Nowy prezydent Ukrainy może poprawić relacje z Polską, jednak na razie nie ma podstaw, by sądzić, że będzie ona priorytetem w polityce zagranicznej Wołodymyra Zełenskiego – uważa szefowa kijowskiego ośrodka analitycznego Centrum Nowa Europa Alona Hetmanczuk.
"W Warszawie naprawdę oczekiwano na nowego ukraińskiego prezydenta. Najpierw na Julię Tymoszenko, która prowadziła w sondażach (...), a potem i na Zełenskiego, według modnego w tym roku ukraińskiego trendu +żeby tylko nie Petro+" - napisała w czwartek w blogu na portalu Ukrainska Prawda.
Omawiając stosunki polsko-ukraińskie pod kątem wyzwań i szans dla Zełenskiego, Hetmanczuk wyraziła opinię, że ustępujący prezydent Petro Poroszenko "kategorycznie nie odpowiadał" oczekiwaniom Warszawy.
"(...) Na którymś etapie uznano go po prostu za niezdolnego do porozumienia. (...) Chodziło przede wszystkim o najbardziej toksyczny temat w dwustronnym dialogu, czyli kwestie historyczne. Nie można było także mówić o jakiejś +chemii+ między Poroszenką a (prezydentem Polski Andrzejem) Dudą" - stwierdziła.
Według autorki wynikiem prezydentury Poroszenki jest to, że Ukraina "dumnie prezentuje się jako jedyne państwo na świecie, które zakazało Polsce prowadzenia prac ekshumacyjnych na swoim terytorium". Hetmanczuk podkreśla, że odbija się to na innych dziedzinach współpracy i powoduje m.in., że premier Mateusz Morawiecki nie składa wizyt na Ukrainie.
"By przeprowadzić reset w relacjach (z Polską), prezydent Zełenski nie będzie mógł uniknąć rozwiązania tej kwestii. Zrozumiałe jest jednak, że dla pełnego ponownego startu potrzeba czegoś większego. Tematyka historyczna jest jedynie najbardziej widocznym symptomem kryzysu w stosunkach dwustronnych. Ogólnie chodzi już nie o kryzys wokół historii, lecz o kryzys wzajemnego szacunku" - pisze ekspertka.
Wyjaśnia, że dla Kijowa wyrazem braku szacunku jest sytuacja, "gdy ideolog partii rządzącej (w Polsce) mówi ukraińskiemu prezydentowi, że z Banderą Ukraina do Europy nie wejdzie". Podobnie jest - kontynuuje autorka - gdy "polscy partnerzy, zapewniając ukraińskich, że mają oni prawo do szanowania swoich bohaterów, nie zapominają przy okazji dopiec: czy Ukraina nie ma innych bohaterów prócz Bandery, z których można by zrobić bohatera narodowego?".
Zdaniem Hetmanczuk Warszawa ma jednak o wiele więcej powodów, by narzekać na Ukrainę. Po pierwsze - tłumaczy - ukraińskie kierownictwo nie traktuje Polski tak priorytetowo, jak Polska traktuje Ukrainę. Po drugie "doszło do pewnego zmniejszenia wagi Polski, która z wieloletniego adwokata Ukrainy stała się krajem między Kijowem i Berlinem".
Poza tym "ukraińskie elity polityczne niepoważnie odniosły się do objęcia władzy w Polsce przez partię Prawo i Sprawiedliwość", traktując ją jak "coś tymczasowego, co należy po prostu przeczekać (...)" - czytamy.
Hetmanczuk wytyka również władzom w Kijowie, że nowy ambasador Polski Bartosz Cichocki, który urzęduje na Ukrainie od 12 marca, nie miał dotychczas możliwości przekazania Poroszence oryginałów listów uwierzytelniających.
Ekspertka uważa, że lista wzajemnych pretensji jest długa i nie wszystkie one mają poważne podstawy. "Skąd jednak strona polska ma pewność, że za Zełenskiego będzie inaczej? Takiej pewności raczej być nie powinno" - podkreśla.
Zauważa przy tym, że ze strony Zełenskiego popłynęły już w stronę Polski pozytywne sygnały. "Osobiście wyrażał on wątpliwości, czy w ramach dekomunizacji tak wiele ulic należy nazywać imieniem Stepana Bandery" - pisze.
Zdaniem Hetmanczuk Polska nie powinna podnosić zbyt wysoko poprzeczki swoich oczekiwań. "Na początek jedną z pierwszych wizyt (jeśli nie pierwszą) nowy prezydent mógłby złożyć w Warszawie" - twierdzi. Tym bardziej - zauważa - że prezydent Duda pogratulował Zełenskiemu zwycięstwa jako pierwszy zagraniczny przywódca, a Ukraińcy głosujący w Polsce poparli w wyborach jego, a nie Poroszenkę.
"Ta wizyta mogłaby przypomnieć, że (...) istnieje też inny poziom relacji: rośnie handel, Polska popiera sankcje wobec Rosji, Ukraińcy rozwijają polską gospodarkę, a sama Polska pozostaje dla wielu z nich przykładem tej Europy, którą obiecywano zbudować im na Ukrainie (...)" - podkreśla analityczka.
Według Hetmanczuk Ukraina mogłaby wykonać wobec Polski gest, odwołując zakaz ekshumacji, jednak Polacy nie mogą liczyć na odwołanie przez Zełenskiego szefa ukraińskiego IPN Wołodymyra Wiatrowycza, którego mianuje i zwalnia rząd.
"Nie można zapominać prócz tego, że Zełenski startował w wyborach z hasłami zjednoczenia Ukrainy, dlatego polscy partnerzy powinni mieć świadomość, jak bardzo istotne są kwestie historyczne w regionach, gdzie jego pozycja nie jest tak silna jak na wschodzie czy południu Ukrainy" - czytamy.
"Tak czy inaczej dialog historyczny między Ukrainą i Polską trzeba będzie odnawiać na zasadach współpracy, a nie jednostronnych ustępstw czy moratoriów. Oznacza to, że żadna ze stron nie ma monopolu na prawdę historyczną, potępienie morderstw ludności cywilnej powinno być jednoznaczne i po obu stronach (...), a poszukiwania prawdy powinny odbywać się na podstawie porównania wiarygodnych faktów, a nie domysłów i manipulacji. Nie można zapominać przy tym o pokonaniu kryzysu wzajemnego braku szacunku" - podsumowuje szefowa Centrum Nowa Europa.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
jjk/ az/ mc/ mam/