Nie było żadnej alternatywy, poza kapitulacją wobec władz rosyjskich. Taka postawa miałaby jednak fatalne skutki dla przyszłości sprawy polskiej, ponieważ mogłaby złamać samą ideę walki o niepodległość i doprowadzić do klęski moralnej społeczeństwa – mówi PAP historyk prof. Radosław Żurawski vel Grajewski.
Polska Agencja Prasowa: W odezwie Tymczasowego Rządu Narodowego wydanej pierwszego dnia zrywu czytamy, że „Polska nie może, nie chce poddać się bezopornie temu sromotnemu gwałtowi”, czyli brance. Czy Powstanie Styczniowe od początku było walką w obronie honoru zagrożonego działaniami zaborcy i nie miało szans powodzenia?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: To trudne pytanie. Jeśli chcielibyśmy znaleźć przesłanki przemawiające za wiarą w sukces powstania, trzeba byłoby stwierdzić, że wobec potęgi przeciwnika samotna walka, bez wsparcia zagranicy, nie miała szans. Jednakże rachuby na pomoc militarną mocarstw także ostatecznie zawiodły. Z dzisiejszej perspektywy trudno byłoby zakładać, że walka zakończy się zwycięstwem. Jest to jednak nasza obecna wiedza oparta na znajomości okoliczności wybuchu i przebiegu zrywu.
Nie miałbym natomiast pretensji do tych, którzy podejmowali decyzję o powstaniu w roku 1863. Na ich pogląd wpływał świeży wtedy sukces walki Włochów o zjednoczenie kraju w latach 1859–1860 – a zatem niedługo przed wybuchem insurekcji w Polsce. Był to pozytywny przykład osiągnięcia celów narodowych – zjednoczenia rozbitego politycznie Półwyspu Apenińskiego, ale także pozbycia się obcych austriackich wpływów. O tym sukcesie zadecydowała również pomoc Francji.
Od czasów Napoleona I Polacy przyzwyczaili się widzieć we Francji naturalną sojuszniczkę, która w sprzyjających okolicznościach przyjdzie im z pomocą. Świadczył o tym także świeży przykład aktywności II Cesarstwa Francuskiego w wojnie z Austrią, której rezultatem było zjednoczenie Włoch. Łatwo było uwierzyć, że i nam taka pomoc zostanie udzielona. Istniały jednak poważne różnice dotyczące warunków funkcjonowania sprawy polskiej i sprawy włoskiej w polityce międzynarodowej. Włochy graniczyły z Francją, więc jej wojska mogły szybko udzielić wsparcia swojemu sojusznikowi – Królestwu Sardynii. Poza tym przeciwnikiem Włoch było tylko jedno z mocarstw europejskich – Austria. Przeciw Polsce zjednoczyły wysiłki trzy mocarstwa rozbiorowe. To spostrzeżenie umykało polskiej opinii publicznej.
Decyzja o podjęciu walki zbrojnej nie wynikała wyłącznie z rachub dotyczących polskich możliwości militarnych i sytuacji międzynarodowej. Nie można wszystkiego zaplanować w zaciszu gabinetów i pchnąć naród do insurekcji wtedy, gdy wydaje się, że moment jest optymalny – np. w okresie wojny krymskiej. Wówczas powstanie nie wybuchło, mimo że dziś mogłoby się wydawać, iż okoliczności zewnętrzne były bardziej sprzyjające niż w roku 1863. Z Rosją walczyła wtedy koalicja mocarstw – Francji, Wielkiej Brytanii i Turcji, a potem jeszcze Sardynii. Kluczowa dla tak przełomowych chwil jest gotowość społeczeństwa do podjęcia działań insurekcyjnych. Powstanie Styczniowe nie wybuchło z dnia na dzień, ale w wyniku wydarzeń z lat 1860–1862, które rozbudziły nastroje patriotyczne. Społeczeństwo nie jest oddziałem wojskowym, któremu można rozkazać obudzenie się do jakiejś aktywności lub powrót do poprzedniego stanu.
Logika rozwoju wypadków od 1860 r. prowadziła do rozwiązania w postaci zbrojnej konfrontacji. To stało się jasne w momencie ogłoszenia przez Rosjan branki. Wybór był prosty: dać się aresztować i pójść „w sołdaty” na dwudziestopięcioletnią służbę wojskową w szeregach armii rosyjskiej lub rozpocząć bitwę. Jak wskazują opracowania prof. Wiesława Cabana, do domów po odbyciu służby wracało ok. 3 proc. poborowych. Można więc powiedzieć, że branka oznaczałaby utratę całego pokolenia. W okresie trzydziestu lat między powstaniami wcielono do armii rosyjskiej blisko 200 tys. młodych ludzi z samego tylko Królestwa Kongresowego. To argument, który należy wziąć pod uwagę, gdy rozmawiamy o oszczędzaniu krwi. Gdyby nie powstanie, Polska ponosiłaby także ogromne straty, ale byłyby one ponoszone „w ciszy”, a nie w walce. Jej synowie ginęliby, podbijając dla cara Kaukaz lub Azję Środkową. Można było zatem poddać się losowi lub chwycić za broń.
Młodzież zagrożona branką uciekała do lasów, tworząc oddziały powstańcze, które pozbawione broni i innych środków mogły przetrwać tam najwyżej kilka tygodni. Zapadła więc decyzja o rozpoczęciu walki mimo braku dostatecznego przygotowania. Pod tym względem Powstanie Styczniowe różniło się od Listopadowego. Brakowało nie tylko broni, lecz i wyszkolonych żołnierzy oraz oficerów. Także pora roku – zima – nie sprzyjała działaniom partyzanckim. Nie widzę jednak dla wybuchu zrywu żadnej alternatywy, poza kapitulacją wobec władz rosyjskich. Taka postawa miałaby jednak fatalne skutki dla przyszłości sprawy polskiej, ponieważ mogłaby złamać samą ideę walki o niepodległość i doprowadzić do klęski moralnej społeczeństwa. Były to trudne decyzje, można o nich spekulować, siedząc za biurkiem ponad półtora wieku później, ale wyobraziwszy sobie sytuację ludzi, którzy podejmowali walkę w roku 1863, sądzę, że podjęli ją słusznie. Nie mieli innego wyboru.
PAP: Bardzo szybko okazało się, że Petersburg może liczyć na pełną solidarność Berlina, później okazało się, że neutralność zachowa Wielka Brytania zainteresowana utrzymaniem stabilności politycznej na kontynencie. Czy jednak Rosja brała pod uwagę możliwość przyjęcia innej postawy przez Austrię lub Francję?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: Rozgrywka międzynarodowa wokół sprawy polskiej rozpoczynała się w momencie zbliżenia francusko-rosyjskiego trwającego od spotkania Napoleona III z Aleksandrem II w Stuttgarcie w 1857 r. Oba mocarstwa współpracowały m.in. w rozwiązaniu kwestii włoskiej. Rosjanie mieli pretensje do Wiednia, który w czasie wojny krymskiej zajął wobec Petersburga wrogą postawę. Poszukiwali więc możliwości odegrania się na Habsburgach za ich niewdzięczność, szczególnie że kilka lat wcześniej Rosja wsparła ich przeciwko Węgrom w czasie Wiosny Ludów.
Zbliżenie rosyjsko-francuskie trwało do roku 1863. Problemem dla jego trwałości okazała się sprawa polska, która od epoki napoleońskiej cieszyła się sympatią francuskiej opinii publicznej. Napoleon III chcąc utrzymać zbliżenie z Rosją, a jednocześnie nie narazić się własnej publiczności, musiał móc jej pokazać, że Petersburg łagodzi politykę wobec Polaków. Od Rosji oczekiwał dostarczenia mu potrzebnych do tego argumentów, ale był świadomy, że nie ulegnie ona żadnym oficjalnym naciskom nakłaniającym do liberalizacji polityki w Polsce. Rosjanie doskonale rozumieli grę Francji i jej cele. Czerpali korzyści ze zbliżenia z Francją, nie tylko mszcząc się na Habsburgach, lecz również osłabiając pozycję pokonanej w wojnie włoskiej Austrii na Bałkanach, gdzie mogli liczyć na wsparcie francuskie dla własnej polityki.
Tandem zgodnie działających owych dwóch wielkich mocarstw europejskich wzbudzał natomiast niepokój Londynu. Utrzymanie tego sojuszu mogłoby doprowadzić do narzucenia jego woli reszcie Europy, a tym samym marginalizacji Wielkiej Brytanii przy kolejnych rozstrzygnięciach różnych kwestii politycznych, tak jak to się stało w przypadku sprawy włoskiej. Można więc powiedzieć, że sprawa polska była narzędziem używanym w grze mocarstw europejskich, ale bez intencji jej rozwiązania. Był to jedynie element układanki międzynarodowej, istotny tylko jako część większej gry, której celem było dla każdego gracza coś zupełnie innego.
W momencie wybuchu Powstania Styczniowego zbliżenie rosyjsko-francuskie stanęło pod znakiem zapytania. Przetrwało ono do 8 lutego 1863 r. Zawarta wówczas prusko-rosyjska konwencja Alvenslebena dotycząca wspólnego zwalczania powstania sprawiła, że sprawa polska stała się przedmiotem porozumienia międzynarodowego. Nie można już było twierdzić, że to wewnętrzna sprawa Rosji. To dało Napoleonowi III pretekst do zmontowania koalicji, która wspólnie interweniowałaby dyplomatycznie na rzecz sprawy polskiej. Była to jednak inicjatywa, której ostrze Napoleon III pragnął wymierzyć w Berlin, a nie Petersburg. Jego celem było sięgnięcie po „naturalną” granicę Francji, czyli Ren. Sprawa polska miała być jednym z narzędzi do jego realizacji.
Dlatego Napoleon III namawiał Brytyjczyków do wspólnej interwencji dyplomatycznej w Berlinie. To spowodowało kontrakcję Londynu, który dostrzegł w tej sytuacji dobrą okazję do zniszczenia porozumienia rosyjsko-francuskiego. Poparł więc interwencję na rzecz sprawy polskiej, ale wykonywaną w Petersburgu, wskazując, że to tam jest klucz do jej rozwiązania. Napoleon III nie mógł wycofać się ze swojej inicjatywy, a to zniszczyło jego porozumienie z Rosją. Brytyjczycy osiągnęli swój cel.
Natomiast Austria pozostawała w bardzo delikatnym położeniu. Jako jedyna z mocarstw, poza Prusami, miała granicę lądową z Rosją. Francja czy Wielka Brytania zawsze mogły bezpiecznie wycofać się z wojny z imperium rosyjskim, bo nie mogło ono im bezpośrednio zagrozić militarnie. Możliwe było jednak uderzenie na Austrię. W Wiedniu patrzono na Powstanie Styczniowe do pewnego momentu dosyć przychylnie, ale tylko jako na sytuację, która dostarcza kłopotów Rosji i osłabia jej aktywność na Bałkanach – istotnym dla Habsburgów obszarze potencjalnej ekspansji.
Daleko było więc do udzielenia bezpośredniej pomocy powstańcom. Austria postanowiła grać na dwóch fortepianach. Przyłączyła się do interwencji na rzecz sprawy polskiej, ale wręczając Rosjanom notę, jej dyplomaci ustnie tłumaczyli, że nie mają żadnych złych zamiarów, a tym samym dezawuowali swój krok polityczny. Jednocześnie Austria w przeciwieństwie do Prus nie uszczelniła granicy, wydano jedynie rozkazy rozbrajania oddziałów, które chroniły się w Galicji, ale nie przewidziano żadnego działania na wypadek przekraczania kordonu zaborczego przez odziały powstańcze organizowane w Galicji i zmierzające na teatr działań wojennych w zaborze rosyjskim. Przez wiele miesięcy Galicja była zatem zapleczem rekrutacyjnym i materiałowym dla powstańców.
Wszystkie interwencje dyplomatyczne Zachodu okazały się nieskuteczne. Rosyjski minister spraw zagranicznych książę Aleksandr Gorczakow wytrzymał presję, podejmując dyskusję tylko po pierwszej – kwietniowej – nocie mocarstw, aby doczekać do jesieni, bo było jasne, że wówczas – ze względu na porę roku – nie nastąpią już żadne kroki militarne, a do wiosny 1864 r., jak miał nadzieję, powstanie zostanie stłumione.
Jednak dla opinii publicznej, która nie znała treści not dyplomatycznych i nie była świadoma różnic stanowisk między interweniującymi, sam fakt wystąpienia trzech mocarstw w sprawie polskiej był sygnałem narastania konfliktu i zapowiedzią wojny. Tę rozgrywkę dyplomatyczną niewielu z biorących w niej udział graczy zakończyło sukcesem. Z pewnością najsłabiej wypadła Austria, która zraziwszy ponownie Rosję, ostatecznie nie zdecydowała się na sojusz z Francją dla poparcia Powstania Styczniowego. W jej sytuacji wewnętrznej każda wojna mogła prowadzić bowiem do nieobliczalnych dla niej konsekwencji. Jednocześnie w Petersburgu utwierdzono się w przekonaniu, że Wiedeń jest nielojalnym partnerem, a właściwie wrogiem. W ten sposób Austria znalazła się w izolacji politycznej. Prusy, które początkowo były w dramatycznej sytuacji zagrożenia wojną ze strony Francji, ostatecznie wyszły z niej obronną ręką, a w Petersburgu zostały uznane za wiarygodnego sojusznika. To nie pozostało bez wpływu na postawę Rosji w czasie wojny prusko-austriackiej (1866) i francusko-pruskiej (1870–1871). Można powiedzieć, że w 1863 r. Prusy rozpoczęły drogę do zjednoczenia Niemiec przy życzliwej postawie Petersburga, który wbrew swojemu interesowi nie przeciwstawił się na czas tym planom.
Francja zniszczyła swoje zbliżenie z Rosją, nie nawiązawszy sojuszu z Austrią, i też znalazła się w izolacji. W Wiedniu pamiętano ponadto o nielojalności Francji wobec jej włoskiego sojusznika porzuconego w 1859 r. przed osiągnięciem ustalonych wcześniej celów wojennych, co kazało traktować ideę sojuszu z Paryżem z dużą dozą ostrożności. Brytyjczycy zawsze podejrzewali Francję o dążenie do hegemonii na kontynencie. Przez pryzmat tychże dążeń postrzegali również sprawę polską. Byli gotowi współczuć Polakom i przyznawać im moralną rację, ale obawiali się, że odbudowanie Polski w granicach z 1772 r. będzie równoznaczne z odbudową silnego państwa blisko związanego z Paryżem, a zatem krokiem w kierunku hegemonii Francji na kontynencie. Natomiast utworzenie odrębnego od Rosji Królestwa Polskiego w granicach z 1815 r. postrzegano jako scenariusz pozytywny, tworzący barierę ochronną zmniejszającą wpływy Petersburga w Europie.
Jednak Londyn zdawał sobie sprawę, że realizacja tej idei wymagałaby wojny, a na nią w drugorzędnej dla jego interesów kwestii polskiej nikt nad Tamizą nie był gotowy. Brytyjczycy zrealizowali swój główny cel – rozbili związek Francji i Rosji, ale ich prestiż międzynarodowy znacząco ucierpiał po odrzuceniu interwencji dyplomatycznej przez Rosję i okazał się zbyt mały, by w kolejnym roku powstrzymać najazd państw niemieckich na Danię. W ten sposób nieoczekiwanym zwycięzcą rozgrywki dyplomatycznej zostały Prusy.
PAP: Mówi się, że Powstanie Styczniowe było ostatnią próbą odbudowy dawnej Rzeczypospolitej składającej się z trzech lub dwóch narodów. Czy była to próba podjęta zbyt późno i czy jej klęska wpłynęła na kształtowanie się nowoczesnych narodów – polskiego, litewskiego i ukraińskiego?
Prof. Radosław Żurawski vel Grajewski: Powstanie Styczniowe przyspieszyło procesy, do których z pewnością doszłoby również, gdyby ono nie wybuchło. Trudno powiedzieć, czy była to próba spóźniona. Już Wiosna Ludów była przełomem dla większości narodowości europejskich, które pozostawały pod obcym panowaniem. W przypadku tej części Europy dotyczyło to szczególnie Rusinów, którzy jeszcze wtedy nie używali dla samookreślenia terminu „Ukraińcy”. Pozostałe ruchy narodowe rozpoczęły swój rozwój po Powstaniu Styczniowym. „Auszrę”, pierwsze czasopismo ukazujące się po litewsku, wydawano na początku lat osiemdziesiątych. Kilkanaście lat wcześniej Litwini licznie uczestniczyli w Powstaniu Styczniowym, walcząc pod trójdzielnym herbem z Orłem Białym, Pogonią i Michałem Archaniołem. Zaznaczały się już jednak dość wyraźne tendencje do odrębności, ale pojmowanej jako litewskość polityczna, a nie etniczna. Litwa była rozumiana jako Litwa historyczna, czyli terytorium zamieszkane przez Polaków, Litwinów i Rusinów. Przedstawiciele tych trzech grup mieli prawo do określania się jako Litwini, tak jak robił to Adam Mickiewicz. Narody oparte na identyfikacji etnicznej dopiero zaczynały się kształtować.
Najsłabiej przebudzenie narodowe przeżywali Białorusini. W momencie wybuchu Powstania Styczniowego istniały już zaczątki elit narodu białoruskiego. W wyniku zrywu zostały bez wyjątku zniszczone w walce lub zesłane na Syberię. Proces budowania narodu został więc opóźniony o jedno pokolenie.
Z pewnością już wówczas nie było powrotu do Rzeczypospolitej w kształcie z wieku XVIII, gdy nie istniały jeszcze tego rodzaju ruchy narodowe. Jednak w 1863 r. wciąż myślano o odrodzonym państwie w granicach z 1772 r., bo innego wzoru nie było. Oczywiście zdawano sobie sprawę, że w tych ramach kwestia ukraińska nie może być rozwiązana, bo zasięg tej grupy narodowej wykraczał poza wschodnią granicę Rzeczypospolitej. Powstanie nigdy nie osiągnęło etapu, który wymagałby takich rozstrzygnięć, zwłaszcza że zryw na Ukrainie był znacznie słabszy niż na Litwie. Tamtejsza ludność chłopska prezentowała często wrogą postawę wobec powstańców, a nawet aktywnie występowała u boku Rosjan. Na Litwie i na zachodniej Białorusi ruch powstańczy był bardzo silny, a wiele oddziałów miało charakter chłopski i było dowodzonych przez etnicznych Litwinów. Masowość ruchu insurekcyjnego w tych regionach była porównywalna lub nawet większa niż w Królestwie Polskim.
Podsumowując, powiedziałbym, że na odtworzenie Rzeczypospolitej było być może za późno lub był to ostatni moment. Jeśli udałoby się osiągnąć ten cel, to z pewnością później trzeba byłoby podjąć kluczowe decyzje rozszerzające niezależność narodów i poszczególnych części tej nowej Rzeczypospolitej. Nie mogłoby to być państwo polskie, ale już polsko-litewsko-ruskie. Pojawiłaby się konieczność zorganizowania na nowych zasadach wzajemnych relacji tych trzech narodów. Z pewnością jednak ich życie narodowe nie było możliwe do pomyślenia w ramach imperium rosyjskiego. Jedyną szansą było wybicie się na niepodległość. Zbyt daleko idącą spekulacją jest rozważanie kształtu takiego niepodległego bytu.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /