W procesie dwóch nastoletnich Anglików, oskarżonych o kradzież dóbr o szczególnym znaczeniu dla kultury z Muzeum w Auschwitz, krakowski sąd przesłuchał w piątek w trybie wideokonferencji nauczycielkę opiekującą się grupą angielskich uczniów podczas wycieczki do Auschwitz.
Przesłuchiwana nauczycielka znajdowała się w sądzie w Cardiff. Dzięki połączeniu wideo mogła wysłuchiwać pytań i odpowiadać na nie. Jak poinformowała krakowski sąd, podczas przesłuchania towarzyszyli jej pełnomocnik oraz rodzice oskarżonych uczniów. Nie byli oni widoczni na ekranie.
Dwaj 17-letni Anglicy zostali zatrzymani w czerwcu 2015 r. przez straż Muzeum po tym, gdy na terenie byłego obozu Auschwitz II-Birkenau wygrzebali z ziemi - według relacji strażnika - przedmioty i schowali je do kieszeni. Działo się to w rejonie, w którym w czasach funkcjonowania obozu znajdowały się magazyny z mieniem zagrabionym Żydom. W chwili zatrzymania mieli przy sobie m.in. części maszynki do golenia i kawałki szkła zbrojonego ze świetlików w baraku.
Nauczycielka, odpowiadając na pytania prokuratora, obrońców i sądu powiedziała m.in., że uczniowie szli w stronę przewodniczki, prawdopodobnie po to, żeby jej zadać pytania, kiedy podszedł do nich strażnik. Zachowywali się w sposób przepraszający, było im niezmiernie przykro i mówili, że absolutnie nie mieli zamiaru wyrządzenia szkody; przepraszali, że wzięli te przedmioty. Nauczycielka dodała, że chłopców cechowała ciekawość i otwartość intelektualna, że byli to wybitni uczniowie i że ona by im zaufała, że chcieli postąpić uczciwie.
Podczas rozprawy sąd oddalił wniosek oskarżycieli o powołanie nowych biegłych, którzy mieliby ocenić, czy zabrane przedmioty stanowiły dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury. Uprzedził także strony o możliwości zmiany zarzutu w kwalifikacji prawnej dotyczącej uszkodzenia zabytku lub wykroczenia kradzieży.
Proces w tej sprawie rozpoczął się we wrześniu ub.r. Oskarżeni wyjaśniali wtedy przed sądem, że jedynie podnieśli z ziemi przedmioty, które chcieli obejrzeć i spytać o nie przewodnika. Zanim zdołali to zrobić, zatrzymał ich pracownik straży. Za kradzież dóbr o szczególnym znaczeniu dla kultury, a za takie uznali przedmioty prokurator i Muzeum Auschwitz, grozi kara do 10 lat więzienia.
Po zatrzymaniu Anglicy początkowo przyznali się do winy i chcieli dobrowolnie poddać się karze. Po powrocie do kraju zmienili jednak zdanie, tłumacząc, że nie mieli świadomości, iż były to przedmioty o szczególnym znaczeniu dla kultury.
Sprawa trafiła do krakowskiego Sądu Okręgowego. Obrońcy domagali się jej umorzenia z uwagi na brak znamion przestępstwa, ponieważ znalezione przez oskarżonych przedmioty nie stanowiły dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury. Prokuratura i Muzeum żądały odrzucenia wniosku adwokatów.
W marcu ub.r. sąd zadecydował, że znalezione przez Anglików przedmioty nie stanowią dobra o szczególnym charakterze dla kultury, a ich brak nie wpływa na status muzeum, które takim miejscem w całości jest. Uznał też, że Anglicy nie zostali prawidłowo poinformowani o zasadach obowiązujących w Muzeum. Kwestię zarzutu kradzieży, stanowiącej w tym przypadku wykroczenie, przekazał do rozpoznania sądowi rejonowemu w Oświęcimiu.
Przeciwko takiemu stanowisku wystąpiły wszystkie strony. Obrońcy uważali, że sprawa powinna zostać umorzona. Z kolei Muzeum Auschwitz podkreśliło, że cały teren Miejsca Pamięci wraz z wszystkimi elementami wyposażenia i instalacji byłego obozu, które znajdują się na jego terenie, jest dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Wskazywało także, że tablice umieszczone przy wejściu i na trasie zwiedzania informują, także w języku angielskim, iż teren Muzeum jest chroniony i zabrania się przemieszczania i wynoszenia z niego jakichkolwiek rzeczy.
W czerwcu ub.r. krakowski Sąd Apelacyjny uwzględnił stanowiska prokuratury i Muzeum. Postanowił, że sprawą kradzieży zajmie się sąd okręgowy. Ma on ocenić zarówno intencje sprawców, jak i kwestie, czy ukradzione przedmioty są dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury.
Anna Pasek (PAP)
hp/ karo/