W Żytomierzu na Ukrainie upamiętniono w piątek ofiary wielkich czystek stalinowskich z lat 1937-1938, w tym tzw. operacji polskiej NKWD, w wyniku której stracono 111 tysięcy osób, w większości Polaków.
Uroczystości, w których uczestniczyli przedstawiciele polskiej i czeskiej mniejszości Żytomierza, katolickie i prawosławne duchowieństwo oraz przedstawiciele miejscowych ukraińskich władz, odbyły się przed krzyżem - pomnikiem ofiar represji komunistycznych.
W latach 30. ubiegłego wieku znajdowała się tu kopalnia gliny, w której dokonywano egzekucji i gdzie w masowych grobach chowano rozstrzeliwanych ludzi.
„Tutaj nie ma ani jednej polskiej rodziny, której nie dotknęłaby ta tragedia. W tym miejscu, pod tym krzyżem, oficjalnie leży ponad 19 tysięcy osób. 6140 z nich to Polacy” - mówiła Wiktoria Laskowska-Szczur, prezes Żytomierskiego Obwodowego Związku Polaków na Ukrainie.
Stalinowskie represje dotknęły rodzinę pani Wiktorii. „Moich dwóch dziadków rozstrzelano w 1937 roku za to, że byli inteligencją polską. Jeden dziadek był dyrektorem polskiej szkoły, drugi był inżynierem” - powiedziała. „Mimo wszystko, jako Polacy, którzy zamieszkują te ziemie z dziada pradziada, nie wyginęliśmy. Byliśmy tutaj, jesteśmy i będziemy” - zaznaczyła Laskowska-Szczur.
„Tutaj nie ma ani jednej polskiej rodziny, której nie dotknęłaby ta tragedia. W tym miejscu, pod tym krzyżem, oficjalnie leży ponad 19 tysięcy osób. 6140 z nich to Polacy” - mówiła Wiktoria Laskowska-Szczur, prezes Żytomierskiego Obwodowego Związku Polaków na Ukrainie.
Pomnik ofiar czystek stalinowskich powstał w Żytomierzu dzięki wysiłkom Wiktora Borkowskiego, który chciał w ten sposób upamiętnić swojego dziadka, zabitego w trakcie stalinowskich czystek. „Jest to miejsce zagłady ludzi wielu narodów. Wszyscy oni zostali zabici niezależnie od pochodzenia i wszyscy tu razem spoczywają w pokoju. Chcę, żebyśmy i my dzisiaj żyli w takim pokoju, w jakim leżą oni” - powiedział PAP.
W piątkowych uroczystościach uczestniczyła także 83-letnia Bronisława Jaroszewska, którą jako małą dziewczynkę zesłano z rodziną do Kazachstanu. Do Żytomierza wróciła dopiero w 2002 roku.
„Miałam dwa lata, kiedy tatę zabrali i rozstrzelali. Mnie, mamę, dziadka i babunię wywieźli na Kazachstan. Ja tego nie pamiętam, ale ludzie opowiadali, że wyrzucili nas z pociągu w trawę, która sięgała ludziom aż po pas. Wokół nie było niczego, żadnych osiedli, tylko step” - mówiła w rozmowie z PAP.
Wywiezieni do Kazachstanu Polacy nie otrzymywali tam od władz żadnej pomocy i musieli organizować swoje życie, licząc wyłącznie na własne siły.
„Mieszkaliśmy najpierw w namiotach, a potem w ziemiankach. Mrozy były takie, że pieluszki zamarzały. Moja mama, która miała wtedy 25 lat, dostała zapalenia płuc i zmarła, a ja zostałam sierotą” - wspomina Jaroszewska.
Początek masowym czystkom lat 1937-1938 dała dyrektywa nr 00447 podpisana 30 lipca 1937 roku przez ludowego komisarza spraw wewnętrznych (NKWD) Nikołaja Jeżowa, a nakazująca rozprawienie się z "wrogami ludu".
Na jej mocy od 5 sierpnia 1937 roku zaczęły działać "trójki pozasądowe" w składzie: szef lokalnej struktury partyjnej, prokurator i przedstawiciel NKWD. To one "rozpoznały" większość z 1,7 mln spraw "kontrrewolucjonistów" skazanych w latach 1937-38, z których około 700 tys. stracono.
11 sierpnia 1937 roku Jeżow wydał rozkaz numer 00485 nakazujący "całkowitą likwidację polskich siatek szpiegowskich". Ze 143 tys. osób aresztowanych w ZSRS pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Polski w latach 1937-1938 stracono 111 tysięcy osób, w większości Polaków.
Z Żytomierza Jarosław Junko (PAP)
jjk/ mmp/ ap/ son/