19.10.2009 Warszawa (PAP) - W końcową fazę wchodzi trwający od 2001 r. proces w sprawie masakry robotników Wybrzeża z grudnia 1970 r., w którym odpowiada m.in. gen. Wojciech Jaruzelski. W poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie zaczął jedną z ostatnich czynności w procesie, tzw. zaliczanie materiału dowodowego.
Jednocześnie sąd w trakcie tych czynności, które mogą zająć wiele rozpraw, przesłucha ostatniego już świadka. Będzie też odczytywał na wniosek obrony niektóre zeznania świadków nieżyjących lub tych, którzy nie mogą się stawić. Ponadto sąd ma jeszcze rozpoznać wniosek obrony o powołanie biegłych konstytucjonalistów.
W zeszły czwartek sąd wznowił proces po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej chorobą sędziego. Od czerwca br. prowadzący proces sędzia Piotr Wachowicz przebywał na zwolnieniu lekarskim. Jego kłopoty ze zdrowiem już wcześniej powodowały przerwy w procesie. Na razie rozprawy wyznaczono do końca października; mają się odbywać niemal codziennie.
Obrona Jaruzelskiego i Kociołka wniosła o ograniczenie - z powodu ich złego zdrowia - czasu rozpraw z ich udziałem do 2 godzin. Sam Jaruzelski zapewniał, że "nie jest w stanie agonalnym".
We wrześniu br. o ten przedłużający się proces pytała sejmowa komisja sprawiedliwości. Wiceminister sprawiedliwości Piotr Kluz powiedział posłom, że "po stronie sędziego referenta leży szereg przyczyn, które sprawiają, że przewlekłość postępowania jest już rażąca". Kluz zaznaczył, że ewentualna zmiana sędziego (w składzie nie ma zapasowego) oznaczałaby, iż proces musiałby ruszyć od początku, ale sędzia miał deklarować, że dokończy sprawę do końca roku.
W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r. W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie ruszał; na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r. W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy, gdzie jesienią 2001 r. ruszył na nowo - sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano.
Dziś na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier Stanisław Kociołek (obaj byli w poniedziałek w sądzie) i trzej dowódcy jednostek wojska. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie. 86-letni Jaruzelski wiele razy mówił, że proces zakończy się z "powodów biologicznych". Od ośmiu lat trwają żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prokuratora Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150.
W akcie oskarżenia napisano, że tylko Rada Ministrów mogła podjąć decyzję o użyciu broni, a w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich.(PAP)
sta/ wkr/ jra/