Odszedł ostatni I sekretarz KC PZPR. Było ich siedmiu i dzisiaj po tej stronie życia nie ma już żadnego z nich. Można powiedzieć, że historia PZPR w pewnym sensie została domknięta – mówi PAP prof. Jerzy Eisler, historyk z IPN.
Jak wskazuje prof. Eisler, Stanisław Kania przede wszystkim był człowiekiem, który był w PZPR przez cały okres istnienia tej partii, od początku do jej końca. „Był typem partyjnego polityka-gracza, ale niekoniecznie w złym tego słowa znaczeniu” – ocenia historyk.
Badacz wielokrotnie miał okazję rozmawiać ze Stanisławem Kanią. „Oczywiście nigdy nie ukrywałem dzielących nas różnic. Natomiast on, można powiedzieć, miał do mnie zaufanie. Rzeczywiście rozmawialiśmy o rzeczach, o których rzadko przywódcy partyjni chcieli rozmawiać” – mówi.
Jerzy Eisler w swoich książkach i artykułach cytował jedną z rozmów. „Kiedyś rozmawialiśmy o zakresie władzy I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wiadomo, że PRL była niesuwerenna, że rzeczywisty i główny decyzyjny ośrodek władzy znajdował się na Kremlu. On powiedział coś bardzo mądrego: +Przecież, kiedy byłem I sekretarzem i spotykałem się z Leonidem Breżniewem, to on na mnie podnosił głos, pokrzykiwał, zachowywał się chwilami arogancko, ale jednocześnie kiedy ja mówiłem, tłumaczyłem nasze racje, on słuchał i mówił: +No dobrze, przekonałeś mnie. Bez twojego udziału nie będziemy interweniować+” – opowiada historyk.
Prof. Eisler wspomina jeszcze jedną rozmowę, w czasie której Kania powiedział: „Jak będą panu mówili, że cóż ja mogłem, cóż to ode mnie zależało, że wszystko, to i tak Rosjanie – to niech pan nie wierzy. Ich pozycja była ogromna, ale I sekretarz KC PZPR miał zawsze jakieś swoje argumenty i mógł przynajmniej przedstawiać swoje racje. Nie inaczej było ze mną”.
Jak ocenia w rozmowie z PAP prof. Jerzy Eisler, Stanisław Kania kilka razy w historii PRL odegrał niewątpliwie rolę pozytywną. W ocenie historyka był jednym z tych ludzi, którzy doprowadzili do przerwania tragedii Grudnia ’70. „To on z wiceministrem spraw wewnętrznych Franciszkiem Szlachcicem pojechali wieczorem 18 grudnia do Katowic, do Edwarda Gierka i tam go przekonywali, że musi stanąć na czele PZPR, że odsunięcie od władzy Władysława Gomułki jest nie jedynym, ale pierwszym najważniejszym krokiem na drodze do przerwania rozlewu krwi” – tłumaczy prof. Eisler.
Drugi raz Kania odegrał pozytywną rolę w okresie tzw. pierwszej „Solidarności” w latach 1980–1981, kiedy był I sekretarzem KC PZPR. Eisler wskazuje, że nawet wśród historyków badających PRL funkcjonuje określenie „koncepcja Kani”. Jak wyjaśnia, ta koncepcja polegała na rozwiązaniu polskiego kryzysu – sporu „Solidarność”–partia – za pomocą środków politycznych, a nie wojskowych. „Kania kiedyś powiedział mi, że można używać nawet bardzo brutalnego języka, bardzo ostrych sformułowań w jednej sytuacji – jeżeli z góry wykluczyło się używanie siły broni palnej, strzelania do ludzi. Wtedy można używać mocnych, agresywnych, ostrych słów, bo te słowa nie zamienią się w ołów. Natomiast bez tego zastrzeżenia podgrzewa się i nakręca atmosferę, co może spowodować, że nastąpi jeszcze większa eskalacja konfliktu” – wyjaśnia historyk.
Stanisław Kania nie zdecydował się na wprowadzenie stanu wojennego, mimo że towarzysze na Kremlu, m.in. Leonid Breżniew, na niego naciskali i przekonywali go do tego. Również część tzw. towarzyszy z nurtu dogmatycznego w kraju namawiała go, żeby pokonać „Solidarność” za pomocą siły, rozwiązań wojskowo-milicyjnych, czyli do czegoś, czym w grudniu 1981 r. posłużył się gen. Wojciech Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny.
Prof. Eisler wskazuje też, że Stanisław Kania nie zdecydował się na wprowadzenie stanu wojennego, mimo że towarzysze na Kremlu, m.in. Leonid Breżniew, na niego naciskali i przekonywali go do tego. Również część tzw. towarzyszy z nurtu dogmatycznego w kraju namawiali go, żeby pokonać „Solidarność” za pomocą siły, rozwiązań wojskowo-milicyjnych, czyli do czegoś, czym w grudniu 1981 r. posłużył się gen. Wojciech Jaruzelski, wprowadzając stan wojenny.
„Muszę powiedzieć, że ze wszystkich siedmiu I sekretarzy KC PZPR, których opisałem w swojej książce, do Stanisława Kani miałem największe zaufanie. Przez wiele lat nadzorował aparat bezpieczeństwa oraz relacje z Kościołem katolickim. Potrafił być w tym bardzo ostry, nawet nieprzyjemny. Są publikowane jego rozmowy z duchownymi, kiedy on chwilami potrafił być naprawdę niesympatyczny, wręcz niegrzeczny wobec swoich kościelnych rozmówców. Może być tak, że gdzieś kiedyś wyjdzie jego zły czyn, ale może być i tak, że kiedyś wyjdą jakieś jego dobre z punktu widzenia interesu i polskiej racji stanu czyny. W kontekście jednak tego, co wiemy, dla mnie dzisiaj jest najważniejsze, że odszedł ostatni I sekretarz KC PZPR. Było ich siedmiu i dzisiaj po tej stronie życia nie ma już żadnego z nich. Można powiedzieć, że historia PZPR w pewnym sensie została domknięta” – podsumowuje prof. Jerzy Eisler.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp /