Proces ws. zburzenia zabytkowej zajezdni tramwajowej w Łodzi ruszył we wtorek. Na ławie oskarżonych zasiadł Romana B. - właściciel terenu zajezdni, któremu prokuratura zarzuca zniszczenie zabytku wpisanego do gminnej ewidencji poprzez polecenie jego rozbiórki.
Przed sądem Roman B. nie przyznał się do winy i zapowiedział, że na tym etapie postępowania nie będzie składał wyjaśnień. Grozi mu kara do pięciu lat więzienia. Na pierwszej rozprawie sąd przesłuchał m.in. Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
Sprawa wróciła do Sądu Rejonowego dla Łodzi Widzewa po tym, jak łódzki sąd okręgowy - po zażaleniu prokuratury - uchylił postanowienie sądu rejonowego o umorzeniu postępowania. Uznał, że decyzja ta była przedwczesna.
Podczas procesu sąd będzie musiał rozstrzygnąć m.in. czy oskarżony właściciel miał świadomość, że niszczy zabytek. Ten temu konsekwentnie zaprzecza.
Zajezdnia z zespołem hal postojowych u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kilińskiego powstała w 1928 r. Została wpisana do gminnej ewidencji zabytków. Trzy lata temu teren został sprzedany prywatnemu inwestorowi; w styczniu 2011 obiekt zamknięto, a tramwaje przeniesiono do innych zajezdni w mieście.
Zajezdnia z zespołem hal postojowych u zbiegu ulic Dąbrowskiego i Kilińskiego powstała w 1928 r. Została wpisana do gminnej ewidencji zabytków. Trzy lata temu teren został sprzedany prywatnemu inwestorowi; w styczniu 2011 obiekt zamknięto, a tramwaje przeniesiono do innych zajezdni w mieście.
Kilka miesięcy później Wojewódzki Konserwator Zabytków nakazał wstrzymanie prac rozbiórkowych na terenie zajezdni, ponieważ prowadzono je bez jego zgody. We wrześniu ubiegłego roku właściciel terenu rozebrał jednak budynki. W związku z tym WKZ złożył na policję zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Później do prokuratury wpłynęło też zawiadomienie b. ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego oraz sześciorga łódzkich radnych.
Po wyburzeniu budynków Roman B. przesłał do mediów oświadczenie, w którym podkreślił, że "ruiny te służyły tylko podejrzanym elementom zbieraczy złomu, którzy systematycznie rozbierali stalowe konstrukcje". Zaznaczył, że teren jest prywatny, a decyzja o wpisaniu budynku do rejestru zabytków została uchylona prawomocnym wyrokiem Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
Do tego argumentu przychylił się także Sąd Rejonowy dla Łodzi Widzewa, który na początku maja umorzył postępowanie przeciw Romanowi B. "wobec braku znamion czynu zabronionego". Sąd uznał, że oskarżony działał w przekonaniu, że niszczy rzecz, która nie jest zabytkiem.
Od tego postanowienia odwołała się prokuratura, która domagała się przeprowadzenia procesu. Zdaniem śledczych zebrane dowody wskazują, że oskarżony wiedział, że niszczy zabytek i dopuścił się przestępstwa zniszczenia zabytkowej zajezdni.
Według prokuratury wynikająca z przepisów Ustawy o ochronie zabytków definicja zabytku nie uzależnia możliwości uznania danej nieruchomości za zabytek od dokonania wpisu do jakiejkolwiek ewidencji czy rejestru. Zgodnie z tą definicją zabytek to nieruchomość lub rzecz, której zachowanie "leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową". Takie wymogi - zdaniem śledczych - spełnia zajezdnia, która w 2007 r. ujęta została także w gminnej ewidencji zabytków.
W ocenie prokuratury Roman B. wiedział także o tym, że kupiony przez niego obiekt jest zabytkiem. W 2011 roku właściciel stwierdził bowiem, że w związku z postępująca dewastacją zajezdni, której nie mógł zapobiec oraz brakiem możliwości zaadaptowania obiektu na nową działalność gospodarczą, zaproponował przekazanie go po opiekę Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Łodzi.
Za zniszczenie zabytku grozi kara do pięciu lat więzienia i nawiązka na cele społeczne w wysokości do 30-krotnego minimalnego wynagrodzenia. (PAP)
szu/ abr/