Człowiek który zawładnął wyobraźnią i historyczną pamięcią kilku pokoleń Polaków, wciąż nie daje o sobie zapomnieć.
Człowiek który zawładnął wyobraźnią i historyczną pamięcią kilku pokoleń Polaków, wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Nowa, szesnastotomowa edycja dzieł Melchiora Wańkowicza, oprócz utworów znanych i uznanych (takich jak monumentalna „Bitwa o Monte Cassino”, autobiograficzne „Szczenięce lata” czy przedwojenny bestseller „Na tropach Smętka”) zawiera również teksty, których akcja rozgrywa się na wschodnich rubieżach Rzeczpospolitej.
W sporej części są one opisem własnych przeżyć autora. Wańkowicz, urodzony niedaleko Mińska białoruskiego, w 1917 roku zaciągnął się w szeregi I Korpusu Polskiego w Rosji. Najpierw zasłynął z waleczności, potem z niesubordynacji. Razem z kilkoma innymi oficerami zawiązał spisek, wymierzony w generała Józefa Dowbora – Muśnickiego. Wojsko buntu nie poparło, przyszły król reportażu trafił do kozy i groził mu nawet sąd polowy. W „Strzępach epopei” Wańkowicz pastwi się nad generałem, który odmówił podjęcia walki z okupującymi Kresy Niemcami. Współcześni historycy skłaniają się jednak do opinii, że w ówczesnej sytuacji polityczno-militarnej byłby to krok samobójczy.
Zdobycie przez Dowborczyków Bobrujska i Mińska było zwiastunem starcia odradzającej się Rzeczpospolitej z bolszewikami. „Improwizowana wojna” ustąpiła miejsca wojnie regularnej. Przedstawiając jej epizody Wańkowicz posiłkował się relacjami żołnierzy, między innymi swego starszego brata Witolda. Pod piórem Wańkowicza obraz ofensywy Budionnego na Ukrainie nabrał barw znanych każdemu czytelnikowi Trylogii. W iście westernowej konwencji jest natomiast utrzymana historia pociągu pancernego zmierzającego z odsieczą do obleganego przez Ukraińców Lwowa.
Zgoła inne wrażenia pozostawia lektura, umieszczonego w tym samym, trzecim tomie Dzieł „Szpitala w Cichiniczach”. Wojenną apokalipsę oglądamy oczami młodej sanitariuszki z zajętego przez bolszewików polowego szpitala. Wańkowicz wykorzystał pamiętnik kuzynki, Zofii z Wańkowiczów Romerowej (miała ona o to później lekkie pretensje). Opis tragicznego losu Polaków na wschodzie w zamyśle pisarza był „wiązanką białego kwiecia rzuconą na grób Kresów”. Tym bardziej szkoda, że ta część jego literackiej spuścizny została na długo zapomniana, a film „Wrota Europy”, nakręcony w 1999 roku na kanwie „Szpitala w Cichiniczach” zniknął z ekranów kin tak samo szybko jak się na nich pojawił. Horror II wojny światowej przesłonił i na jakiś czas wręcz unieważnił dramat pokolenia, które wywalczyło niepodległość. Po trosze przyczynił się do tego sam Wańkowicz - współtwórca mitu obrońców Westerplatte, majora Hubala i zdobywców Monte Cassino. Z legendami polemizować trudno, poprzestańmy więc na dyplomatycznym stwierdzeniu, że literatura faktu korzysta ze źródeł historycznych, ale sama takim źródłem nie jest.
Dziś autor „Strzępów epopei” zażywa zasłużonej sławy klasyka reportażu, ostatniego przedstawicielem wygasłej tradycji szlacheckiej gawędy i mistrza słowa. Jego książki są dobrą odtrutką na współczesną, dramatycznie zubożoną (by nie rzec schamiałą) polszczyznę. Pod tym względem nic się nie zmieniło - Wańkowicz nadal krzepi.
Wiesław Chełminiak
Melchior Wańkowicz, „Strzępy epopei. Szpital w Cichiniczach. Wrzesień żagwiący. Po klęsce”, wydawca: Prószyński i S-ka