27.05.2009 Warszawa (PAP) - Zdaniem Janusza Onyszkiewicza opozycja solidarnościowa, mimo świadomości historycznej wagi wyników wyborów z 4 czerwca 1989 r., nie mogła wyraźnie podkreślać swojego sukcesu. Władze PRL miały bowiem pewne formalne podstawy, by wybory unieważnić - ocenił. Onyszkiewicz, obecnie europoseł Partii Demokratycznej-demokraci.pl, dwadzieścia lat temu zdobył - jako kandydat strony solidarnościowej - mandat posła na tzw. Sejm kontraktowy.
Według niego władza mogła unieważnić wybory, ponieważ nie udało się w nich wybrać 460 posłów. "To był pewien pretekst, by te wybory unieważnić. Może nie był on specjalnie mocny, ale jednak nie był też zupełnie bez żadnych szans" - mówił Onyszkiewicz.
4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze w powojennej historii Polski częściowo wolne wybory do Sejmu oraz całkowicie wolne do przywróconego Senatu. Były one rezultatem kontraktu, jaki władze PRL i solidarnościowa opozycja zawarły przy Okrągłym Stole. Kontrakt zakładał, że wolne miały być wybory do Senatu. W Sejmie 35 proc. mandatów miało zostać obsadzonych w wolnych wyborach, a 65 proc. było zagwarantowanych dla rządzącej w PRL PZPR i jej sojuszniczych ugrupowań - ZSL i SD.
"Dlatego właśnie, gdy dziennikarze zachodni pytali mnie, kiedy będzie wielkie party tryumfalne, powiedziałem im: +Nie będzie żadnego party. Idziemy do domu a jutro z powrotem do roboty+" - mówił Onyszkiewicz, który był również rzecznikiem prasowym NSZZ "Solidarność". Jak ocenił, trzeba było "niejako uspokoić władze przez powstrzymanie się od tryumfalistycznych deklaracji, że w tej oto chwili dokonuje się zmiana historyczna w Polsce".
Zdaniem Onyszkiewicza wybory 4 czerwca 1989 r. "to był dzień absolutnie historyczny nie tylko dla historii Polski, ale też dla całej Europy, dlatego że tego dnia w kraju kluczowym dla funkcjonowania całego bloku sowieckiego komunizm właściwie się skończył".
Nawiązał do słów aktorki Joanny Szczepkowskiej, która 28 października 1989 r. zaproszona do "Dziennika Telewizyjnego" na rozmowę o dokonaniach artystycznych na zakończenie rozmowy, powiedziała nagle: "Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm".
"Pani Szczepkowska słusznie powiedziała, chociaż my oczywiście tego typu deklaracji oficjalnie złożyć nie mogliśmy" - zaznaczył Onyszkiewicz.
Onyszkiewicz mówił też, że dla opozycji wynik wyborów był wielką niewiadomą. "Wiedzieliśmy jak niesłychanie ryzykowne było to całe przedsięwzięcie, które się nazywało Okrągłym Stołem. W związku z tym sam wynik wyborów był ogromną ulgą. Okazało się bowiem, że warto było to ryzyko podjąć" - mówił.
Jak powiedział, on sam wynik wyborów przyjął z poczuciem ogromnej ulgi i satysfakcji, ale także ogromnego napięcia, związanego z tym, że - jak mówił - "trzeba było przystąpić do konsumpcji szans płynących z tego zwycięstwa i nie wolno ich zmarnować".
Onyszkiewicz wspominał też, że w okresie kampanii wyborczej przyjechali do Polski - by doradzać opozycji - przedstawiciele firmy, która organizowała kampanię m.in. prezydenta Francji Francois Mitteranda. "Zaprojektowali nam kampanię wyborczą, która kompletnie nie pasowała do ówczesnych nastrojów społecznych" - powiedział.
"To miałaby być według nich kampania pod znakiem +uśmiechnij się, włóż różowe okulary, będzie lepiej, my to załatwimy+" - wspomina Onyszkiewicz. "Tymczasem wtedy w Polsce te wybory to była sytuacja plebiscytu, walki o zmianę systemu" - podkreślił. "Muszę powiedzieć, że było dla mnie dosyć trudne powiedzieć tym renomowanym fachowcom od prowadzenia kampanii wyborczej, że to, co oni zaproponowali, do niczego się nie nadaje" - dodał.
Wspominając okres kampanii wyborczej przed wyborami w 1989 r. Onyszkiewicz jako niezwykle znamienne określił jedno ze swoich pierwszych spotkań z mieszkańcami Przemyśla.
"Kampanię prowadziłem w Przemyślu - w mieście, w którym się wychowywałem. W czasie pierwszego wiecu wyborczego chciałem zachęcić wszystkich, by zadawali mi pytania i pokazać im, że od tej pory dyskusja polityczna w Polsce będzie wyglądać całkiem inaczej, niż to było do tej pory" - mówił.
Jak powiedział, jedno z pierwszych pytań, jakie wtedy otrzymał dotyczyło tego, kiedy Polska wróci do Lwowa. "Gdy je dostałem, rozległy się gromkie oklaski i pomyślałem sobie wtedy, że to jest już koniec mojej kampanii wyborczej. Musiałem przecież powiedzieć, że nie wrócimy do Lwowa. Owszem, będziemy tam powracać, jednak już nie jako rządzący do miasta, które jest znowu w granicach Polski" - mówił Onyszkiewicz.
"Przedstawiłem wszystkie racje, jakie za tym przemawiały, powołując się także na przykłady Wrocławia i Szczecina. Ogromną satysfakcją było dla mnie, że po tym moim długim i dosyć gorącym wystąpieniu dostałem również gorące brawa" - zaznaczył.
Onyszkiewicz dodał, że frekwencja wyborcza była dla niego pewnym rozczarowaniem. W pierwszej turze wyborów głosowało 62 proc. uprawnionych.
"Tłumaczyliśmy sobie to wtedy w ten sposób, że skoro był dotychczas przymus, by chodzić na wybory - przymus może niespecjalnie egzekwowany, ale jednak panowało przekonanie, że trzeba iść na wybory, bo mogą być kłopoty - więc w sytuacji, gdy ten strach zniknął, spora liczba osób do wyborów nie poszła" - wspominał Onyszkiewicz.
"Jak się później okazało, było to tłumaczenie zbyt optymistyczne" - ocenił. W jego opinii "Polacy po prostu, gdy odzyskali niepodległość, zamknęli się w swoich własnych sprawach i nie angażują się w działalność społeczną czy polityczną".
Jako najważniejsze wydarzenia minionego dwudziestolecia Onyszkiewicz uznał: powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, wprowadzenie reform gospodarczych Leszka Balcerowicza, a także wejście Polski do NATO i Unii Europejskiej.
W ocenie Onyszkiewicza Polacy mogą patrzeć na minione dwadzieścia lat z poczuciem ogromnej satysfakcji. "Jedyne co pozostawia osad goryczy to fakt, że polskie życie polityczne w dalszym ciągu jest niesłychanie rozchwiane, a jego standardy są nadal niskie" - zaznaczył. (PAP)
mzk/ ura/ jra/