Bohaterem najsławniejszej ucieczki z hitlerowskiego więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie był znakomity polski narciarz Stanisław Marusarz. Człowiek o niezwykle ciekawym, wręcz filmowym życiorysie.
Urodzony 100 lat temu, 18 czerwca 1913 roku w Zakopanem, sport zaczął uprawiać gdy miał 13 lat. W 1927 roku oddał swój pierwszy skok na zawodach i od tej chwili, koronną konkurencją Marusarza stały się skoki narciarskie, choć uprawiał wszystko to co mieści się pod pojęciem narciarstwa, a więc także biegi i zjazdy.
Droga do sławy
Gdy Stanisław Marusarz wyjeżdżał na Igrzyska Olimpijskie w Lake Placid w 1932 roku, był już znanym narciarzem. Rok wcześniej zdobył mistrzostwo Polski zarówno w skokach jak i w biegu zjazdowym, wygrał wiele krajowych i zagranicznych konkursów. Dwutygodniowa podróż do Stanów Zjednoczonych była dla 19 letniego zakopiańczyka nie lada przeżyciem. Startował w 2 konkurencjach i był w środku stawki.
Igrzyska w Lake Placid były dopiero początkiem wielkiej kariery Stanisława Marusarza. W samych igrzyskach wystartował jeszcze 3 razy. Zdobył ponad 20 razy tytuł narciarskiego Mistrza Polski ( w skokach 11 krotnie), medali srebrnych i brązowych trudno zliczyć. Największy swój triumf przeżył na Mistrzostwach Świata w Lahti 1938 roku, gdy skokami na odległość 67 i 66 metrów zdobył wicemistrzostwo świata. Nic więc dziwnego, że w tradycyjnym plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski piął się coraz wyżej – w 1933 roku był IX, rok później – VI, w 1935 – IV, by wreszcie zając I miejsce w 1938 roku. W opinii polskich kibiców był niekwestionowanym „królem nart”. Wspaniałą karierę przerwała wojna.
Urodzony 100 lat temu, 18 czerwca 1913 roku w Zakopanem, sport zaczął uprawiać gdy miał 13 lat. W 1927 roku oddał swój pierwszy skok na zawodach i od tej chwili, koronną konkurencją Marusarza stały się skoki narciarskie, choć uprawiał wszystko to co mieści się pod pojęciem narciarstwa, a więc także biegi i zjazdy.
Wojna
Natychmiast po przegranej kampanii wrześniowej rodzina Marusarzy włączyła się do prac konspiracyjnych. Brat Jan służył w Polskim Wojsku na Zachodzie, siostra Zofia aresztowana w 1940 roku przebywała aż do końca wojny w Ravensbruck, druga siostra Helena była łączniczką i po wpadce w 1940 roku hitlerowcy rozstrzelali ją w okolicach Tarnowa. Staszek nie był wyjątkiem i już od października 1939 służył jako kurier, przeprowadzając żołnierzy podziemnej Polski przez Słowację na Węgry. Znał Tatry jak własną kieszeń, kondycję miał wyśmienitą, więc nadawał się na kuriera jak mało kto. Tkwił w tym jednak pewien feler – Stanisław Marusarz był sławnym sportowcem i twarz jego dobrze znano w sąsiedniej Słowacji. To właśnie stało się przyczyną ujęcia Marusarza w marcu 1940 roku nieopodal Szczyrbskiego Plesa. Słowaccy żandarmi przy złapanym Marusarzu odkryli 100 tysięcy złotych i szybko zrozumieli jakiej sprawie służył polski „król nart”. Nie dali się przekupić i zawiadomili gestapo. Nie czekając na przyjazd katów, Marusarz po ogłuszeniu strażnika wyskoczył „tygrysem” przez okno. W ciągu paru sekund znalazł się za ogrodzeniem słowackiej komendy, a w chwilę później był już w lesie. Zaskoczeni Słowacy nie strzelali.
Ta pierwsza ucieczka była poważnym ostrzeżeniem dla Staszka. Powrócił do domu, ale jak wspominał na łamach książki „Na skoczniach Polski i Świata” – „Nie mogłem pozostać w Zakopanem zbyt długo. Życie w ciągłym napięciu stawało się zbyt trudne. Trwały aresztowania, a ofiarami nasilającego się terroru gestapo byli również sportowcy. Wielu z nich powędrowało do więzień i obozów koncentracyjnych. W tej sytuacji wraz z żoną Ireną (pobraliśmy się w listopadzie 1939 roku) postanowiliśmy uciekać na Węgry”.
Ucieczka z Montelupich
Młode małżeństwo wyruszyło po kilku dniach. Niezauważeni minęli ostatnie chałupy Zakopanego, szczęśliwie przedarli się przez Tatry, przeszli niemal całą Słowację . Nad granicą z Węgrami aresztowała ich straż graniczna kolaborujących z Niemcami słowackich oddziałów. Małżeństwo Marusarzy zostało przetransportowane do aresztu w Preszowie i rozdzielone. Swą małżonkę, która z tej opresji cudem wyszła cało, Staszek spotka dopiero pod koniec wojny.
Marusarza tym razem trzymano pod silną strażą i szybko oddano Niemcom. Przewieziono do więzienia w Muszynie, potem do Nowego Sącza, do Zakopanego ( gdzie Marusarza okrutnie przesłuchiwano w gestapowskiej katowni „Palace”) a następnie do krakowskiego więzienia przy ul. Montelupich. Początkowo Niemcy trzymali tu zwykłych przestępców i żołnierzy hitlerowskiej armii skazanych za pospolite wykroczenia. Jednakże od początku 1940 roku więzienie przy Montelupich przemieniono w katownię dla polskich patriotów. Cele zaczęły zapełniać się Polakami, a okrucieństwo esesmanów sięgało zenitu. Jednorazowo mogło tu przebywać kilkaset osób, ale bywało, że liczbę te hitlerowcy przekraczali kilkakrotnie.
Marusarz przyjechał do więzienia jednym z pierwszych transportów. Jak po latach wspominał swój pierwszy dzień na Montelupich :„Korytarze były przepełnione. Tego dnia przywieziono bardzo wielu więźniów z różnych więzień w województwie krakowskim. Trwało parę godzin zanim wszystkich rozlokowano w celach. Esesmani niemal bezustannie bili, szturchali, opluwali, lżyli stłoczonych w korytarzach ludzi. Nawet najmniejszy odruch sprzeciwu groził nieobliczalnymi skutkami. Hitlerowcy wystrzelaliby nas bez pardonu.” Od samego początku swego pobytu w krakowskim więzieniu, znany sportowiec myślał o ucieczce. Zaprzyjaźnił się ze współwięźniem, dawnym podoficerem WP, Aleksandrem Bugajskim, aresztowanym za pracę dla konspiracji. Obaj obserwowali strażników i usiłowali odkryć słaby punkt hitlerowskiej katowni. Zgłosili się do prac elektrycznych, dzięki czemu mogli przechodzić przez dziedziniec. Już niebawem jednak, Marusarz mógł spodziewać się najgorszego. Zwłaszcza po tym, gdy odmówił współpracy, na którą Niemcy bardzo liczyli – miał szkolić niemieckich narciarzy i w spokoju doczekać końca wojny.
Po kilku tygodniach pobytu na Montelupich, sławnego narciarza wraz z prawie 140 innymi osobami skazano na karę śmierci. Od tego momentu „król nart” przebywał w celi śmierci, a każdy dzień mógł być jego ostatnim. Po latach Marusarz wspominał pewien dzień, w którym żegnał się z życiem. W miesiąc od skazania go na śmierć, esesmani wywieźli go do podkrakowskiego fortu w Krzesławicach, o którym wiedziano, że jest miejscem egzekucji więźniów. Tam, wraz z grupą kilkunastu innych nieszczęśników ustawiono pod podziurawionym kulami murem, po którym spływała krew. Esesmani stali z karabinami gotowymi do strzału, salwy jednak nie oddali. Więźniom dano łopaty i zagoniono do kopania rowu. Zapewne wszyscy nieszczęśnicy zadawali sobie pytanie – czy kopią swój grób? Okazało się że nie tym razem. Do wykopanych między innymi przez Marusarza grobów trafili inni więźniowie, ci z sąsiedniej celi.
Sportowcowi udało się przecisnąć przez kraty jako szóstemu. Zlatywał na głowę, ale spadając zdołał wykonać obrót i wylądować na obie nogi. Podobne rzeczy wykonywał już na skoczniach narciarskich ratując się przed upadkiem, tyle że tu w każdej chwili zamiast oklasków mógł zaterkotać karabin maszynowy.
Przeżycie w Krzesławicach zdeterminowało Marusarza i kilku innych skazanych na śmierć. Jeszcze intensywniej zaczęli myśleć o ucieczce. Plan był taki, że nogą od taboretu trzeba było wygiąć kraty w oknach, potem przecisnąć się przez ten otwór, wyskoczyć z drugiego piętra potem wspiąć się na 4 metrowy mur, na szczycie którego był drut kolczasty. W następnej fazie ucieczki należało zeskoczyć i uciekać zygzakiem by nie być trafionym przez strażnika siedzącego w wieżyczce więziennej.
Wkrótce udało się wykonać jego pierwszą część - odgięto kraty. Zgodnie z założeniem pierwszy przez okno przecisnął się współinicjator ucieczki Aleksander Bugajski. „To zelektryzowało całą celę. […] rzucono się do okna – zaczęło się dramatyczne przepychanie. Tym jeszcze dramatyczniejsze , że bezgłośne” - wspominał Marusarz. Sportowcowi udało się przecisnąć przez kraty jako szóstemu. Zlatywał na głowę, ale spadając zdołał wykonać obrót i wylądować na obie nogi. Podobne rzeczy wykonywał już na skoczniach narciarskich ratując się przed upadkiem, tyle że tu w każdej chwili zamiast oklasków mógł zaterkotać karabin maszynowy. W ciągu sekundy dał susa przez dziedziniec więzienny i wspinał się na 4 metrowy mur odgradzający uciekiniera od wolności. Po drodze minął współwięźnia leżącego bezradnie ze złamaną nogą. Jemu skok nie wyszedł i pomóc mu już nie można było. We wspinaczce na mur pomogła klamka zamkniętej furtki, od której można się było odbić i złapać drutów kolczastych i dalej po drutach, nie zwracając uwagi na wbijające się w dłonie kolce, wspiąć na mur. Wtedy, gdy uciekinierzy byli na murze rozległy się pierwsze strzały, syreny alarmowe i okrzyki esesmanów.
Po zeskoczeniu z muru każdy uciekał w swoją stronę. Staszkowi udało się, podobnie jak A. Bugajskiemu. Resztę uciekinierów zastrzelono.
Obaj szczęśliwi uciekinierzy wybrali dobrą stronę – uciekli na targ pełen ludzi. Dalej Marusarz uciekał przez Łobzów, trochę na ślepo, bo nie znał dobrze Krakowa. „Idąc w kierunku południowym natknąłem się na rzeczułkę i postanowiłem podążyć jej korytem. Dzięki temu skutecznie gubiłem ślad. Szedłem bardzo szybko, a chwilami biegłem.” Obawa przed pościgiem dodawała mu skrzydeł. W wodzie obmył rany ( był postrzelony w udo i poraniony drutem kolczastym ). Przez Las Wolski dotarł do Wisły, gdzie przygodny rybak o nic nie pytając, przewiózł Marusarza na drugi brzeg, a następnie zaprowadził do chałupy, nakarmił i opatrzył.
Marusarz miał szczęście. Nie na trafił na patrol niemiecki i piechotą przez Skawinę, po wielu dniach dotarł do Zakopanego, ale w kraju był już całkowicie „spalony”.
Nowe życie po ucieczce
Po tych wydarzeniach Marusarz przedostał się na Węgry. Początkowo wszystko układało się pomyślnie i sportowiec zajął się nawet narciarstwem - szkolił Węgrów i projektował im skocznie. Pod koniec wojny jego życie znów stało się zagrożone. Budapeszt obsadzili Niemcy i jeszcze raz polski narciarz miał być rozstrzelany. Dzięki nagłej ofensywie sowieckich wojsk nie doszło egzekucji. Wojnę przeżył, a za swą postawę otrzymał liczne medale ( między innymi Krzyż Walecznych i Virtuti Militari ) i stopień podporucznika. Koszmary wojenne z celi śmierci śniły mu się jednak długo.
Być może w powrocie do normalnego życia dopomógł sport. Marusarz znów przypiął narty i znów zachwycał wynikami. Karierę sportową zakończył mając 43 lata w 1957 roku, ale tak naprawdę ze sportem nie zerwał nigdy. Młodsi nazywali go „Dziadkiem” wśród sportowców. W 1966 roku został zaproszony jako gość honorowy na konkurs Czterech Skoczni i jakie było zdziwienie gdy w Garmisch-Partenkirchen założył narty i skoczył na odległość 60 kilku metrów jako przedskoczek. Dziadkiem był tylko z przezwiska. W 1980 roku znalazł się na Igrzyskach w Lake Placid jako gość honorowy.
Stanisław Marusarza już za życia stał się legendą. Podczas ceremonii zamknięcia II Igrzysk Sportowych Polaków z Zagranicy w 1989 roku Wielką Krokiew nazwano jego imieniem. Zmarł w dramatycznych okolicznościach 29 października 1993 roku. Marusarz miał na cmentarzu na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem wygłosić mowę pożegnalną na pogrzebie swojego dowódcy krakowskiego profesora Wacława Felczaka. Podczas ceremonii nie wytrzymał i zasłabł nie odzyskując już przytomności. Stanisław Marusarz został pochowany niedaleko kwatery swego dowódcy. W obecnym więzieniu przy ul. Montelupich IPN z Okręgowym Inspektoratem Służby Więziennej w Krakowie zorganizował wystawę dotyczącą terroru totalitarnych reżimów w latach 1939-89. Jedna z plansz poświęcona jest najsłynniejszemu uciekinierowi w historii więzienia Stanisławowi Marusarzowi.
Robert Gawkowski