Uważano, że to ludzie zrzuceni z Anglii mogą bardzo mocno wesprzeć podziemie w kraju, ze względu na to, że będą posługiwać się najnowszymi metodami - powiedział o Cichociemnych historyk prof. Zbigniew Wawer.
Cichociemni byli żołnierzami Polskich Sił Zbrojnych. Podczas II wojny światowej byli desantowani do okupowanej Polski w celu prowadzenia partyzanckiej walki głównie z Wehrmachtem i jednostkami specjalnymi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy oraz organizowania i szkolenia ruchu oporu w kraju. Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano 82 loty. Spośród 316 Cichociemnych zginęło 112.
Według historyka prof. Zbigniewa Wawra idea utworzenia Cichociemnych powstała wśród polskich oficerów już po zakończeniu wojny obronnej 1939 roku. "We Francji, kiedy to w memoriałach kierowanych do sztabu Naczelnego Wodza PSZ przez dwóch kapitanów - Kalenkiewicza i Górskiego - były zawarte sugestie, że wywołanie powstania powszechnego w kraju będzie wymagało posiadania odpowiedniej kadry" - powiedział.
"W ogóle idea Kalenkiewicza i Górskiego dotyczyła tworzenia polskich oddziałów spadochronowych. Oni uważali, że powinna powstać polska jednostka spadochronowa, która w momencie kulminacyjnym wesprze powstanie powszechne w kraju" - zaznaczył prof. Wawer.
Jak tłumaczył, przydatność oddziałów desantowych prowadzących dywersję na tyłach przeciwnika została udowodniona podczas kampanii na Zachodzie w 1940 roku. "Szczególnie kampania w Belgii pokazała, jaką rolę spełniają żołnierze jednostek specjalnych. Największy nacisk na jednostki specjalne położyli Niemcy. Oprócz dywizji spadochronowej posiadali też pułk +Brandenburg+, który działał w przebraniu żołnierzy różnych państw i który działał zrzucony na tyłach wroga, miał prowadzić paraliż informacyjny, paraliż komunikacyjny" - wyjaśnił.
Według Wawra pomysły Jana Górskiego i Macieja Kalenkiewicza znalazły uznanie w oczach gen. Władysława Sikorskiego - naczelnego wodza i premiera rządu na uchodźstwie. "Generał Sikorski po klęsce Francji jednak stwierdził, że jeżeli Polska ma liczyć się w II wojnie światowej i polskie wojsko ma przyjść z Zachodu do kraju, to musi być wojskiem nowoczesnym. Tę nowoczesność oprócz lotnictwa stanowiły wojska pancerne i powietrznodesantowe" - mówił.
"W sztabie naczelnego wodza jeszcze we Francji powołano do życia Oddział VI - to jest współpracy z krajem. Oddział ten w Wielkiej Brytanii rozpoczął współpracę z SOE (Special Operations Executive - Kierownictwo Operacji Specjalnych), z jego wydziałem polskim. SOE szkoliło brytyjskich agentów, żołnierzy do zrzucania na tyły wroga w różnych państwach" - wyjaśniał Wawer. SOE - jak tłumaczył - zajmowało się też dostarczaniem broni dla państw okupowanych.
"Oddział VI i sztab naczelnego wodza uważali, że trzeba szkolić ludzi dla wzmocnienia Polskiego Państwa Podziemnego, oddziałów polskich w kraju i rozpoczęto kursy różnego typu" - stwierdził. Były to m. in. kursy wywiadowcze, radiołączności, legalizacji dokumentów, kursy saperskie. "Tych kursów było bardzo dużo, gdyż uważano, że to ludzie zrzuceni z Anglii mogą bardzo mocno wesprzeć podziemnie w kraju ze względu na to, że będą posługiwać się najnowszymi metodami" - wyjaśniał rozmówca PAP.
Zbigniew Wawer przekonywał, że Cichociemni musieli przestrzegać rygorystycznych zasad zachowania poufności. "Ich koledzy w czasie wojny nie wiedzieli, że oni przechodzili specjalne kursy" - zapewniał. Kurs Cichociemnych przeszło ponad siedmiuset żołnierzy. Mniej niż połowa została przerzucona na tereny okupowane. Pozostali wrócili do "zwykłych" jednostek i walczyli na froncie zachodnim. "Zawsze mnie interesowało, że w czasie walk na froncie zachodnim nie bano się, że taki oficer dostanie się do niewoli i na przykład może zdradzić pewien system szkolenia" - mówił Wawer.
Historyk tłumaczył, że Cichociemni w szczególności współpracowali z wywiadem Armii Krajowej, ale byli też kierowani jako dowódcy do oddziałów partyzanckich. "Znaleźli się w komórkach legalizacyjnych, gdzie fałszowano dokumenty, ale jednak największa grupa trafiała do wywiadu" - podkreślał.
10 października w Baniosze-Wsi niedaleko Warszawy odbywa się uroczystość upamiętniająca zrzut Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej na placówkę "Kanapa". Na skraju lasu na kamieniu umieszczona ma być tablica poświęconą pamięci załogi samolotu Halifax JP–181C z 1586 eskadry RAF złożonej z polskich załóg oraz ekipie 4 Cichociemnych spadochroniarzy. W uroczystości uczestniczy Aleksander Tarnawski - ostatni żyjący cichociemny. (PAP)
mni/ ksk/