belfaście, Southampton, Cobh, Halifaxie i Nowym Jorku. (PAP)
asw/ jm/