2011-05-24 (PAP) - Według historyków, obława augustowska z lipca 1945 r. to największa po II wojnie światowej niewyjaśniona zbrodnia dokonana na Polakach. Nazywana jest czasem "podlaskim Katyniem". Bez wieści zaginęło 600 działaczy podziemia. Gdzie ich pochowano, wciąż nie wiadomo.
Operacja wojskowo-policyjna przeprowadzona w 1945 r. w północno-wschodniej Polsce miała na celu rozbicie podziemia antysowieckiego. Była realizowana głównie siłami Armii Czerwonej i NKWD, przy współudziale jednostek polskich, które - jak podawał pion śledczy IPN w materiałach związanych z obchodami 65. rocznicy tych wydarzeń - "działały jednak w bardzo ograniczonym zakresie".
Aresztowanych umieszczano w tzw. obozach filtracyjnych, przesłuchiwano, bito i torturowano. Przesłuchujący ich oficerowie sowieccy starali się ustalić, czy zatrzymani są członkami Armii Krajowej lub innej niepodległościowej organizacji, zbierali też informacje o innych takich działaczach.
Odbywała się selekcja zatrzymanych, zmieniano miejsca ich odosobnienia. Osoby uznane za działaczy podziemia trafiały do kolejnego miejsca uwięzienia, inne były po kilku, kilkunastu dniach zwalniane. Część zatrzymanych, w liczbie około 600, wywieziono w nieznanym kierunku.
Dr Jan Jerzy Milewski, pracownik IPN i Uniwersytetu w Białymstoku w publikacji na temat obławy zwraca uwagę, że doszło do niej na terenie podzielonym w latach 1939-41 między okupację sowiecką i niemiecką; bardzo doświadczonym w czasie II wojny światowej, o olbrzymiej liczbie inicjatyw konspiracyjnych i najintensywniejszych walkach latem 1944 r., w ramach akcji „Burza”, w całym okręgu białostockim.
Wiele z tych akcji było przeprowadzanych wspólnie ze specjalnym oddziałem dywersyjno-rozpoznawczym partyzantki sowieckiej, co niektórzy uznają za jedną z głównych przyczyn późniejszych nieszczęść, bo doprowadziło to do dekonspiracji części struktur AK - uważa Milewski.
Jak podaje, wiosną 1945 roku, gdy linia frontu przesunęła się na zachód i liczba wojsk sowieckich zmniejszyła się, polskie podziemie wznowiło aktywniejsze działania, tworzyły się na nowo oddziały partyzanckie. Od początku marca do lipca 1945 roku - według sprawozdania Wojewódzkiej Rady Narodowej w Białymstoku – podziemie niepodległościowe w województwie przeprowadziło 186 akcji, większość na posterunki MO i urzędy gminne. Ginęli też żołnierze sowieccy.
W związku z tym władze zwróciły się do strony sowieckiej o pomoc w zaprowadzeniu porządku. Armii Czerwonej zależało na tym z jeszcze jednego powodu: chodziło o bezpieczeństwo na szlakach komunikacyjnych z zachodu na wschód. Dlatego sowieci zdecydowali się na przeprowadzenie akcji pacyfikacyjnej w północnej części województwa białostockiego.
Jakich sił użyto, dokładnie nie wiadomo. Zdaniem Milewskiego, powtarzana przez wielu historyków liczba 45 tys. żołnierzy Armii Czerwonej "wydaje się być zawyżona". Bardzo istotną rolę w całej akcji odegrali funkcjonariusze z lokalnych UB i Milicji Obywatelskiej oraz ich tajni współpracownicy, którzy dostarczali informacji, spełniali rolę przewodników. W działaniach wzięło też udział ok. 160 polskich żołnierzy.
Milewski podaje, że pierwsze aresztowania miały miejsce od 12 lipca, w niektórych wsiach po kilku, kilkunastu dniach były powtarzane. Historycy uważają, że druga fala aresztowań była konsekwencją informacji uzyskanych podczas brutalnych przesłuchań, którym zostały poddane osoby aresztowane wcześniej. Jako datę ostatnich zatrzymań podaje 26-28 lipca.
Różne były sposoby i okoliczności zatrzymania: w domu, w pracy, na drodze, w polu. W Jaziewie (pow. augustowski) zwołano zebranie wiejskie, a następnie aresztowano jego uczestników. Milewski pisze, że ogólna liczba wstępnie zatrzymanych nie jest znana: źródła rosyjskie mówią o ok. 7 tys. osób (pion śledczy IPN podaje liczbę 1,9 tys. osób zatrzymanych).
W jego ocenie, porównywanie obławy do zbrodni katyńskiej nie jest nadużyciem, bo z niektórych względów była ona nawet bardziej dramatyczna. "Miała miejsce w kilka tygodni po zakończeniu wojny w Europie, była przeprowadzona w zasadzie w stosunku do ludności cywilnej, jej ofiarami było co najmniej 27 kobiet (niektóre były w ciąży) i około 15 osób młodocianych" - podkreśla Milewski.
Poszukiwania zatrzymanych rozpoczęły najpierw rodziny, potem zakłady pracy zaczęły upominać się o pracowników, a intensywne starania podjęły władze samorządowe najniższego szczebla. Szczególnie aktywna była Rada Gminy i wójt w Gibach (stąd aresztowano ok. 90 osób). Pisano pisma, specjalna delegacja pojechała do Bolesława Bieruta.
Do Bieruta, a nawet do Stalina i ONZ, pisały również pojedyncze osoby, sporadycznie zawiadamiano o zaginięciu prokuraturę, ale najczęściej prowadzono poszukiwania przez Polski Czerwony Krzyż. Bez skutku.
Po roku 1956, mimo zmiany sytuacji politycznej, nadal bliskim zaginionych nie udawało się dowiedzieć niczego na ten temat. Ponownie wszczynano śledztwa, ale znowu bardzo szybko je umarzano.
Latem 1987 roku przeprowadzono ekshumację nieznanych szczątków ludzkich w uroczysku Wielki Bór niedaleko Gib. Przypuszczano wówczas, że są to szczątki zaginionych w obławie. Powstał wówczas Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 roku. Materiały zebrane przez komitet są w aktach śledztwa w sprawie obławy, prowadzonego przez pion śledczy IPN. W Gibach wzniesiono pomnik upamiętniający ofiary obławy. (PAP)
rof/ abe/ gma/