Członkowie rodzin 59 marynarzy, którzy w trakcie drugiej wojny światowej zginęli na pokładzie brytyjskiego okrętu podwodnego HMS Narwhal, spotkali się z polskimi odkrywcami, którzy na dnie Morza Północnego odnaleźli jego wrak.
HMS Narwhal zaginął w lipcu 1940 r. w czasie jednej z misji prowadzonych na Morzu Północnym. Los okrętu był nieznany. Wiosną ub.r. na wrak jednostki na dnie Morza Północnego, ok. 225 km na wschód od szkockiego wybrzeża, natrafiła polska ekspedycja "Santi Odnaleźć Orła", poszukująca legendarnego polskiego okrętu podwodnego ORP Orzeł.
W październiku ub.r. informację o znalezisku zamieszczono na forum internetowym poświęconym zaginionym wrakom, co wkrótce podchwyciły brytyjskie media. Wkrótce do Polaków zaczęli pisać także członkowie rodzin 59 marynarzy, którzy zginęli na HMS Narwhal.
Po kilku miesiącach planowania krewni załogi spotkali się w piątek w londyńskim "Ognisku Polskim" z polskimi odkrywcami, rozmawiając o historii Narwhala i Orła. Opowiadali wzruszające rodzinne historie i tłumaczyli, jak wiele dla nich znaczy, że po 77 latach mają pewność dotyczącą tego, gdzie znajduje się wrak z ciałami ich bliskich.
"To niezwykle ważne. Mam teraz 80 lat i jedyne wspomnienia o moim ojcu pojawiają się w formie zapętlonych obrazków i dźwięków. Nigdy nie myślałem, że to będzie możliwe" - tłumaczyła w rozmowie z polskimi mediami wzruszona Tamara Lo - córka kapitana HMS Narwal Ronalda Burcha.
"Emocje są niezwykle, niezwykle silne" - powiedziała. Przyznała też, że czuje się rozdarta tym odkryciem, bo nigdy nie spodziewała się choćby przez sekundę, że coś takiego się wydarzy. "Wojna jest beznadziejna" - mówiła łamiącym się głosem.
Kobieta przypomniała, że zanim jej ojciec został kapitanem Narwhala, służył przez pół roku na pokładzie polskiego okrętu podwodnego ORP Wilk, za co został odznaczony przez polski rząd na uchodźstwie.
Tomasz Stachura z "Santi Odnaleźć Orła" podkreślał, że jedna z uczestniczek przyjechała nawet na wydarzenie specjalnie z Paryża. "Ludzie poświęcili czas, żeby się spotkać, ale w sumie się im nie dziwię - wreszcie, po 77 latach, mają okazję się poznać" - powiedział.
Jak dodał, jego załoga przygotowuje się, aby w niedługiej przyszłości zanurkować do wraku w celu uzyskania zdjęć i nagrań pokładu, a także zostawienia pamiątki - może tabliczki - upamiętniającej osoby, które zginęły na pokładzie.
"Jesteśmy zdeterminowani i powinniśmy to zrobić, bo inaczej to będzie niedokończona historia. Dopóki tam nie zejdziemy i będzie ten jeden procent niepewności, (dotyczącej identyfikacji wraku), to będziemy źle spali" - tłumaczył.
Stachura zaznaczył, że na dnie Morza Północnego leży 130 niemieckich jednostek, 45 brytyjskich i tylko jedna polska - ORP Orzeł. "Prędzej czy później tego Orła znajdziemy" - zapewnił.
Jak zaznaczył, poszukiwanie i identyfikacja wraków jest "jak rozwiązywanie nieprawdopodobnie ciekawych rebusów", które wymagają ścisłej współpracy całej załogi, m.in. hydrografów, nurków, historyków. "Tam leży niesamowita masa historii do rozwiązania" - dodał.
"Pamiętam, jak wiele lat temu Tomasz przyszedł do mnie i powiedział, że szuka Orła. Spytałem: gdzie on jest? Odpowiedział, że na Morzu Północnym, ale nie wie, gdzie dokładnie. Nie mogłem w to uwierzyć i spytałem: słyszałeś kiedyś zwrot o poszukiwaniu igły w stogu siana? Bo to jest dokładnie to, co chcesz zrobić" - tłumaczył w rozmowie z polskimi mediami brytyjski nurek Lee Bishop, który współpracuje z Polakami.
Jak dodał, w tym rejonie "leży więcej wraków statków na kilometr kwadratowy, niż gdziekolwiek indziej na świecie".
Lee, który planuje wziąć udział w misji zejścia do HMS Narwhal, podkreślił, że będzie to "wyjątkowe wyzwanie", wymagające najlepszego dostępnego sprzętu.
"Kiedy nanieśliśmy to wszystko na wykres, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to będzie naprawdę poważne nurkowanie. Wrak znajduje się 240 km od brzegu, na głębokości 94 metrów. Tymczasem większość osób nurkujących z aparatem tlenowym nigdy w życiu nie było poniżej 30 metrów" - tłumaczył.
Lee podkreślił, że przygotowanie wyprawy będzie wymagało wsparcia ze strony sponsorów i innych instytucji, m.in. w celu wynajęcia odpowiedniej łodzi, której "koszty przypominają długością numer telefoniczny", a także uzyskania niezbędnych pozwoleń, bo wrak HMS Narwhal znajduje się niespełna 80 metrów od gazociągu.
Jednocześnie członkowie załogi "Santi Odnaleźć Orła" zapowiadają kolejne ekspedycje mające na celu znalezienie polskiego okrętu podwodnego.
ORP Orzeł został zbudowany w okresie międzywojennym, głównie dzięki składkom polskiego społeczeństwa. 1 września 1939 roku wypłynął na Bałtyk, by zabezpieczać polskie wybrzeże przed ewentualnym desantem niemieckim od strony morza. 15 września okręt zawinął do Tallina, by wysadzić chorego kapitana. Jednostka została internowana, zabrano z niej dziennik pokładowy, mapy i część uzbrojenia. W nocy polscy marynarze porwali okręt z estońskiego portu i kierując się mapami narysowanymi z pamięci popłynęli w kierunku Anglii.
Po czterdziestodniowym rejsie, ściganemu przez niemiecką flotę i bombardowanemu przez niemieckie samoloty okrętowi udało się wejść do bazy Rosyth na wybrzeżu Wielkiej Brytanii. ORP Orzeł został przydzielony do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Zimą wychodził wielokrotnie na patrole i służbę konwojową. 8 kwietnia 1940 roku zatopił niemiecki transportowiec wojskowy Rio de Janeiro, przewożący żołnierzy i sprzęt wojskowy, czym przyczynił się do zdemaskowania przygotowywanej przez Hitlera inwazji na Norwegię. Wieczorem 23 maja 1940 roku załoga okrętu wypłynęła w swój kolejny patrol na Morze Północne. Z tej misji jednostka już nie wróciła.
Z Londynu Jakub Krupa (PAP)
jakr/ mobr/ pad/