Złożeniem kwiatów i zapaleniem zniczy pod tablicą upamiętniającą likwidację obozu Romów i Sinti, utworzonego przez hitlerowców na terenie łódzkiego getta, uczczono w czwartek 77. rocznicę tych wydarzeń.
Obóz dla Romów i Sinti funkcjonował w Litzmannstadt Getto (Litzmannstadt - nazwa Łodzi w okresie II wojny światowej) od listopada 1941 r. do stycznia 1942 r. Obecnie przypomina o nim tablica umieszczona przed budynkiem dawnej kuźni przy ul. Wojska Polskiego, gdzie, co roku odbywają się uroczystości upamiętniające więźniów tego obozu.
Uczestnicy obchodów podkreślali m.in. potrzebę kultywowania pamięci o tragicznych wydarzeniach sprzed lat, o miejscu naznaczonym ludzką tragedią. Prezes Stowarzyszenia Centrum Doradztwa i Informacji dla Romów w Polsce Krystyna Markowska podkreśliła, że choć nienawidzi tego miejsca, to czuje się w wielkim obowiązku być tu, co roku, bo trzeba pamiętać o tej tragedii i przestrzegać przed powtórzeniem tej historii.
Z kolei wiceprezydent Łodzi Adam Wieczorek, zwrócił m.in. uwagę, że wolność człowieka, która - według niego - jest największą zdobyczą cywilizacyjną, uważana jest często za coś stałego. "Tymczasem miejsce, w którym się znajdujemy, pokazuje nam, jak bardzo wolność jest nietrwała, jak bardzo jest krucha. To miejsce, to symbol, jak człowiek potrafi drugiemu człowiekowi stworzyć piekło" - powiedział.
Jego zdaniem, znając fakty sprzed lat mamy obowiązek pamiętać o nich, bo często historia powtarza się, gdy o niej zapominamy.
W związku z czwartkowymi obchodami łódzkie Centrum Dialogu im. Marka Edelmana przygotowało specjalne zajęcia edukacyjne dla młodzieży poświęcone historii Romów i Sinti w czasie II wojny światowej oraz wykład o obozie cygańskim.
W łódzkich uroczystościach wzięli udział m.in przedstawiciele społeczności romskiej, ambasady austriackiej w Polsce, Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Łodzi. Był też abp. Grzegorz Ryś metropolita łódzki, władze miasta i województwa oraz mieszkańcy.
Historia obozu dla Romów i Sinti to jedna z najtragiczniejszych kart łódzkiego getta. Na jego terenie znajdowało się kilka budynków pozbawionych podstawowego wyposażenia – łaźni, toalet, mebli, naczyń itp. Obóz od getta oddzielały podwójne zasieki z drutu kolczastego i głęboka fosa; okna zabito deskami. Stłoczonych w pięciu kamienicach Romów pozbawiono jedzenia, ogrzewania i odpowiedniej ilości wody pitnej.
Przywieziono tu ponad 5 tys. Romów i Sinti z Bungerlandu, pogranicza austriacko-węgierskiego. Wśród tych osób ponad połowę stanowiły dzieci, od najmłodszych do kilkunastoletnich. Warunki w tym obozie były makabryczne. Bardzo szybko wybuchła epidemia tyfusu i ponad 700 osób zmarło w tych kamienicach.
Ofiarą tragicznych warunków panujących w obozie byli nie tylko przetrzymywani więźniowie, ale również m.in. jego komendant SS-Oberscharfierer Eugen Jansen, który 23 grudnia 1941 r. zmarł na tyfus, którym zaraził się podczas inspekcji obozu. W związku z tym, a także z obawą rozprzestrzenienia się choroby na "aryjską" część miasta, w styczniu 1942 r. władze niemieckie podjęły decyzję o likwidacji obozu.
Dla Romów i Sinti oznaczało to śmierć. Od 5 do 12 stycznia 1942 roku 4300 mężczyzn, kobiet i dzieci wywieziono do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Tam zostali zagazowani w przystosowanych do masowych mordów samochodach. Nikt nie przeżył.
Niemcy utworzyli Litzmannstadt Getto w lutym 1940 r. jako pierwsze na ziemiach polskich włączonych do Rzeszy. Łącznie przebywało tam ok. 220 tys. osób. Do getta trafiło wielu żydowskich intelektualistów z Polski, Czech, Niemiec, Austrii i Luksemburga. Całkowita likwidacja getta nastąpiła w sierpniu 1944 r. Ostatni transport odjechał z Łodzi do obozu Auschwitz-Birkenau 29 sierpnia 1944 r. Według różnych źródeł, z łódzkiego getta ocalało jedynie 7-13 tys. osób. (PAP)
autor: Jacek Walczak
jaw/ agz/