Przed wrocławskim sądem rozpoczął się we wtorek proces ośmiu osób oskarżonych o blokowanie marszu, który 11 listopada 2017 r. przeszedł ulicami Wrocławia. Działacze Obywateli RP i OSK stanęli w poprzek ulicy, by uniemożliwić przejście marszu.
Zdarzenie miało miejsce 11 listopada 2017 roku. Marsz Wielkiej Polski Niepodległej zorganizowany przez środowiska narodowców wyruszył spod Dworca Głównego PKP w kierunku rynku. W poprzek ulicy Kazimierza Wielkiego stanęła grupa kontrmanifestantów, trzymając m.in. transparenty z hasłem "Faszyzm nie przejdzie". Doszło do przepychanek, jednemu z kontrmanifestantów wyrwano transparent, inna z uczestniczek została uderzona w głowę odpaloną racą.
Zdaniem oskarżyciela, funkcjonariusza policji Wrocław Stare Miasto, uczestnicy kontrmanifestacji, blokując trasę przemarszu, przeszkodzili w przebiegu niezakazanego zgromadzenia.
Obrońcy obwinionych wnosili o umorzenie postępowania, powołując się m.in. na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego i na postanowienie sądu w Warszawie, który uznał, że zarzut wobec uczestników kontrmiesięcznic smoleńskich jest bezzasadny. Jeden z obrońców już po odczytaniu aktu oskarżenia wnosił o umorzenie sprawy z uwagi na to, że treścią zarzutu przedstawionego przez oskarżyciela jest zakłócanie przebiegu Marszu Niepodległości, a we Wrocławiu taki marsz się nie dobył – miał natomiast miejsce marsz Wielkiej Polski Niepodległej. Sąd jednak oddalił wnioski.
Podczas wtorkowej rozprawy obwinieni nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Troje z nich wygłosiło oświadczenia.
Jeden z obwinionych, Jacek Zabokrzycki, zaznaczył, że protest miał pokojowy charakter, a jego celem nie było zakłócanie patriotycznego przemarszu. "Przyszliśmy po to, żeby zwrócić uwagę na problem faszyzmu i rasizmu, jaki pojawił się w Polsce. Nasz protest był też skierowany przeciwko biernej reakcji służb i braku reakcji władz miasta na to, do czego dochodzi na ulicach miast" – mówił.
Przed sądem przesłuchiwany w charakterze świadka był m.in. komendant komisariatu Wrocław Stare Miasto, który odpowiadał za zabezpieczenie przemarszu spod Dworca Głównego na rynek.
"Policja była zobowiązana do zabezpieczenia prawidłowego przebiegu wydarzenia. Na jezdnie wyszły panie, które zablokowały ją, nie zgadzając się z poglądami uczestników marszu, nie zareagowały też na prośby opuszczenia jezdni" – zeznawał mł. insp. Roman Bojdoł.
Pytany przez obrońców, czy przed próbą zablokowania marszu jego uczestnicy zachowywali się agresywnie i czy policja próbowała interweniować, odparł, że zauważył m.in. odpalanie przez uczestników rac. "Nie podjęliśmy interwencji ze względu na zbyt dużą ilość osób. Marsz był legalnym zgromadzeniem, wylegitymowanie mogłoby doprowadzić do jeszcze większych zamieszek" – mówił. Pytany o hasła wznoszone przez uczestników marszu, przyznał, że słyszał m.in. hasło "Śmierć wrogom ojczyzny". "Były one analizowane z przedstawicielem miasta i potraktowane przez nas jako hasła patriotyczne" – dodał. Jak poinformował, wobec trzech uczestników marszu skierowane zostały później wnioski o ukaranie.
Oskarżonym za zakłócanie przebiegu niezakazanego zgromadzenia grozi kara ograniczenia wolności do 14 dni lub kara grzywny. Kolejną rozprawę zaplanowano na drugą połowę sierpnia.(PAP)
autor: Agata Tomczyńska
ato/ wus/ skr/