Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zapowiedział w niedzielę, że "po raz kolejny" wystąpi z wnioskiem o delegalizację ONR. Będę też nawoływał prezydentów innych miast, aby wnioskowali o delegalizację tej organizacji – dodał. Jest to reakcja na zjazd i marsz ONR w Gdańsku.
W sobotę po południu - w ramach obchodów 84. rocznicy powstania Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR) - ulicami centrum Gdańska przeszło, według policji, do 400 osób ubranych na czarno, ze sztandarami z symbolem falangi. Niektórzy maszerowali z zasłoniętymi twarzami. Skandowali hasła: "wielka Polska to nasz cel", "tylko ONR", "znajdzie się kij na lewacki ryj", "PiS, PO jedno zło", "śmierć wrogom ojczyzny", "o wielką Polskę wywalczymy, świętą wiarę obronimy". Wcześniej w historycznej Sali BHP odbył się ogólnopolski zjazd ONR.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zapowiedział podczas niedzielnej konferencji prasowej, że wystąpi "po raz kolejny" z wnioskiem o delegalizację Obozu Narodowo-Radykalnego. "Będę też nawoływał prezydentów innych polskich miast, aby wnioskowali o delegalizację tej organizacji" – dodał. Przekonywał, że "to co wydarzyło się w Gdańsku, w świetle obowiązującego prawa, może się też odbyć w każdym mieście".
"Jako gdańszczanie jesteśmy oburzeni, że organizacja ta do tej pory jest organizacją legalną; odnosimy wrażenie, że obóz rządzący PiS rozciągnął parasol ochronny nad ONR i innymi radykalno-narodowymi organizacjami w naszym kraju" – powiedział Adamowicz. Pytał dlaczego państwo polskie toleruje "organizacje jednoznacznie nawiązujące do przedwojennych nacjonalistyczno-faszystowskich tradycji".
Poinformował też, że będzie oczekiwał "wyjaśnień od ministra spraw wewnętrznych, czy ONR jest pod ochroną państwa polskiego".
Adamowicz pytany o to, dlaczego ONR otrzymał zgodę na organizację wydarzenia powiedział, że gdański ratusz został w tej sprawie "oszukany". "Na zgłoszeniu o zgromadzeniu było nazwisko prywatnej osoby, mieszkanki jednej z gdańskich dzielnic, nie było ani słowa o tym, że to rocznicowe uroczystości ONR" – tłumaczył prezydent. "W uzasadnieniu pani wpisała, że zgromadzenie będzie dotyczyć +istoty zachowań narodowych i niepodległościowych oraz w przestrzeni publicznej w Polsce+" - powiedział samorządowiec.
Zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Gdańsku Krzysztof Domagalski poinformował, że zgłoszenie o zgromadzeniu wpłynęło do urzędu miasta 14 marca, zgodnie z ustawą o zgromadzeniach publicznych. "Taki wniosek niezwłocznie jest publikowany w biuletynie informacji publicznej i po sprawdzeniu formalnym jest przekazywany do Komendy Miejskiej Policji" – przypomniał. Zwrócił uwagę, że "gmina nie może sama prowadzić dochodzenia w stosunku do osób zgłaszających zgromadzenie jak również (...) dopytywać o cel zgromadzenia".
Adamowicz przekonywał, że w procedurze dotyczącej zgłoszenia o zgromadzeniu "nie ma żadnego niedopatrzenia urzędników". Zaznaczył, że "samorząd nie ma prawa ani możliwości, żeby rozpracowywać osobę składającą wniosek w celu zbadania np. jej powiązań z ONR". "Tchórzliwi członkowie ONR nie mieli odwagi złożyć wniosku o manifestacji, skryli się za kobietą, która złożyła wniosek nie podając pełnego celu" - ocenił prezydent Gdańska.
"Gdyby którykolwiek z miejskich urzędników wiedział, że za tą panią M.K. kryje się ONR, to każdy wydałby decyzję negatywną ze względu na ksenofobiczny, nacjonalistyczny charakter tej organizacji, której hasła nawołują do niezgody wobec ludzi innych ras, przekonań religijnych" – zapewnił.
Podkreślił, że samorząd wykonuje istniejące prawo. "Ustawa o zgromadzeniach została niedawno zaktualizowana przez PiS, m.in. zlikwidowano system zgód na rzecz zgłoszenia, co oznacza, że gmina nie wydaje żadnej zgody, wystarczy tylko ją zawiadomić" – tłumaczył. "Gmina może jedynie wydać decyzję negatywną, wtedy organem rozpatrującym nie jest wojewoda, jak było przed nowelizacją, tylko sąd okręgowy" – dodał.
W jego ocenie "opłacane przez nas wszystkich służby podległe ministrowi spraw wewnętrznych okazały się równie bezsilne, zostały +wykiwane+ przez ONR". "Po co te służby, skoro nie jesteśmy uprzedzani przed takimi wydarzeniami?" - pytał samorządowiec.
Wytknął też policji, że nie reagowała na zachowanie uczestników sobotniego marszu. "Funkcjonariusze nie widzieli niczego zdrożnego we wznoszonych hasłach i okrzykach i nie wnioskowali do urzędnika o rozwiązanie zgromadzenia" - mówił Adamowicz. "Policja jest scentralizowanym ramieniem rządu i jeżeli rząd nie daje sygnału, że dla ONR nie ma miejsca w Polsce, to policja zachowuje się dość biernie" – wskazywał Adamowicz.
Odnosząc się do zorganizowania zjazdu ONR w historycznej Sali BHP prezydent Gdańska ocenił, że "jest to niebywały skandal". "Ludzie Solidarności od wczoraj przeżywają szok (...) budynek, w którym jest Sala, od wielu lat jest własnością NSZZ Solidarność i jest pytanie, co przewodniczący Piotr Duda na to" – dodał. "To jakiś niebywały śmiech historii, niebywała kpina z Lecha Wałęsy, z Andrzeja Gwiazdy, Anny Walentynowicz i tych tysięcy stoczniowców, którzy wtedy strajkowali i którzy byli dalecy od nacjonalizmu, wrogości, ksenofobii" - uznał prezydent Gdańska.
Głos w sprawie zjazdu ONR zabrał też w niedzielę Lech Wałęsa. "Czy o takie +wartości+ Polacy walczyli w Grudniu 1970 i Sierpniu 1980 w Gdańsku? Pytam się kiedy ich PiS zdelegalizuje? Na co wszyscy czekają aż oni przejmą władze? Czy jesteście ślepi i tego nie widzicie czy udajecie że nie widzicie?" - pyta były prezydent na Twitterze.
St. Aspirant Mariusz Chrzanowski z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku poinformował PAP, że zgromadzenie ONR było legalne. "W przemarszu mogło uczestniczyć do 400 osób, a w zapewnianiu bezpieczeństwa brało udział ok. 40 funkcjonariuszy" - poinformował. Powiedział, że nie doszło do żadnych incydentów związanych z przemarszem. (PAP)
Autor: Bożena Leszczyńska
bls/ mkr/