W Paryżu podczas uroczystego odsłonięcia tabliczki z nazwą "Plac Marka Edelmana" wiele miejsca poświęcono bohaterstwu doktora i jego towarzyszy z powstania w getcie warszawskim. Mówiono też o współczesnym antysemityzmie.
Imię Marka Edelmana jednogłośnie nadała temu miejscu Rada Paryża w lutym ub.r. Na inaugurację niewielkiego placu w XI dzielnicy Paryża przybyło około stu osób, wśród nich radni paryscy, były minister i założyciel stowarzyszenia „Lekarze Świata” Bernard Kouchner czy Bernard Guetta, korespondent dziennika "Le Monde” w epoce Solidarności.
Na honorowym miejscu powiewała flaga Bundu (Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego - żydowskiej partii socjaldemokratycznej), którego ideom Edelman wierny był do końca życia. Podkreślano jego zaangażowanie demokratyczne, walkę z totalitaryzmem i udział w zrywie Solidarności. Ceremonię zakończono odśpiewaniem hymnu Bundu.
Mer XI dzielnicy Paryża Francois Vauglin zwrócił uwagę, jak wiele nazw ulic i miejsc w tej części stolicy Francji nawiązuje do Ruchu Oporu i jego bohaterów i że Marek Edelman ma wśród nich swoje naturalne miejsce.
Socjalistyczny radny przypomniał następnie los Polaków i Żydów w II wojnie światowej, wysoko oceniając opór bojowników getta warszawskiego. Podkreślił, że uzbrojeni po zęby Niemcy na trzy dni planowali likwidację powstania, ale bić się musieli przez niemal miesiąc.
W imieniu rodziny Edelmana wystąpił mieszkający w Paryżu jego syn Aleksander. Wspominał "niepoprawność polityczną" ojca, którego nazwał "świadkiem końca żydostwa europejskiego”, obrońcą „nowej Masady” (ostatniej twierdzy żydowskiej, przez trzy opierającej się oblężeniu Rzymian) i „strażnikiem świątyni”, gdy zdecydował się na pozostanie w Polsce.
Doktor Edelman był w słowach swego syna "człowiekiem, który wszystkim przeszkadzał, bo nigdy nie mówił tego, czego się po nim spodziewano". Aleksander Edelman z naciskiem stwierdził, że „jedynie towarzysze walki – Polacy i Żydzi rozrzuceni po świecie – nigdy się od niego nie odwrócili”.
Leopold Braunstein, prezes żydowskiego ośrodka kulturalnego im. Medema w Paryżu, które przedstawia się jako spadkobierca idei Bundu, mówił o „całkowitej obojętności wolnego świata” na walkę warszawskiego getta i o „bezczelności i nonszalancji” kilkuset młodych ludzi, którzy przeciwstawili się „nazistowskiej machinie śmierci” i którzy „na przekór wszystkiemu postanowili stawić opór i sami wybrać chwilę, w której umrą”.
Prezes Ośrodka Medema przypomniał, że Żydzi powstali również w wielu innych miastach - w Białymstoku, Wilnie, Częstochowie czy Kownie, że stawiali opór nawet w obozach śmierci. Upamiętnianie tych walk powinno „zamknąć usta tym, którzy powtarzają bezmyślnie, że Żydzi, jak barany do rzeźni, dawali się prowadzić na śmierć”.
Cytując wypowiedzi doktora Edelmana zapisane przez Hannę Krall w „Zdążyć przed Panem Bogiem”, Leopold Braunstein wspominał go jako człowieka nieceniącego bohaterstwa, dla którego „śmierć w komorze gazowej nie jest gorsza od śmierci w walce”, gdyż łatwiej jest umierać z palcem na cynglu.
Odsłaniając w XI dzielnicy Paryża tablicę z nazwą placu Marka Edelmana, „wydobywamy z zapomnienia całość żydowskiego ruchu oporu i szczególnie rolę Bundu” – zakończył prezes ośrodka Medema.
Patrick Bloche, wicemer Paryża do spraw edukacji, dzieci i rodzin podkreślił „spójną wielowymiarowość” postaci Edelmana, który przez całe życie był przede wszystkim wierny ideom Bundu, nigdy nie przestał być demokratą i we wszystkich okolicznościach pozostał Żydem, będąc jednocześnie Polakiem. „Od działalności konspiracyjnej i powstania w getcie, po Solidarność, nigdy nie zboczył z tej drogi”
W imieniu mer Paryża Anne Hidalgo wystąpił Patrick Klugman, jej zastępca do spraw stosunków międzynarodowych. Ten działacz lewicowy i były prezes Związku Żydowskich Studentów Francji wyraził przede wszystkim „radość i dumę” z tego, że „flaga Bundu powiewa w XI dzielnicy Paryża i że rozbrzmiewa tu hymn” tej lewicowej organizacji.
W środę, 4 kwietnia, minął rok od zabójstwa Sary Halimi, emerytowanej lekarki zamordowanej przez islamistę w jej mieszkaniu, kilka przecznic od placu Edelmana. 23 marca br. w tej samej XI dzielnicy młody muzułmanin zabił swą sąsiadkę, żydowską staruszkę, która jako dziecko niemal cudem uratowała się przed śmiercią w Auschwitz.
Wszyscy mówcy nawiązywali do tych tragicznych wydarzeń. Wicemer Bloche podkreślał konieczność walki z antysemityzmem, który wciąż daje znać o sobie, i przypomniał m.in. jego różne francuskie objawy.
Vauglin powiedział natomiast, że jego dzielnica „wciąż pełna jest bólu z powodu barbarzyństwa, które zabija w 75 lat po Szoa. I dodał: „kiedy zabija się Żyda, to jest to atak na każdego obywatela i na całą Republikę (francuską)”.
Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)
llew/ klm/ mc/