15.12.2010. Gdańsk (PAP) - Zdaniem prof. Jerzego Eislera, uczestnika konferencji "Korzenie Solidarności. Grudzień '70", zorganizowanej w Sali BHP Stoczni Gdańskiej przez Europejskie Centrum Solidarności, ważne i niewyjaśnione do tej pory aspekty Grudnia `70 mogą znaleźć rozwiązanie w archiwach Moskwy, do których polscy historycy nie mają dostępu.
"To, czego jeszcze nie wiemy o Grudniu '70 znajduje się w archiwach poradzieckich w Rosji. To jest jedna wielka czarna dziura. Znaczenie tzw. czynnika radzieckiego w badaniach nad Grudniem '70 nie jest bez znaczenia. Pewnie już nie za mojego życia, ale wierzę, że chociaż dla moich naukowych wnuków, te materiały będą dostępne" - powiedział dziennikarzom prof. Eisler.
Eisler podkreślił, że władza radziecka miała w tym czasie niemalże "relacje na bieżąco" nt. sytuacji na Wybrzeżu.
"17 grudnia wiedziano na Kremlu, że tego dnia wiceminister obrony narodowej Grzegorz Korczyński latał śmigłowcem nad Gdynią i rzucał w tłum granaty i petardy łzawiące. Mieli też informację, że ten sam generał strzelał też z kałasznikowa, co akurat nie było prawdą" - wyjaśnił historyk.
Eisler dodał, że wiadomo jest także, iż 16 grudnia na posiedzeniu Biura Politycznego KPZR jej ówczesny przywódca Leonid Breżniew podniósł temat ewentualnego następcy Gomułki. Przyjęto wówczas jednogłośnie, że PZPR powinien kierować Edward Gierek.
"Kiedy Leonid Breżniew rozmawiał przez telefon z Wiesławem Gomułką mówił np. o podpalaniu w Gdańsku czołgów i transporterów opancerzonych, a premier radziecki Aleksander Kosygin nie mógł się nadziwić, co za kretyn posłał czołgi na ulicę, chyba, że - jak mówił - tylko po to, żeby je podpalano" - powiedział Eisler.
Historyk mówił też o stopniu odpowiedzialności gen. Wojciecha Jaruzelskiego, ówczesnego szefa MON, za masakrę robotników w 1970 r.
"W tamtym czasie generał był człowiekiem z numerem 20 lub 25 w państwie. Nie był sekretarzem KC, ani nawet zastępcą biura politycznego. Co innego w grudniu 1981 r. kiedy był człowiekiem, od którego wszystko zależało. Generał chciał np. użyć w Gdańsku myśliwców, które lecąc nisko miały odstraszać demonstrantów. Wraz z szefem Sztabu Generalnego uważali, że lepiej ogłuszać ludzi niż do nich strzelać. Gomułka skwitował to krótko: takie samoloty powybijałyby wszystkie szyby w mieście" - powiedział Eisler.
Eisler dodał, że Gomułce podsunięto fałszywą notatkę, iż w Trójmieście zabito dwóch milicjantów. "Na jej podstawie ówczesny sekretarz PZPR zarządził, żeby zrobić tam porządek i wprowadzić wojsko. To nie znaczy wcale, że chcę w ten sposób usprawiedliwiać Gomułkę" - zaznaczył.
O mitach i stereotypach narosłych wokół Grudnia '70 mówił na konferencji dr Michał Paziewski ze Szczecina. Przypomniał m.in., że zdarzające się do dziś w mediach takie eufemizmy jak "wydarzenia, zajścia, zamieszki" są powielane za PRL-owską propagandą.
Paziowski zwrócił też uwagę na błędy, jakie trafiają się zawodowym historykom. "Norman Davies w swojej książce +Boże igrzysko+ podaje np., że w grudniu 1970 r. zginęło ok. 300 osób. A Wojciech Roszkowski pisze o 800 ofiarach (w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby - PAP)" - dodał.
W opinii Paziowskiego, największym kłamstwem dotyczącym Grudnia '70 było przekonanie o przebieraniu się milicjantów za żołnierzy. "Ci, którzy tak twierdzili nie wiedzieli, że odzież moro używana przez milicję i wojsko była bardzo podobna. Podtrzymywaniu tego mitu służył też wysoki prestiż wojska w społeczeństwie i wiara, że żołnierz nigdy nie wystąpi przeciwko robotnikowi" - wyjaśnił historyk. (PAP)
rop/ ls/